Przez pryzmat lat

baner górny

Kronika domu szczęśliwych kotów

    Spokojne lato, 2014

Mam duże zaległości w pisaniu, ale to dlatego, że w ciągu lata i jesieni niewiele się w naszym kocim światku działo. To znaczy - było spokojnie i zwyczajnie. Lato koty przespały a ja, poza trzytygodniowym wyjazdem w góry, przesiedziałam z Elą na ogródku, gdyż synowa rozpoczęła pracę a wnuczka w czasie zaplanowanego dyżuru w przedszkolu rozchorowała się i potem już zamówionego dla Eli miejsca w przedszkolu nie było. W dniu, w którym wracaliśmy z gór i opiekę nad Elą miała przejąć druga babcia, ta miała wypadek na rowerze i złamała sobie miednicę. Tym sposobem Ela spędziła ze mną na ogródku sporą część wakacji. Nawet Redsina wreszcie przyzwycziła się do niej i przestała na jej widok uciekać.

Ela
Ela spędziła na naszym ogródku część wakacji

Kotem najbardziej dostępnym była Metaksa, pozwalająca się Eli huśtać na ogrodowej huśtawce. To dopiero była zabawa!

Zosia z Metką     Metaksa na huśtawce
Kotem, który nie boi się przebywać razem z wnuczkami na ogródku, jest Metaksa - nawet pozwala się huśtać na ogrodowej kanapie (na zdjęciu jest Zosia z Metaksą)

Jedyną rzeczą, która mogła mnie niepokoić, była nieobecność Buzuka przez całe lato. Ale pamiętałam dobrze poprzedni rok, gdy kocurek nie pokazywał się przez całe lato i przyszedł do nas dopiero z jego końcem, więc założyłam, że tak jest i teraz. I rzeczywiście, Buzuki nagle pojawił się na tarasie pod koniec sierpnia, gdy noce stawały się chłodniejsze. Ewidentnie kotek ma jakąś miłą przystań na lato, albo udaje się wtedy na wakacyjną wędrówkę. My lubimy wyjeżdżać na wakacje, to czemu kot miałby nie mieć ochoty?

Wrzesień 2014     Operacja Metki

Niestety wiosenne zapalenie śluzówki w Metkowej buzi dawało znowu o sobie kilkakrotnie znać. Lekarz powiedział Sąsiadce, że należałoby kotce wyrwać zęby, gdyż zrobił się na nich kamień i choroba będzie ciągle wracała, chyba, że uda nam się czyścić jej zęby codziennie. Jak to zrobić z kotem? Niewykonalne, przynajmniej dla mnie. Ale z drugiej strony wyrywanie kotu zdrowych zębów wydawało mi się czymś strasznym. Postanowiłyśmy więc z Sąsiadką poczekać do końca wakacji i kota poobserwować oraz skonsultować się jeszcze z innym lekarzem.

We wrześniu, gdy kotka znowu miała kłopoty z jedzeniem a drugi lekarz potwierdzil diagnozę, zdecydowałyśmy z Olgą, że poddamy kota zabiegowi. W końcu leczenie antybiotykami czy sterydami też nie jest dla zwierzęcia obojętne a przy smarowaniu dziąseł kota specjalną maścią też się go męczyło. A lekarz obiecał, że zostawi kotce kły i przednie zęby, aby jednak mogła trochę gryźć.

Mtaksa



    Metaksa została więc poddana kilku zabiegom: odrobaczono ją i pobrano jej krew, podano antybiotyk przed i po zabiegu oraz zastrzyki przeciwbólowe. Kilkakrotnie też jeździła ze swą dawną panią na kontrolę pozabiegową, gdyż szczęka na początku nie chciała się dobrze goić. Dzielna Olga sama wstrzykiwała kotce lek (a ja ją trzymałam na kolanach).

