Moje taneczne pas(je) | Klub Tańca Dawnego Alta Novella |
Kronika klubu i pokazy tańca 2023 |
Festiwale Tańca Dawnego 2023 |
Galeria uzupełniająca |
W moich pierwotnych planach, gdy ponad 18 lat temu projektowałam swoją stronę internetową, nie było działu o tańcu. Dlaczego? Przecież lubię tańczyć i sprawia to mi wielką przyjemność. Ale nie miałabym o czym pisać, gdyż przez większość mego dorosłego życia brakowało mi na taniec czasu. Mój mąż był facetem, który nie lubi tańczyć. Przez prawie 40 lat naszego małżeństwa nawet nie chodziliśmy na Sylwestra, bo co on będzie tam robił? Wyjątkiem było nasze wesele i wesele syna, na którym razem szaleliśmy z radości.
Ja i Staś tańczymy na naszym weselu. Widać, że byłam szczęśliwa...
27 lat później - tańczymy na weselu syna - ja w eleganckim kostiumie,
który potem zamieniłam na jedwabną, swobodną suknię (uszytą samodzielnie), aby móc poszaleć
Tak więc ja, osoba kochająca taniec, przez większą część swego życia nie tańczyłam. Co się zmieniło? W wieku, gdy już jest czas na rozwijanie swoich zainteresowań (bo pracy mniej, a dzieci dorosły) trafiłam na zajęcia do klubu tanecznego. Dzięki mojej cudownej córeczce, która, tak jak ja, zawsze lubiła tańczyć i po dwóch latach salsowego szaleństwa ( były w tym również tańce pod Kolumną Zygmunta) została wciągnięta przez koleżankę do towarzystwa, uprawiającego tańce dawne. Zaczęli od tańczenia kontredansów przy fontannie w Ogrodzie Saskim a potem założyli własny zespół (stąd nazwa zespołu Fontana dei Pazzi). Asia jednocześnie sukcesywnie rozwijała swe zainteresowanie na zajęciach tańca dawnego przy zespole „Pawanilia” w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie, coraz bardziej łapiąc bakcyla. Ja jej kibicowałam i szyłam sukienki na różne występy i bale i ekscytowałam się spektaklami jej zespołu na corocznych Spotkaniach z Tańcem Dawnym „Korowód”.
Tańczymy z dwuletnią Asią na podwórku w Przecławiu (1987 r), a 24 lata później Asia tańczy na naszym ogródku w sukni uszytej przez mnie (2011)
A tu tańczy w ogrodach pałacowych w Wilanowie w ramach Spotkań z Tańcem Dawnym Korowód 2011
To samo przedstawienie zespołu Asi - Fontana dei Pazzi - tym razem w sali baletowej
Aż 9 lat temu, wyjeżdżając z Warszawy na rok do Pragi Czeskiej, zaproponowała mi:
„- Może weszłabyś na moje miejsce w grupie tańca dawnego przy Pawanilii?”.
Bardzo mi się ten pomysł spodobał.
„- A dam radę?”
„- Pewnie, tam są też panie w Twoim wieku.”
Spróbowałam i wsiąkłam...
Czym jest dla mnie taniec? Emanacją swobody, niezależności. Natchnioną przez muzykę poezją ruchu. Eksplozją radości. Muzyka unosi mnie, tańczą nie tylko nogi, tańczą wszystkie członki mojego ciała.
Muzyka zresztą zwykle nie opuszcza mnie na dłuższy czas i, gdy nie robię czegoś konkretnego wymagającego myślenia, rozbrzmiewają w mojej głowie różne melodie. Jestem też jedną z niewielu znanych mi osób, których muzyka naprawdę porywa (chyba, że słucham jej w sali koncertowej, wtedy robię to bez ruchu). Po prostu, jak słyszę muzykę, często bezwiednie zaczynam tańczyć. Najzabawniejsze jest to w kościele. Gdy gra dobry zespół, śpiewam, kołysząc się jednocześnie. I jestem jedną z nielicznych osób w kościele tak się zachowującą.
