Sonet XIV Pielgrzym
U stóp moich kraina dostatków i krasy,
nad głową niebo jasne, obok piękne lice;
Dlaczegoż stąd ucieka serce w okolice
Dalekie, i – niestety! Jeszcze dalsze czasy?
Litwo! Piały mi wdzięczniej twe szumiące lasy
Niż słowiki Bajdaru, Salhiry dziewice,
I weselszy deptałem twoje trzęsawice
Niż rubinowe morwy, złote ananasy.
Tak daleki! Tak różna wabi mnie ponęta;
Dlaczegoż roztargniony wzdycham bez ustanku
Do tej, którą kochałem w dni moich poranku?
Ona w lubej dziedzinie, która mi odjęta,
Gdzie jej wszystko o wiernym powiada kochanku,
Depcząc świeże me ślady czyż o mnie pamięta?
Adam Mickiewicz Sonety krymskie
Rzucony przez naturę na błękitne wody Morza Czarnego i Azowskiego egzotyczny Krym jawił się przez stulecia w naszej polskiej świadomości jako nieustające źródło zagrożenia naszych wschodnich rubieży i nostalgiczne miejsce zesłania, położone prawie na końcu świata. Odrębność kulturowa bitnego narody tatarskiego, którego obsypanym legendarnymi bogactwami gniazdem był Chanat Krymski, podsycała naszą fascynację, a narodowa wyobraźnia ukształtowała obraz piękna natury tego dalekiego kraju na podstawie „Sonetów Krymskich” Adama Mickiewicza. W naszej historii zaś Jałta zapisała się niechlubnymi zgłoskami, jako miejsce ustalenia powojennego podziału wpływów wielkich mocarstw, przypisującego Polsce rolę podległą obcej nam komunistycznej ideologii, polityce i gospodarce ZSRR, a nasze wschodnie tereny były kartą przetargową, zaś przyszłe granice przesuwane były na mapie Europy „samodzierżawnym” palcem Stalina.
Nic więc dziwnego, że obydwoje z mężem bardzo byliśmy tego kraju ciekawi i od dłuższego czasu myśleliśmy o jego bliższym poznaniu. Kiedy zaś parę lat temu nasza córka wróciła z wyprawy na Krym zachwycona i zademonstrowała nam zrobione tam zdjęcia, nasza wycieczka była już tylko kwestią czasu. Wykorzystując kilka dni długiego weekendu czerwcowego i biorąc zaledwie 2 dni urlopu bezpłatnego, wylecieliśmy w 2010 r. na Półwysep Krymski, korzystając z bardzo taniej wycieczki, organizowanej przez biuro „Orbis”, dla którego była to jedna z ostatnich wyczarterowanych imprez przed bankructwem. Tym samym mieliśmy wielkie szczęście, zupełnie sobie wtedy z tego sprawy nie zdając...
Piękne wybrzeże Morza Czarnego
Odlatywaliśmy do Symferopola samolotem ukraińskich linii lotniczych i już na wstępie spotkaliśmy się z czymś, o czym kilkakrotnie słyszeliśmy, ale do tej pory łaskawie nas omijało: z chamskim zachowaniem niektórych naszych rodaków. Na wycieczkę leciało kilku wesołych panów: już w trakcie czekania na samolot zachowywali się głośno, gdyż byli mocno podchmieleni – z ich słów wynikało, że popili już w pociągu do Warszawy. Potem nie przyszli na wyznaczony czas zameldowania się do samolotu i wzywano ich przez megafon. W końcu, po dłuższym czekaniu pozostałych podróżnych, siedzących grzecznie w fotelach, udało się ich zapędzić do samolotu i wystartowaliśmy z opóźnieniem. Ale weseli panowie wcale nie byli z tego powodu jakoś bardzo przejęci - już w trakcie kołowania samolotu dyskutowali ze stewardessą, że oni wolą stać a nie siedzieć przypięci w fotelach a jeden z nich nie chciał zdjąć i schować kapelusza. Doprawdy, uważam że stewardessa miała do nich nieziemską cierpliwość i może brało się to stąd, że panowie mówili tylko po polsku a ona mówiła do nich po rosyjsku i po angielsku i jakoś „nie szło” im się dogadać. Pozostałą część lotu panowie postanowili nam umilić, śpiewając głośno piosenki... A po wylądowaniu na Krymie jeden z nich, ku naszej dużej satysfakcji został zatrzymany przez ukraińskich WOP-istów, szkoda tylko, że na krótko, gdyż jeszcze parę razy w czasie wycieczki dawał nam się we znaki swoją nieskrępowaną radością życia.