Ale chyba najgorsze dla Metaksy było przymusowe siedzenie w domu na dzień przed zabiegiem i przez kilka dni po. Olga trzymała ją u siebie, aby uchronić też przed ewentualnymi zarazkami innych kotów. Metaksa, przy akompaniamencie szczekających psów, zamkniętych w innym pomieszczeniu, całe dnie spędzała na parapecie okna, patrząc na swoją panią to smętnie to z wyrazem niezadowolenia na pyszczu (Olga nawet stwierdziła, że Metaksa patrzy na nią nienawistnie :), czekając na wypuszczenie z więzienia. Co ciekawe, przez kilka dni nie załatwiała się nawet, mimo że miała przy sobie kuwetę.


w oknie

Wreszcie weterynarz stwierdził, że pyszczek Metki jest już zagojny a zapalenie minęło i kot mógł opuścić dom. Chyba pobiegła od razu za krzaczek do kociej kuwetki. Od tej chwili Metaksie zdarza się coraz częściej być pieszczotliwą i próbuje to wyegzekwować, włażąc na człowieka i trącając go pyszczkiem. „No co jest? Głaszcz mnie, aby odkupić swoją winę, że naraziłaś mnie na tyle przykrości. Kto mnie łapał i wkładał do koszyka, w którym wywożono mnie na tortury? To teraz pokutuj!”


pieszczochy
Dwa pieszczochy - Metaksa i Redsina z Asią

Jesień 2014     Czas powrotów

Jesiena pogoda trwała w tym roku długo, aż do Bożego Narodzenia, kiedy to w drugim dniu świąt wreszcie pojawił się śnieg. Wcześniej długo utrzymywała się ładna pogoda, jakby rekompensując nam chłodną i deszczową wiosnę a złota polska jesień przyszła późno, ze względu na to, że ani w październiku ani w listopadzie nie było w zasadzie żadnego mrozu (były przez kilka dni poranne przymrozki, ale niewielkie). Nawet nie zdążyłam na czas osłonić kociego schowka pod naszym tarasem i zrobiłam to dopiero po świętach, gdy już wszystko w ogródku przykrył świeży, śnieżny puch i złapał większy mróz.

Było to istotne dla Oklapniętego Uszka, który po letniej nieobecności pojawił się u nas tak, jak Buzuki. Ale Oklapniete Uszko, jak już się materializuje na naszym ogródku, to na całego. Znowu zaczął okupować taras, z małymi przerwami, które spędzał na spaniu pod tarasem. Na starej, wiklinowej kanapie położyłam tam starą kołdrę syna, wypchaną owczą wełną, więc koty mają dobre, ciepłe miejsce do spania na niej i pod nią. Ale, ponieważ zauważyłam, że Oklapnięte Uszko w ogóle znika na noc z naszego ogródka, gdy temperatura spada poniżej zera, więc sądzę, że ma jednak jakąś metę, a może nawet dom. Natomiast nikt się chyba nim nie przejmuje zanadto, gdyż, jak mu ropiało oko na wiosnę, tak jest nadal. Muszę wreszcie pójść do weterynarza, pożebrać o jakiś antybiotyk, gdyż widzę, że jak ja nie pomogę temu kotu, to nikt inny też tego nie zrobi.

Oklapnięte Uszko    znowu Uszko    Uszko na tarasie
Oklapnięte Uszko

Oklapnięte Uszko, od kiedy znowu na jesieni zaczął okupować taras, nabrał okropnego zwyczaju urozmaicania procesu sypania mu jedzenia do miseczki. Łapą trąca rękę karmiącego, jakby chciał przyspieszyć tę czynności. Efekt, oczywiście, jest zgoła odmienny – odskakujemy z wrzaskiem, gdyż kot nie raczy chować pazurków albo rozsypujemy jedzenie dookoła, gdy próbujemy nasypać je bezpośrednio z torebki (aby uchronić ręce). Tak więc trwa to dłużej i najczęściej jedzenie ląduje na połowie tarasu. O co temu kotu chodzi? Co więcej zachowuje się tak bez względu na to, czy jest to jego pierwszy posiłek danego dnia, czy też jest już nażarty, jak anakonda po połknięciu słonia.

Parę razy też udało mu się wejść do naszego domu, gdy akurat karmiłam Buzuka i drzwi od ogrodu pozostawały otwarte. Ze dwa razy pozwoliłam mu wtedy zostać dłużej, aby się ogrzał, ale potem był problem z usunięciem go z domu a ja nie chcę, aby tu się zadamawiał – mam już dość domowników.