Taniec jest dla mnie emanacją swobody, eksplozją radości - tu tańczę na weselu syna (2007)
Lubiłam tańczyć od najmłodszych lat. Wakacje spędzaliśmy w Przecławiu u babci i dziadka - rodziców mojej mamy. Gdy miałam dwa lata i żył jeszcze wtedy mój dziadek, podobno często przyśpiewywał mi, a ja obracałam się wkoło. Musiałam to robić ładnie, bo zatrzymywał sąsiadów, przychodzących do niego po wodę do studni (dziadek miał na podwórku jedną z dwóch studni w miasteczku) i kazał im patrzeć, jak jego wnuczka tańczy. Przygrywał mi wtedy na grzebieniu, używając papierka. Był mną zachwycony i sąsiedzi, chcąc nie chcąc, musieli przy korzystaniu z dziadkowej zdrowej wody płacić swoisty haracz. Niestety, dziadek wkrótce zmarł i już nikt się tak mną już nie zachwycał...
Moje pierwsze kroki na łące Szkotni i ja z dziadkiem na schodkach do domu w Przecławiu (1955 r.)
Ale tańczyłam dalej, czasami stając przed lustrem na wyimaginowanych puentach, naśladując ruchy, które widziałam u tancerek w telewizji. Często powtarzającym się snem był taki, w którym unosiłam się w powietrze i wirowałam w górze, wzlatując wyżej i wyżej, a potem pikowałam w dół, wyrównując lot tuż nad podłogą. Jak ptak... Nie istniały wtedy dla mnie żadne problemy techniczne ani ograniczenia ;)
To była moja ulubiona sukienka - tak wspaniale się w niej wirowało... (1964 r.)
Mama zapisała mnie w wieku lat pięciu na rytmikę i na zajęcia taneczne w Domu Kultury na Próchnika. Mój tata, który bardzo dobrze tańczył i robili z mamą furorę na dansingach we wczesnych latach małżeństwa, uczył mnie tańczyć walca. Jakie to było przyjemne! Miałam poczucie rytmu i dobry słuch, a muzyka mnie unosiła i ogarniała bez reszty. Mama, która nie posiadała artystycznego wykształcenia, ale pięknie śpiewała w chórze, grała na mandolinie i posiadała talent aktorski, sprawdzony w amatorskim teatrzyku w biurze (według prawdziwego przedwojennego amanta filmowego Aleksandra Żabczyńskiego, który ten teatr w latach pięćdziesiątych prowadził razem ze Stefcią Górecką i którzy namawiali mamę na studia teatralne, mama była samorodnym talentem. Cóż, skoro mama nie miała ukończonej szkoły średniej, częściowo ze względu na czasy wojenne, spędzone w małym Przecławiu a częściowo ze względu na to, że bała się matematyki - (dla tych, którzy znają mnie i nasze wyjątkowo uzdolnione matematycznie dzieci, brzmi to kuriozalnie, ale to prawda – moja mama nie rozumiała ułamków(!)), otóż mama chciała dać mi szansę, na którą ona się nie zdecydowała i posłać mnie do szkoły muzycznej lub baletowej. Ale po wakacjach rozchorowałam się na bardzo ciężką chorobę i o obciążeniu mnie dwoma szkołami naraz nie było już mowy. Zresztą szybko okazało się, że jestem uzdolniona matematycznie, co moją mamę wprawiło w szok i jakieś bałwochwalcze traktowanie mnie – od tej pory miałam się już tylko uczyć i rozwijać...
Moja 28-letnia mama gra córkę majstra w przedstawieniu "Szewcy", reżyserowanym przez Żabczyńskiego (1952 r.)
Ja w wieku lat 5-ciu z mamą
W szkole podstawowej popychana przez mamę artystycznie uczyłam się grać na gitarze, chodziłam na kółko teatralne (sami robiliśmy kukiełki i potem poruszliśmy nimi zza kurtyny), śpiewałam w szkolnym chórze oraz tańczyłam tańce ludowe w jakimś szkolnym zespole i pamiętam, że nawet jeździliśmy na jakieś występy pod Warszawę. A sama znowu tańczyłam przed lustrem, ale już do muzyki Chopina, bo wtedy się w niej zakochałam. W klasie maturalnej chodziłam na kurs tańca, który dał mi podstawy różnych rodzajów tańca towarzyskiego i zaowocował zapoznaniem się z moim pierwszym chłopakiem, Robertem.
Moje lata młodzieńcze przypadły na końcówkę lat sześćdziesiątych i na szalone lata siedemdziesiąte – czasy narodzin muzyki młodzieżowej - rock and rolla i big bitu. Byliśmy zafascynowani tą muzyką, a w czasie wakacji tańczyliśmy na prywatkach do muzyki Beatlesów, Rolling Stonesów (nasza przemiła koleżanka Grażyna z Przecławia miała wujka w Ameryce, który przysyłał jej najnowsze albumy, niemożliwe do dostania w Polsce), Niebiesko Czarnych, Czerwonych Gitar (powolne przytulanki – cóż, to był czas młodzieńczych miłości), Czesława Niemena (przez jakieś dwa lata był nawet modnym taniec, który nazywał się Niemen). Dużo później, już jak byłam na studiach, przyszedł czas na bardzo taneczne utwory Abby, czy zespołu Queen.
