baner górny

Moje dzieciństwo w Przecławiu

Wstęp

kościół W Przecławiu jest taki zwyczaj, że przed poranną niedzielną Mszą Św. odczytywane są przez księdza nazwiska zmarłych parafian, za których obecni członkowie społeczności odmawiają modlitwę. Uczestniczę w tych wypominkach podzielając nastrój tej chwili łączności żywych z przodkami. Wśród monotonnego potoku nazwisk odnajduję te, które słyszałam w młodości, gdy przyjeżdżałam do tego małego miasteczka w Małopolsce, gdzie urodziła się moja mama, choć w większości przypadków nie nakładają mi się na nie twarze. Nigdy zresztą nie miałam pamięci do twarzy. Ale nazwiska brzmią znajomo. Zwłaszcza w tym miejscu, gdzie tak bliska jest w memu sercu prześliczna, secesyjna polichromia z początków XX wieku, chociaż obecnie trochę okrojona do fragmentów ścian świątyni i zubożona przez niepasujący do niej betonowy, płaski strop, zakrywający wspaniałe błękitne niebo ze złotymi gwiazdami dawnego strzelistego neogotyckiego sklepienia. Jakiż piękny był ten kościół! Czyżby to stąd narodziło się we mnie takie zamiłowanie do secesji? Patrzę na obrazy w bocznych ołtarzach, o których wartości dowiedziałam się dopiero, gdy dorosłam, świadków tylu próśb, zanoszonych do Boga przez kolejne pokolenia Przecławian. I przypominam sobie, że będąc dzieckiem sama przynosiłam do nich parokrotnie kwiaty z ogródka babci i ustawiałam je z koleżankami w wazonach na ołtarzach.

I wracają wspomnienia...

Stoimy z mamą i siostrą, odświętnie ubrane, w zakrystii kościoła w czasie niedzielnej mszy. Stoimy tu z boku prezbiterium, chociaż w nawie głównej siedzą w ławkach mieszkańcy miasteczka i okolicznych wsi. Mama jest obok swych koleżanek i kolegów z lat młodości: Sobczykowie, Magleccy, Sękowie, Jaroszowie, Kopaczowie, Wątróbscy, Szeglowscy. Dlaczego są właśnie tu, będąc przed mszą świadkami obrzędu ubierania księdza proboszcza Zająca w uroczysty ornat, rozpalania kadzidła przez ministrantów i otwierania tabernakulum z Bożym Ciałem w bogato zdobionym kredensie? Dlaczego nie w nawie głównej, gdzie uczestniczy we Mszy reszta społeczności? Czy tylko ze względu na łączące ich więzy rówieśniczo – koleżeńskie, czy też chcą podkreślić swą odrębność? Ławy kolektorskie przy ołtarzu głównym są od kilkunastu lat puste, odkąd w 1945 roku opuścili je Reyowie z pobliskiego zamku (rzut beretem od kościoła, albo skok przez potok Słowik i już jest się w zabytkowym, hrabiowskim parku).

tył kościoła
Wejscie do zakrystii, gdzie uczestniczyliśmy w Mszy św.

ołtarz w kościele w Przeclawiu   ołtarz boczny
Ołtarz główny kościoła w Przecławiu otoczony ławami kolektorskimi, z lewej widoczne wejście do zakrystii; obok ołtarz boczny

nawa główna   polichromia
Nawa główna z organami i obecna pozostałość po secesyjnej polichromii wraz z prześliczną amboną

zamek Reyów   zamek od tyłu
Zamek Reyów w latach pięćdziesiątych po opuszczeniu go przez właścicieli, w prawym dolnym rogu - moja mama

We wspomnieniach Anny Potockiej z domu Rey nie pojawiają się nazwiska rodziny naszej czy przyjaciół mojej mamy. Hrabianka wspomina o swoich arystokratycznych sąsiadach, o robotnikach rolnych, pracujących w pańskim majątku (tzw. dworscy), o Żydach, zamieszkujących głównie rynek miasteczka, o kolegach z AK (bez wymieniania nazwisk), ale o pozostałych mieszkańcach miasteczka nie pisze, albo nazywa ich wieśniakami.

Reyowie       rynek Przecław 1912
Reyowie przed swym zamkiem przed wojną i zdjęcie rynku przecławskiego z 1912 r. (zdjęcia z Galerii historycznych zdjęć zamku w Przecławiu i zbiorów biblioteki przecławskiej)

A przecież oni, Polacy mieszkający w miasteczku o kilkusetletniej historii, nie są wieśniakami. Posiadają włości: domy, pola, sady. Ich rodzice i dziadkowie najczęściej zajmowali się murarką, jeżdżąc po całym regionie dawnej Galicji, aby budować zakłady przemysłowe, pensjonaty w kurortach, szerząc sławę przecławskich murarzy i jednocześnie prosząc o opiekę wybranego przez siebie patrona św. Rocha. Niektórzy z nich, jak mój dziadek, uczyli się rzemiosła w Ameryce. A niektóre ich korzenie sięgają rodów szlacheckich, być może wyrugowanych ze swego dziedzictwa na skutek tragicznej historii Polski.