Zresztą, razem z chłodniejszymi dniami ściągnął do domu także Amaretto. I, jak to było poprzednio, popołudnia i noce spędzał już w domowych pieleszach, tylko zmienił miejsce spoczynku – zamiast preferowanego przez tyle lat fotelu z futrzakiem, czy intymnego miejsca za maszyną do szycia, tym razem rozwala się na kanapie w salonie na ulubionym kocu Metaksy. Co Metaksa o tym sądzi? Wiadomo: usadawianiu się kocura na kocu (oczywiście na środku, tak aby nikt poza nim nie mógł już w kanapy skorzystać), towarzyszy warczenie wściekłej kotki, czego Amaretto w ogóle nie raczy dostrzegać. Rozkłada się na kanapie, mruczy z ekstazy, czochrając na grzbiecie i, gdy ktoś z nas jest w pobliżu, pozwala się łaskawie w takich chwilach pogłaskać, bez żałosnego popiskiwania, jak to miał kiedyś w zwyczaju. Wygląda na to, że wreszcie zaakceptował nasz dom, jak własny, przynajmniej do czasu pierwszej odwilży, gdyż wtedy z reguły zaczyna się żenić i idzie w Polskę. Futro mu, jak to zwykle na jesieni, wypiękniało, przytył i zrobił się z niego kawał pięknego, dużego kota. A jednak boję się głasać go po całym futrze, gdyż Amaretto tego nie lubi – pozwala tylko głaskać się po główce i trochę po karku – gdy próbuję zejść ręką na grzbiet, wtedy na mnie fuczy.

Natomiast zaskoczył mnie zupełnie tym, że kilka razy wieczorem wlazł do mojego łóżka i spał na nim całą noc razem ze mną. Zniesmaczona tym widokiem Redsina, która jako jedyna dostępowała zaszczytu spania ze mną, odkąd zaginął Łobuz, przestała do mnie przychodzić, tylko zaczęła spać w różnych dziwnych miejscach – a to na stole, a to na półce a to na jakimś koszyku.

Amaretto i Retsina
Amaretto "wygonił" Redsinę z łóżka, a jeszcze w lecie spali zgodnie na tarasie

Redsina na komodzie    Redsina śpi
Teraz Redsinka sypia w różnych dziwnych miejscach

Wołałam kotkę do siebie wielokrotnie, ale, jak kot czegoś nie chce, nie zmusisz go ani siłą, ani perswazją. Kot jest panem samego siebie!
I skorzystała z tego natychmiast Metaksa, wygoniona ze swego koca przez Amaretta – natychmiast usadowiła się na noc na moim łóżku, gdy Amaretta u mnie nie było – przyroda nie lubi próżni...

Teraz więc na mojej kołdrze śpi teraz na zmianę Amaretto i Metaksa a Redsina od dwóch miesięcy przychodzi do mnie na pieszczoszki tylko wtedy, gdy siedzę na fotelu i coś robię na komputerze. Pozwalam jej na to, chociaż oznacza to na ogół koniec mojej pracy, ale nie chcę, aby moja kotka obraziła się na mnie całkowicie.

Takie to mamy problemy, gdy wszyscy domownicy ściągają przed zimą do domu.
Na szczęście nie mamy jeszcze pełnej kociej obsady. Ze względu na ciepłe jeszcze do tej pory noce, obie Małe Czarne, Tekila i Kalua spędzają je na dworze. Pracowicie, jak można wywnioskować z ilości gryzoni, znajdywanych od czasu do czasu na progu. Sądząc z ilości znoszonego przez kotki do spiżarni pożywienia, zima może być ciężka – raz na wycieraczce za drzwiami znalazłam rano SZCZURA. Był ogromny i już zdekapitowany – jak takie małe kotki mogły tego dokonać, nie wiem, ale duszą i charakterem są wielkie!

Październik, listopad 2014     A może Buzuki da się oswoić?