Symferopol jest stolicą Autonomicznej Republiki Krymu. Miasto położone jest w centrum południowej części półwyspu i jego nazwę tłumaczy się jako „pożyteczne” – niewątpliwie jest pożyteczne choćby z tego względu, że gdziekolwiek chciałoby się z wybrzeża Morza Czarnego pojechać na Krym, trzeba jechać przez Symferopol (można jechać omijając go, ale trwałoby to dłużej, gdyż jechałoby się po gorszych drogach). W każdym razie wszystkie drogi prowadzą przez Symferopol i byliśmy w nim prawie codziennie, choć zawsze tylko przejazdem.
Z Symferopola pojechaliśmy na południe, najpierw przejeżdżając przez stepy, porastające centrum półwyspu a potem wspinaliśmy się w górę, aby po minięciu Czatyr-dahu zjechać ostro w dół do wybrzeża Morza Czarnego.
Sonet I Stepy akermańskie
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam kolorowe ostrowy burzanu.
Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu,
Patrzę w niebo, gwiazd szukam przewodniczek łodzi,
Tam z dala błyszczy obłok – tam jutrzenka wschodzi;
To błyszczy Dniestr, to wzeszła lampa Akermanu.
Stójmy! Jak cicho! – słyszę ciągnące żurawie,
Których by nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,
Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła,
W takiej ciszy – tak uchu natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy - Jedźmy, nikt nie woła!
Adam Mickiewicz Sonety krymskie
Stepy oglądane w okien autobusu nie zrobiły na nas takiego wrażenia, jak zrobiły na Mickiewiczu, podróżującym nimi wiele dni powozem, zwłaszcza, że przez 200 lat zostały już nieco zagospodarowane a i największe ich połacie znajdują się na północ od Symferopola, czyli w kierunku przeciwnym, niż ten w którym się poruszaliśmy. Sądzę zresztą, że aby poczuć ich atmosferę, trzeba się w nich zanurzyć, powłóczyć falistymi łąkami, a najlepiej pojeździć konno tak, jak przemierzali je kiedyś mieszkańcy tych terenów – Tatarzy. Te trawiaste, suche, rozległe przestrzenie, gdzie rosną głównie trawy, najpiękniejsze są w porze kwitnięcia, kiedy wiatr pochyla lśniące łany.
Część Gór Krymskich porasta lasostep, czyli połączenie stepu z leśnymi płatami. A w najwyższym paśmie górskim króluje sosna krymska, buczyna, zaś łąki zajmujące rozpłaszczone wierzchołki gór, zwane przez Tatarów jajłami (letnimi pastwiskami), porasta do spółki z trawami roślinność skalna. Sporo krymskich roślin wytworzyło kolce, aby chronić się przed utratą wody, a wiele z nich wydziela olejki eteryczne.
Jajła
Roślinność stepowo - skalna
Stepy zajmują 75% powierzchni Krymu, zwłaszcza obniżenia w centrum półwyspu – ma on bowiem nietypowe ukształtowanie: góry nie wnoszą się tu w środku lądu, tylko na południu na jego brzegach, tworząc jakby obwarowanie, spadające ostro do morza (najwyższy szczyt Roman-Kosz ma 1545 m n.p.m.). Tam na wybrzeżu zachowała się roślinność śródziemnomorska z, często przez nas widzianym przy drogach, perukowcem podolskim.