Tańczę na studniówce (w drugim rzędzie, bo w pierwszym jest moja przyjaciółka Hania; obok - wygłupiamy się tańcząc poloneza w roboczych chałatach w czasie praktyk studenckich w Łazienkach (ja prowadzę poloneza) - 1973 r.
Od krakowianki (1959) do solistki na dyskotece big - bitowej w Rumunii (1976)
Sylwestra w 1979 r. urządzał Andrzej. Tańczyłam z nim, jeszcze wtedy moim chłopakiem i ze Stasiem - wówczas jeszcze tylko przyjacielem
I cóż. I koniec. Trzy lata po studiach wyszłam za mąż za Stasia i jak już pisałam, na tańcowanie nie miałam już czasu... Wesele Stasia, naszego syna, i dwa wesela dzieci mojej przyjaciółki Danusi z Przecławia, były tylko wyjątkiem od tej reguły.
Tańczę walca z moim tatą na moim weselu, śpiewając oczywiście 25.XII.1980 r.
Poszłam więc we wrześniu 2013 r. na pierwsze zajęcia tańca do grupy, prowadzonej przez Kasię Mazur z Pawanilii, po 33 latach mojego beztanecznego małżeństwa. Było nas na zajęciach kilka pań w różnym wieku i jeden uroczy pan Marek. Przedstawiłam się i od razu nazbierałam kilka punktów, mówiąc, że jestem mamą Asi: („- A to ty uszyłaś Asi taką piękną suknię renesansową”) .
Kasia, która jest ostrożna w stosunku do nowoprzybyłych, powiedziała:
"- Proszę dziś poćwiczyć z nami i zobaczyć, czy będzie Ci to pasowało”
i zaczęła przedstawiać mi towarzystwo a ja... w trakcie tego odwróciłam się do nich plecami i rzuciłam do telefonu, bo zapomniałam go wcześniej wyłączyć. Tak więc zaprezentowałam się na początku, hmmmm..., kontrowersyjnie. A potem była rozgrzewka rozciągająca (bardzo lubię te Kasi rozgrzewki) i musieliśmy między innymi położyć się na podłodze i wykonać ćwiczenia, na które zaprotestował mój kręgosłup – no cóż, byłam sflaczała, nieelastyczna i w dodatku miewałam już lekkie problemy ze wstawaniam z kolan - starość nie radość. Ale jak zaczęliśmy tańczyć... Byłam zachwycona. Tego mi brakowało przez kilkadziesiąt lat. Nasza instruktorka wprowadzała nas w tajniki kontredansa (które wszyscy inni już znali poza mną), a ja co jakiś czas głośno się śmiałam. Kasia patrzyła na mnie podejrzliwie, a ja po prostu nie mogłam się powstrzymać z radości!
Pod koniec lekcji zapłaciłam od razu za cały semestr. Kasia zdziwiona: „-Czy jesteś pewna?”
Czy jestem? Dobre sobie. Taniec jest moją pasją, która znowu rozkwitła we mnie. Jest odpoczynkiem od życiowych zmartwień i rozterek. Jest ukojeniem mojej duszy w trudnych momentach mego życia (w ciągu tych 9 lat tańca w grupie zmarła moja mama, teściowa, przyjaciółka oraz dwoje kolegów z lat młodzieńczych i w 2019 r. mój mąż). Jest ratunkiem przed ociężałością mojego ciała i starzeniem się mojego umysłu (hasło: "po co ci colagen, po prostu tańcz!"). Jest pożywką dla mojej kreatywności – to dzięki tańcom dawnym realizuję kolejną moją pasję, czyli szyję suknie historyczne na występy. Zaowocował odkryciem, że świetnie czuję się na scenie i występy przed publicznością sprawiają mi prawdziwą frajdę (to pewnie po mamie - prawie aktorce...) Tu przypominam sobie, jak 6 lat temu na warsztatach korowodowych, które prowadził pewien aktor usłyszałam od niego wiele komplementów – opowiedziałam o swej drodze do zawodu pedagogicznego z taką werwą, dygresjami i odwoływaniami personalnymi do osób słuchających mnie, że moje wystąpienie zostało podsumowane tak: „Jest pani naturalnym talentem aktorskim i widać, że czuje się pani na scenie świetnie, potrafi pani mówić do większego grona tak, że każdy osobno czuje, jakby mówiła pani właśnie do niego – to wielki dar. Założę się, że pani lekcje nie są nudne i ma pani żywy kontakt z młodzieżą.” ). I wreszcie jest motorem spotkania grupy fajnych ludzi, którzy lubią tańce historyczne i lubią siebie nawzajem, mimo różnicy wieku, profesji, życiowych doświadczeń, temperamentów i wyznawanych ideologii.