No właśnie. Taka myśl mi zaświeciła, gdy Buzuki przychodził do nas na kolacje w pierwsze zimne wieczory. Za wcześnie było jeszcze na włączanie ogrzewania a otwarcie przez przeszło pół godziny drzwi od ogrodu (zanim kotek się naje i nagości) wyziębiało mieszkanie. Wypróbowałam więc nową metodę. Dawałam kotkowi jeść w kuchni przy otwartych drzwiach a kiedy był zajęty komsumpcją, przechodziłam koło niego powoli i zamykałam drzwi od ogrodu. Kiedyś to nie działało, gdyż kot od razu, gdy tylko koło niego przechodziłam, salwował się ucieczką, ale teraz siedział spokojnie w kuchni, zajadał a nawet zasypiał pod stołem. Kiedy chciałam już iść spać, otwierałam drzwi od ogródka i przeganiałam Buzuka spod stołu. Po prostu super – tak zawsze powinno być.

Ale któregoś razu kot sam wcześniej wyszedł z kuchni, podchodzi do drzwi ogrodowych a tu - zamknięte... Swoim starym sposobem wskoczył za kanapę. A ponieważ była to pierwsza noc z przymrozkami, zostawiłam go tam i poszłam na górę przygotować się do spania. "Niech jeszcze trochę posiedzi w cieple. Wypuszczę go, gdy będę szła spać." - zdecydowałam

Jednak gdy wróciłąm po jakiejś godzince, Buzuczka w salonie nie było. Znalazłam go w piwnicy – leżał na poduszkach ogrodowych i wcale nie wyglądał na zestresowanego – przeciwnie, chyba dobrze mu się spało. Zostawiłam go więc na noc, przykazując mu, aby mnie nie budził. I rzeczywiście, Buzuki spał do rana a przed wyjściem z domu wypuściłam go na dwór. Najpierw szeroko otworzyłam drzwi do ogrodu a potem zeszłam do piwnicy, gdzie powitał mnie syk – Buzuki ostrzegał, że w pomieszczeniu znajduje się groźne zwierzę. Zaszłam go od tyłu, skierowując go do wyjścia z piwnicy i tak wybiegł przez otwarte drzwi na taras. Ale zaraz powrócił do kuchni, jakby nigdy nic. "A śniadanie? Co to za hotel bez śniadania?" Dałam mu więc śniadanie i potem opuściliśmy razem dom.

Tak było kilkukrotnie w zimne noce – Buzuki po zamknięciu drzwi wędruje od razu do piwnicy i nawet zanoszę mu tam jedzenie. Zawsze wita mnie fuczeniem i uspokaja się dopiero, jak upewnia się, że to ja. Po czym wstaje ze swego legowiska, aby zjeść poczęstunek i nawet nie próbuje wyjść z piwnicy – widocznie jest mu tam dobrze. Trzeba dopiero lekkiej perswazji, aby kot wyszedł z ciepłego pomieszczenia i raczył nas opuścić przez drzwi tarasowe, które czekają już na niego uchylone.

A pewnego razu udało mi się dokonać rzeczy zgoła nieoczekiwanej. Nałożyłam kotu jedzenia do miseczki jakoś tak blisko mojej nogi, że, gdy jadł, automatycznie pochyliłam się nad nim i go pogłaskałam. A on nie uciekł!!!

Po raz pierwszy od 6 lat, jak go znam i karmię, Buzuczek dał się pogłaskać! Rewelacja!!! Wyglądał na trochę zdziwionego, ale jadł dalej i odszedł dopiero po chwili. A przecież do tej pory nie było nawet możliwości, aby przemyć mu rany czy wyciągnąć kleszcze, gdy zachodziła taka potrzeba.

Od tej pory udało mi się kilka razy pogłaskać Buzuczka. Może więc uda mi się go wreszcie oswoić?

Buzuki
Czy Buzuki da się wreszcie oswoić?

Listopad, grudzień 2014     Jak, dbając o koty, poszerzyć psie horyzonty

Wreszcie po dwóch latach przymierzania się zrobiłyśmy z Olgą nowy wspólny płot między naszymi posesjami. Stary drewniany, wielokrotnie malowany, był już zbutwiały i silniejszy atak na niego psów Sąsiadki (choćby w trakcie polowania na koty ;) powodawał ułamywanie się sztachetek. Więc kiedyś, rozumowałam, jakiś pies w końcu przedostanie się na moją działkę a wtedy koty już tylko mogą szukać ratunku na drzewach.