"Pamiętaj, że sroce spod ogona nie wypadłaś, żeś ty szlachta" – tak powtarzała wielokrotnie mojej babci z domu Kordzińskiej, której mama pochodziła z Czucharskich, jej teściowa z domu Rydzowska.

Więc może takie poczucie wspólnoty, pochodzące ze świadomości pewnej odrębności, kazało tej grupie Przecławian ze swoimi odświętnie ubranymi pociechami uczestniczyć we Mszy św. w zakrystii kościoła, skąd bliżej do misterium niż w nawie głównej i dalej od zaśpiewów na kościelno – ludową nutę, które gromko zanosił pod rozgwieżdżony, secesyjny nieboskłon sklepienia świątyni lud. Wszakże oni, utalentowani muzycznie, śpiewali inaczej, czyściej i piękniej, dzieląc chóralną melodię na głosy, wyćwiczeni przez "Sejerhurerkę", jak mama nazywała Janinę Saylhuber, tworzącą z nich przecławski chór w czasie okupacji. Teraz zresztą widzę, jak wielu mieszkańców Przecławia posiadało i posiada szczególne zdolności i potrzeby natury artystycznej.

na podwórku         na sadzie
Ja z siostrą Iwonką i mamą niedzielnie odstawione po powrocie w kościoła (1966, 1967 r.) Mama szyła dla nas stroje samodzielnie, dlatego byłyśmy tak samo ubrane - jak biźniaczki

młodzież u Sajlehuber   u Sajlehuber
Przecławska młodzież na wieczorku u Sajlehuber w czasie okupacji w 1943 r. (na obydwu zdjęciach moja mama stoi jako pierwsza dziewczyna z lewej)
Wśród dziewcząt rozpoznaję: mamę Jankę Furmańską, Danusię Godek, Helę Szawlińską i, jako ostatnią, Henię Wątróbską

chór u Sajlehuber
Próba chóru. Od str. lewej 3 - Bolesław Maglecki, 7 - Ludwik Kopacz, 8 - Sobota Zbigniew, 9 -Antoni Ulanowicz, 11 - Stanisław Godek, 13 - Bronisław Wątróbski
Zdjęcie pochodzi z archiwów biblioteki w Przecławiu

moja mama z przyjaciółmi
Moja mama z najbliższymi przyjaciółmi w 1950 r.
Jako pierwsza od lewej siedzi Janka Kornecka, druga siedzi mama (Janka Furmańska), obok niej Mietek Jarosz, dalej Danusia Sobczyk z córką Marylką i jej mąż Tadek Sobczyk, na końcu Henia Wątróbska

moja mama z mężem i przyjaciółkami
Moi rodzice z mamy koleżankami na rynku w 1953 r.
Od lewej: nie wiem, kto jest jako pierwszy, ale potem siedzi Henia Wątróbska, mój tata Jurek Trochimczuk, Janka Maglecka i moja mama Janka Trochimczuk, z domu Furmańska

Poza więzami przyjacielsko – artystycznymi było też coś jeszcze innego wiążącego tych ludzi ze sobą: poczucie honoru i wspólnej dumy z Małej Ojczyzny, skomplikowane, krzyżujące się więzy rodzinne, przeżycia wojenne oraz łącząca ich z innymi mieszkańcami peryferii miasteczka specyficzna, przecławska gwara. Gwara, którą dziś już, niestety, trudno w Przecławiu usłyszeć (chyba że u starszych mieszkańców i niektórych moich kolegów z dzieciństwa) a którą posługiwała się moja ciocia Ala. Gwara, której elementy podłapywałam i na którą częściowo przechodziłam, ja rodowita warszawianka, gdy tylko wkraczałam cioci domu, przyjeżdżając tu na wakacje. Szkoda, że ta gwara dziś zanika, gdyż mogłaby być ciekawym tematem studiów etymologiczno – etnograficznych.

młodzież przecławska
Przecławska młodzież w czasie wojny w 1941 r. Mama stoi jako pierwsza dziewczyna z lewej

AKowcy
Zdjęcie z mamy albumu z 1943 r. z dedykacją: "Pamiątka od Piątki". Nie znam nazwisk, ale to są mamy koledzy, działający w czasie wojny z AK, może Ci, o których wspominała hrabianka Anna Rey

A jeśli chodzi o więzy rodzinne, to, gdy ze zdziwieniem odkryłam w czasie moich poszukiwań genealogicznych, że jestem spokrewniona z Jaszczami i Ulanowiczami, usłyszałam od mojej koleżanki z lat młodości, Grażyny: "Aniu, my tu wszyscy jesteśmy ze sobą skoligaceni". Mojej mamy to nie zdziwiło – sama przecież mówiła, że do Ameryki ściągnęły dziadka ciotki Ulanowiczki – nie pamiętała tylko dokładnych powiązań między naszymi rodzinami.