Odkryłam, że lubię być na scenie. Tu jest to scena w Ogrodach Królewskich w Warszawie. Spektakl "Dowolny krok" - 2016
A tu na scenie Szkoły Baletowej prezentujemy "Opowieść o róży" z tańcami z XV wieku. (2016 r)
Pozujemy po występie z tańcami renesansowymi - "Muzy" w 2015 r. (Asia pierwsza od lewej, ja - druga)
Alta Novella po spektaklu "Dowolny krok" z tańcami z lat 20 - 30-tych XX wieku. Stanowimy zespół dobranych ludzi, którzy lubią się i bawią się, tańcząc tańce dawne.
Od lewej: Ania P., Agata, Asia, Ania T., Bożenka, Kasia, Artur, Krysia, ja, Ania K., Ania H.
Alta Novella po pokazie tańców XIX- wiecznych w 2017 r.
Od lewej: ja, Bożenka, Ania H., Kasia. Przed nami Agata i Asia
W spektaklu "All that jazz" mogę się wyszaleć nie tylko tanecznie - gram tam srogą nauczycielkę, która zmienia się pod wpływem okoliczności i muzyki (festiwal Scena Dawna 2022 r.)
Tańce historyczne są wymagające. Dziesiątki rodzajów kroków, układanych w sekwencje, które trzeba zapamiętać. Układ choreograficzny z konkretnym rysunkiem na scenie, czyli przestrzenią, którą trzeba kontrolować, gdyż głównie są to tańce grupowe. Niektóre elementy tańca są dla niektórych z nas technicznie trudne do wykonania – przecież nie jesteśmy tancerzami, nie uczęszczaliśmy do szkół baletowych i mamy też swoje lata. Te lata w moim przypadku utrudniają mi taniec nie tylko ze względu na technikę ( a raczej jej brak), czy oporne ciało z wieloma kilogramami naddatku, ale też ze względu na ograniczone już możliwości pamięciowe. Przy tej ilości tańców, które poznajemy (co roku zajmujemy się głębiej inną epoką, ale ciągle też powtarzamy tańce z pozostałych epok): średniowiecze, renesans, barok, kontredanse, tańce w kręgu z różnych kultur, trudno wszystko zapamiętać. Toteż pomyłki są na zajęciach u nas chlebem powszednim i ja reaguję na nie zwylke śmiechem, chociaż, gdy mam większe problemy z ogarnięciem tematu, to czuję się niekomfortowo.
Tańce historyczne są wymagające - tyle kroków, charakterystycznech dla danej epoki trzeba zapamiętać, tyle układów wyćwiczyć... Tu tańczymy taniec z XV wieku Esperance de Bourbon (Alta Novella 2017 r)
Od lewej: Agnieszka, Asia, Agata, Ania, Ola, ja.
A tu zupełnie inny rodzaj tańca z czasów baroku (Alta Novella 2017 r).
Od lewej: Ola, Bożenka, Ania H., Asia, Krzysiek, Agnieszka, Kasia, Ania P., ja.
Tańczymy taniec w choreografii Kasi, wykorzystujący wariacje XVI-wiecznej folii, do wspaniałej muzyki Di Spagnola. (Alta Novella 2017)
Ten kontredans tańczyliśmy na Rynku Nowego Miasta (Alta Novella 2016 r)
Od kilku lat ćwiczymy także tańce polskie po czujnym okiem Ani Popławskiej, czego spektakl "Legenda Lucyfera", prezentowany na festiwalach w Warszawie i Lublinie jest najlepszym dowodem (2020, 2021)
Po wielu latach ćwiczenia baroku Kasia wyreżyserowała dla nas spektakl odtwarzający bardzo sformalizowane barokowe choreografie, którego premiera odbyła się na festiwalu Scena Dawna w maju 2022 r. - po czym musieliśmy nasze emocje odreagować... ("Złota rybka" 2022 r.)