Uradziłyśmy, że zafundujemy sobie siatkę, gdyż nie trzeba jej malować i na pewno nie będzie butwiała. Od wiosny czekałyśmy na robotników i wreszcie przyszli. Swojskie chłopaki spod Jaworzyny Krynickiej. Przymknęłam oko na lekką dewastację moich krzewów, w końcu jakoś musieli dostać się do płotu, aby go zdemontować i założyć siatkę. Trochę gorzej było mi zrozumieć, dlaczego zniszczyli moje drewniane płotki, okalające ścieżkę, ale po ustaleniu z szefem, że może mi załatwić modrzewiowy bruk w miejsce zniszczonych przez grzyba resztek obecnego bruku, otumaniona wizją pięknego nowego tarasu i ścieżek, uznałam, że płotki też należałoby w zasadzie wymienić. Tak naprawdę najbardziej interesowało mnie wykonanie przejść dla kotów w nowej siatce.

przy płocie
Już pozbyliśmy się tego okropnego płotu, widocznego za kotem Sąsiada

Kalua
A przy okazji robotnicy połamali nam te płotki, ogradzające ścieżkę, po której wędruje Kalua

Do tej bowiem pory koty miały swoje ulubione dziury w zbutwiałym płocie, przez które przechodziły sobie swobodnie między posesjami i niejednokrotnie uciekały przez nie przed psami. Kazałam więc w tych samych miejscach zrobić dziury w siatce, w sam raz dla kotów, ale na tyle małe, aby pieski się przez nie nie przedostały. I oczywiście bezpieczne.

Panowie wywiązali się z tego świetnie, zaplątując kawałki siatki u dołu tak, że zrobiła się dziura, a ostre końce siatki zostały zabezpieczone, aby kotów nie poranić. Szef zaproponował jeszcze, że przyspawa do siatki kawałek rury, żeby kotki miały elegancki przepust, ale wydał mi się on zbyt szeroki, więc z tego zrezygnowałam. Wykończyłam natomiast brzegi siatki przy przejściach kolorowym sznurkiem, aby były lepiej dla kotów widoczne a w paru miejscach zakończyłam górę siatki, zakrzywiając jej końce tak, aby koty bez przeszkód mogły się przedostać na drugą stronę również górą.

Zadowolona złapałam Małą Czarną, aby na niej wypróbować przejścia i pokazać jej, gdzie są. Kotka i otwory w siatce zdały egzamin. Potem próbę przechodziła Redsina (jako kot najgrubszy): przechodziła w jedną stronę i przechodziła w drugą, chociaż nie wiem dlaczego, nie wyglądała na zadowoloną tak bardzo, jak ja.

No i byłam zadowolona przez jakieś trzy tygodnie, gdy Asia przywitała mnie straszną wieścią, że widziała na naszym ogródku psa.
       Sąsiadki.
Córka Sąsiadki go wołała, żeby wracał na drugą stronę płotu, ale on nie chciał. Tu było ciekawiej...

Zmniejszyłam dziury, ale wkrótce drugi pies znowu był u nas. Nie chciał wracać, więc Sąsiadka przyszła po niego i wynosiła go na rękach przez nasze mieszkanie. I, zmieszana, sama zmniejszyła dziury, przeplatając je drutem...
Potem zasłoniła je w połowie otworu deską...
A pies ciągle w tajemniczy sposób pojawiał się od czasu do czasu u nas.

W końcu Sąsiadka zaczęła ograniczać wypuszczanie psów do swojego ogródka. No pewnie, pojawił się mróz i trochę śniegu – szkoda zwierzaków...;)

A ja czekam, aż minie mróz, abym mogła zrobić pewien eksperyment. Bo chyba domyślam się, jak pies do nas przechodzi. Wcale nie dziurami. Pod siatką! Po prostu się przeciska!

Zima 2015

do góry

Zapraszam na moją stronę o podróżach


mail