Dziwiła mi się natomiast: "Po co ty się w tym grzebiesz?", pytała, gdyż ją łączyły z Przecławiem wspomnienia i doświadczenia nie tylko miłe. Mama swoją młodość wspominała raczej smutno, poza kilkoma latami, gdy (co trudno dziś zrozumieć) w czasie wojny była tu szczęśliwa, gdyż otoczona była gronem przyjaciół. Po wojnie zamieszkała w Warszawie i przyjazd do Przecławia wiązał się tylko z obowiązkami.

"Co cię tam ciągnie?" - nie rozumiała, gdy już jako osoba dorosła chciałam tu wracać. Dziwiła się, gdy jej mówiłam, że gdy tylko zaczyna się lato, nawiedzają mnie sny, że znowu jestem w Przecławiu, po których budzę się z silnym imperatywem, aby pojechać znowu do tego miejsca mego dzieciństwa, choć przecież urodziłam się w Warszawie i tu upłynęło całe moje życie. W końcu pogodziła się z tym.
"Bóla odbyłaś?" - pytała przecławskim slangiem, gdy wracałam z Przecławia z odświeżonymi wspomnieniami.

Ale to Ty przecież Mamo jesteś tego przyczyną. To Ty przywoziłaś mnie tu przez kilkanaście lat na parę miesięcy w roku, darowując mi cudowne dni spędzane na beztroskich zabawach z licznym gronem koleżanek i kolegów, dzieci Twoich przyjaciół z lat młodości. To Ty nasycałaś moją wyobraźnię obrazami i emocjami z czasów swojej młodości, snując historie dziś trudne do pojęcia. To dzięki Tobie miałam tu tak bezpośredni kontakt z przyrodą soczystą i nabrzmiałą upalnymi dniami i nocami pod rozgwieżdżonym niebem (w Warszawie tyle gwiazd nie istniało), które w dojrzewającej dziewczynie budziły takie nadzieje na nieodgadnioną przyszłość. To TY, chcąc nie chcąc, wlałaś w moje serce szczególny sentyment do tego miejsca sielskiego dzieciństwa.

JAsia-16 lat         Jasia-24 lata
Jasia Furmańska: w wieku 16 lat i 24 lat

Jeszcze teraz, gdy czasem zamknę oczy, mogę odtworzyć bodźce, które docierały do mnie, gdy budziłam się rano w pokoju przecławskiego, rodzinnego domu: pianie cioci koguta, szczekania psa Ulanowiczki, muczenie krów, prowadzonych koło naszego domu na pastwisko na Szkotni (Szkotni a nie Skotni, jak to teraz się nazywa, nie wiem czemu), brzęczenie much łączące się w jedną melodię z dobiegającymi z kuchni głosami mamy i ciotki, zapach mleka wydojonej właśnie przez ciocię krowy, strumień słońca, muskający mą twarz zza zasłony i myśl, która nie pojawiała się wtedy w mojej głowie, ale odbijała się emocjami w moim sercu: "To jest moje miejsce, jestem tu szczęśliwa".

Furmańscy       z Pazdanami
I-wsze zdjęcie: 3 pokolenia rodziny Furmańskich - Janka Trochimczuk z domu Furmańska, Helena Kordaszewska z domu Furmańska, Józefa Furmańska z domu Kordzinska, Jan Kordaszewski, Adela Pazdan z domu Furmańska i Kazimierz Pazdan; siedzimy -moja siostra Iwonka i ja (1966)
II-gie zdjęcie: przed domem rodzinnym - Janina Trochimczuk, Iwona Trochimczuk, Kazimierz Pazdan, Adela Pazdan i ja, Ania Trochimczuk (1972 r.)

Dziękuję Wam, ś. p. Mamo i Ciociu Alu, że utrzymywałyście mnie w błogiej nieświadomości wszystkich Waszych problemów, zaprzeszłych i obecnych trudów dnia codziennego. Okrutnej historii, przeżytej przez Was na własnej skórze. Ja tego dowiadywałam się od Was dopiero jako dorosła i te opowieści poniekąd kształtowały mnie. Ale jako dzieci byłyśmy z siostrą od nich chronione. Bo starsze pokolenie trzymało sztamę. "Twoje dzieci mają mieć tu szczęśliwe dzieciństwo. Chociaż one..." – mówiła ciocia Ala do mojej mamy.
Dzięki Wam mogę przyjeżdżać do Przecławia w dalszym ciągu, przyganiana tu sentymentem – tu, do Arkadii mojej młodości.

Jasia Furmańska
Moja mama, Jasia Furmańska, na polach w Arkadii mojej młodości - Przecławiu (1949 r)

Autorzy zdjęć: Jerzy Trochimczuk, Anna Skonieczna. Kilka zdjęć pochodzi ze zbiorów Archiwum Biblioteki w Przecławiu



c.d. Moje dzieciństwo w Przecławiu - podróż i opis posiadłości

do góry