Od 2014 roku odłączyliśmy się od Pawanilii, tworząc własną Grupę Tańca Dawnego Alta Novella.
Dzięki odnalezieniu się w tanecznym towarzystwie nie tylko uczę się tańca, ale również mogłam bawić się nim na różnych balach historycznych.
Ale największym wyzwaniem dla mnie był kurs tańca renesansowego i XIX wieku, który w 2016 r. prowadził we Wrocławiu światowej sławy tancerz i choreograf, znawca i propagator tańców dawnych Lieven Baert. Pojechałam na ten kurs, mimo że był on przeznaczony dla zaawansowanych. Czy czegoś się nauczyłam? Tak, uczyliśmy się kadryla i polki mazurki. Kadryl poszedł mi dobrze, bo w końcu miałam już za sobą 3 lata tańca. Gorzej z polką mazurką, chociaż ćwiczyliśmy już ją z Kasią, ale zbyt szybkie dla mnie tempo robiło swoje. Za to patrzyłam z przyjemnością, jak ładnie wykonuje ten wdzięczny taniec moja córka z koleżanką Anią T. Jeśli chodzi o renesanas, to uczyliśmy się ładnego tańca, który wychodził mi calkiem dobrze, za to poległam na podstawowym kroku galiardy. Cóż za wstyd wobec Kasi... Za to cały kurs był ciekawą przygodą - bardzo przyjemnie było obserwować, jak Lieven prowadzi zajęcia – umiał nawet kilka słów po polsku... Angielski też poćwiczyłam i to w dziedzinie, której dotychczas nie testowałam w tym języku. Proszę, do czego może doprowadzić taniec...
W 2019 roku uczęszczałam na drugi kurs prowadzony przez Lievena, już z dużo lepszym skutkiem.
Ja i Asia na balu Powstania Listopadowego w 2014 r
Uczestnicy balu Arsenału w 2015 r.
Uczestnicy balu szkockiego w 2016 r.
Jesteśmy na wrocławskim balu, prowadzonym przez Lievena Baerta
Bal w dawnym pałacu Czartoryskich w Lublinie w czasie Międzynarodowego Festiwalu Renesansu w 2019 r.
Jak ma się ten rodzaj tańca do mojego dotychczasowego swobodnego tańczenia? Zamiast swobody i wolności ściśle określone i wyliczone kroki. Zamiast fruwania w powietrzu, trzymanie ciała w ścisłym rygorze. Zamiast fantazji w pląsaniu w takt płynacej muzyki, nerwowe myślenie „co ma być dalej?!”. Ale wreszcie po kilku miesiącach ćwiczeń i prób przychodzi taki moment, że już wszystko pamiętasz (Kasia nazywa to pamięcią ciała) i tańcząc możesz wreszcie pomyśleć o tym, aby starać się wykonywać ruchy płynnie i z gracją a potem już tylko cieszyć się. Wtedy taniec daje ci wielką radość i czujesz się częścią wspaniałej muzyki, którą wizualizujesz. To cudowne emocje!
Czy jestem więc pewna? Tak, Kasiu, jestem pewna, że będę tańczyła w naszym zespole dopóki się da.
Fandango jest tańcem mocno ekspresyjnym, ale też trzeba pamiętać o krokach - i jeszcze grać na kastanietach (2015 r).
Ja i moja Asia w pierwszej parze. Asia grała na kastanietach, ja tylko markowałam, bo wtedy jeszcze nie umiałam tańczyć, grając jednocześnie.
Spektakl "Dowolny krok" z charlestonami i Lambeth walkiem był również da nas świetną zabawą. Tu ja z Asią i Ania K. (Alta Novella 2016)
W spektaklu "All that jazz" bawimy się tańcami z lat 50-tych XX w. (2021, 2022 r.)
Jak się dobrze opanuje taniec, można już tańczyć swobodnie.
Tu spektakl "Wspomnienie" z tańcami z XIX wieku (Alta Novella 2017 r).
Tańczymy Ola, Agnieszka, Marek, Krzysiek, Łukasz i ja.
Jak to miło mieć taką córkę
I jak to miło tańczyć z nią
charlestona!
A teraz po tym przydłuuuuu....gim wstępie można wrócić na górę strony, aby z menu wejść na podstrony o klubie Alta Novella, tańcach dawnych i naszych występach:) do góry