Góry krymskie tworzą obwarowanie półwyspu i wpadają do Morza Czarnego ostrymi klifami
Kwitnący perukowiec
Ponieważ często jeździliśmy z wybrzeża do Symferopolu przez Przełęcz Angarską, mieliśmy okazję napatrzeć się na słynny, tak pięknie opiewany przez naszego wieszcza masyw Czartyr-Dahu.
Sonet XIII Czatyrdah
Drżąc muślimin całuje stopy Twej opoki,
Maszcie krymskiego statku, wielki Czatyrdahu!
O manarecie świata! O gór padyszachu!
Ty, nad skały poziomu uciekłszy w obłoki,
Siedzisz sobie pod bramą niebios, jak wysoki
Gabryjel pilnujący edeńskiego gmachu;
Ciemny las twoim płaszczem, a janczary strachu
Twój turban z chmur haftują błyskawic potoki.
Nam czy słońce dopieka, czyli mgła ocienia,
Czy szarańcza plon zetnie, czy giaur pali domy –
Czatrydahy, ty zawsze głuchy, nieruchomy,
Między światem i niebem jak drogman stworzenia,
Podesławszy pod nogi ziemie, ludzi, gromy,
Słuchasz tylko, co mówi Bóg do przyrodzenia.
Adam Mickiewicz Sonety krymskie
Jego kształt zmienia się w zależności od strony, z której go widzimy: od strony północnej jest to potężny płaskowyż, zakończony jakby odrębną górą a od strony południowej – wybitna opadająca stromo góra z dwoma szczycikami. Góra (1525 m n.p.m.) jest popularnym miejscem dla turystów górskich, również ze względu na występujące tu różne formy krasowe, w szczególności jaskinie.
Zamieszkaliśmy na wybrzeżu Morza Czarnego w miejscowości rekreacyjnej Ałuszta, w dawnym radzieckim sanatorium, zamienionym obecnie w hotel dla zagranicznych gości. Na terenach hotelowych był sympatyczny ogródek, basen i osobny pawilon restauracyjny, gdzie w porach wydawania jedzenia dyżur pełniły przemiłe koty, dokarmiane przez różnych turystów kociarzy (oczywiście przeze mnie też – zawsze nie dojadałam mięsa, aby wynieść coś kotkom dyskretnie w serwetce – kelnerki to zresztą widziały i uśmiechały się równie dyskretnie). Potem zaobserwowałam, że za naszym hotelem, w sosnowym lasku, gdzie mieszkała obsługa hotelowa, stała dyżurna miska, koło której kręciło się spore kocie stadko.
Nasz hotel w Ałuszcie
W tle hotelowego ogrodu widać Czatyr-Dah
Kelnerki były miłe i trochę jakby wystraszone. Tym bardziej było mi wstyd za naszego jednego rodaka, który zrobił im karczemną awanturę o serwowane jedzenie. Zwyczajem ukraińskim na śniadanie podawano ciepłe pożywienie: zupy, ziemniaki, kasze z jakimiś dodatkami. Wędlin i serów było niewiele a na obiadokolacje asortyment się powiększał o dania mięsne i ryby. Pan nawrzeszczał na Bogu ducha winne kelnerki o te ziemniaki: „A co to za zwyczaje, że na śniadanie codziennie podają kartofle, zamiast półmiska wędlin i bekonu”. Ano co kraj, to obyczaj. Uważam, że powinien się cieszyć, gdyż jedzenia było dużo, choć rzeczywiście przypominało smakiem pożywienie podawane w barach mlecznych czy zakładowych stołówkach za czasów socjalizmu. Ale gdyby miał serwowane śniadanie kontynentalne, jak to jest praktykowane w wielu krajach zachodnich, to jeździłby na wycieczki z pustym brzuchem. Z niektórych naszych rodaków wychodzi w ościennych krajach jakieś „wielmożne państwo” i miałam już możliwość obserwowania tego w Wilnie. I dziwić się, że nas w tych niegdyś naszych a obecnie niepodległych krajach nie lubią.
Stołówka - tu karmiono nas i koty
A przy okazji kuchni ukraińskiej należy dodać, że ukraiński obecnie Krym zamieszkują głównie Rosjanie, Ukraińców jest zaledwie 24% a dawnych mieszkańców tych ziem, czyli Tatarów ciągle mało, gdyż po stalinowskiej deportacji całego narodu do Uzbeckiej SSR i jego połowicznym wyniszczeniu, rodowici mieszkańcy Krymu uzyskali zgodę na repatriację dopiero w 1989 roku, a i to ich powrót jest wielkim problemem ze względu na ukraińskie prawo, które nie uznaje podwójnego obywatelstwa. Większość tatarskich repatriantów przebywa tu nielegalnie i oczywiście nie mają gdzie mieszkać – przecież ich własne domu mają od dawna lokatorów – Rosjan.
Z naszego hotelu do centrum Ałuszty chodziło się w dół, koło starych sanatoriów przez teren rekreacyjny, aż do nadmorskiej promenady, gdzie były knajpki, w których serwowano ryby i specjalność krymską - pyszne czeburiaki, czyli nadziewane różnym farszem chrupiące pierogi. Na deptaku zawsze coś się działo, ale na największe zainteresowanie zawsze mógł liczyć ubrany w marynarską koszulkę pan ze swoją małpka, która wiernie powtarzała zachowanie swego pana (no, małpowała po prostu :). Małpeczka była słodka i bardzo zabawna i faktycznie zasługiwała na zachwyty.
Ulubienica turystów na deptaku
Gorzej było z morzem - kamienista plaża i niezbyt czysta woda nie zachęcały do zanurzenia się. Na spacery nad morze chodziliśmy codziennie po powrocie z wycieczek i wracając, kupowaliśmy sobie na wieczór jakieś napoje, degustując po kolei krymskie piwa, wina a przede wszystkim żiwczik – ulubiony przez nas ukraiński napój, przypominający trochę polski podpiwek.
Krymskie plaże nie pozwalają rozkoszować się piaskiem
O Ałuszcie Mickiewicz pisał:
Sonet
III Ałuszta w dzień
Już góra z piersi mgliste otrząsa chylaty,
Konnym szumi namazem niwa złotokłosa,
Kłania się las i sypie z majowego włosa,
Jak z różańca kalifów, rubin i granaty.
Łąka w kwiatach, nad łąką latające kwiaty,
Motyle różnobarwne, niby tęczy kosa,
Baldachimem z brylantów okryły niebiosa;
Dalej szarańcza ciągnie swój całun skrzydlaty.
A kędy w wodach skała przygląda się łysa,
Wre morze i odparte z nowym szturmem pędzi;
W jego szumach gra światło, jak w oczach tygrysa,
Sroższą zwiastując burzę dla ziemskiej krawędzi;
A na głębinie fala lekko się kołysa
I kąpią się w niej floty i stada łabędzi.
Adam Mickiewicz Sonety krymskie
Jak to dobrze być poetą: widzieć to, czego inni nie dostrzegają...
Z Ałuszty robiliśmy wielogodzinne wycieczki po interesujących i wspaniałych zabytkach Krymu. Naszym przewodnikiem był ukraiński student (ale studiujący w Polsce), który posiadał jakieś dawne rodzinne powiązania z Polską i stąd jego zainteresowania naszym krajem. Udzielał nam wielu ciekawych informacji, również polonikówi, o których z założenia nie wspominali miejscowi przewodnicy (czujący się Rosjami, tak jak większość mieszkańców Krymu i reprezentujący w swych wypowiedziach wielkomocarstwowe pretensje) . Z jednym nawet pokłócił się o to, czy Krym powinien być ukraiński czy rosyjski. Anton również raczył nas w czasie podróży wierszami o tematyce krymskiej z największym naciskiem na „Sonety Krymskie” Adama Mickiewicza.
Pewnego wieczoru pobawiłam się w fotografowanie hotelowych róż
Powrót do strony głównej o podróżach