Moje pobyty w Przecławiu w latach studenckich uległy stopniowemu ograniczeniu, głównie ze względu na to, że zaczęłam wyjeżdżać na obozy studenckie i za granicę. Wpadałam tu więc tylko na tydzień, dwa, wracając z gór. Gdy przyjechałam do Przecławia po I roku studiów, odwiedził mnie mój ówczesny chłopak, Jacek "Dżek" Banasiak ze swym przyjacielem Pawłem. Oczywiście zaprowadziłam ich na zamek. To wtedy wujek Kazio namawiał mnie: "Temu Jackowi dobrze z oczu patrzy, weź go sobie za męża". Cóż kiedy ja jeszcze nie przebolałam Dziunka i Jacka traktowałam jako zastępcę...
Pod koniec studiów zaprosiłam do Przecławia swoją przyjaciółkę Hanię z jej nowo poślubionym mężem Markiem Dmowskim. Hania koniecznie chciała na własne oczy zobaczyć te miejsca, o których tyle jej opowiadałam po powrocie z wakacji. Ileż tu się zawsze działo, w przeciwieństwie do nudnych wakacji, które Hanka spędzała z rodzicami w Bułgarii...
Na tarasie zamku z Pawłem i Jackiem w 1974 r.
Z przyjaciółką Hanią i jej mężem Markiem Dmowskim na sadzie w 1976 r.
Moje koleżanki w zasadzie wszystkie poszły po maturze na studia i porozjeżdżały się po różnych miastach i był taki okres, że żadna nie mieszkała już w Przecławiu. Potem założyliśmy rodziny i dopiero, gdy pojawiły się dzieci, nastąpił czas powrotów do rodzinnych domów na wakacje do babć i dziadków.
Ja po skończeniu studiów przez kilka lat nie przyjeżdżałam do Przecławia, zwiedzając świat z moim nowym towarzystwem. Byłam tylko raz w listopadzie 1979 r. na pogrzebie wujka Kazia. Dopiero, gdy urodziłam synka i powróciły wspomnienia z moich lat dziecięcych, zapragnęłam powrotu. Z początku ciocia jakoś nie kwapiła się z zaproszeniem. Mieszkała wtedy już sama w spokoju, wcześniej zlikwidowali z wujkiem pola, oddając je państwu za rentę rolną a sad po trochu okrawali z gruntu, sprzedając go na działki budowlane, w miarę jak ciocia się starzała i miała coraz mniej sił na zbieranie i obróbkę jabłek. Wystarczała jej moja mama, która co roku jeździła do Przecławia, wzywana przez starszą siostrę, która w mamie miała jedynego towarzysza do pracy w domu i do rozmów.
Ala z moją mamą w 1985 r. w oknie przecławskiego domu
Ale mama podeszła ją znanym przecławskim sposobem, gdy Staś miał już 3 lata:
„Ludzie dziwią się, czemu Ania nie przyjeżdża do Przecławia, chociaż ma małe dziecko i byłoby mu tu dobrze, a poza tym nie chciałabyś zobaczyć dziecka Ani?...”.
Ciocia przemyślała sprawę i wysłała list z zaproszeniem. Wtedy mój trzyletni synek pojechał po raz pierwszy do Przecławia, aby odtąd, potem już z siostrą, powracać tu przez wiele lat. Ten jeden raz zasada „a co ludzie powiedzą?” przydała mi się ;) Gdyż, jak już przyjechaliśmy i ciocia usłyszała od sąsiadek piania podziwu, jakim Staś jest pięknym dzieckiem,
to dało jej tak dużą satysfakcję, że z radością przystała na obecność małych dzieci w domu i znowu sprawiało cioci przyjemność zapraszanie dzieci, tym razem 3-go już pokolenia, do zabawy na naszym podwórku i sadzie.
A mojego męża Staszka, jak go nazywała w odróżnieniu od małego Stasia, bardzo polubiła ze wzajemnością zresztą (Staś czuł się w Przecławiu, jak niegdyś mój tata – jakby był w swoim rodzinnym domu). I gdy przyjeżdżał do nas na krótko, nawet broniła go, gdy zaganiałam go do roboty:
„Ludzi mówią, że strasznie wyzyskujesz męża, a to chodzi do sklepu, a to maluje drzwi stodoły...”
Nie mogła zrozumieć, że Staś po prostu lubił coś robić i sprawia mu satysfakcję to, że przyczynia się do poprawienia wyglądu posesji.
Mama z Alą i trzyletnim Stasiem w 1984 r.
Staś przed domem wpatruje dzieci - bardzo chciał się z nimi bawić (1985)
Gdy jeszcze żył mój tata, zawoził mamę i moje dzieci do Przecławia tak, jak poprzednio przez wiele lat swoje dzieci; obok 4-letni Staś nad Wisłoką (1986)
Wzorem mojej mamy ja też uszyłam dla dzieci i siebie komplet podobnych kreacji do kościoła :)
Przecież byliśmy w Przecławiu...
Asia ma tu roczek a Staś 5 lat
Dwie moje ukochane córeczki - Asia i Kamusia w 1991 r.; obok Asia z innym kotem cioci Ali rok później, gdy Kama już nie żyła
I tak historia przecławskiej, dziecięcej Arkadii zatoczyła koło. Teraz ja przyjeżdżałam do Przecławia, aby moje dzieci mogły tu mieć cudowne dzieciństwo, dając cioci Ali w zamian opiekę, pomoc w pracach domowych i zastępując mamę przy gotowaniu (ciocia nie lubiła gotować i podobno przez cały rok poza latem, gdy mieszkaliśmy u niej, nie jadała w ogóle ciepłego obiadu), szyciu zasłon i podomek oraz nakłaniając uszu do wysłuchiwania rodzinnych historii i żalów z całego jej ciężkiego życia. Moja mama pochorowała się na długie lata i już nie opuszczała Warszawy. Przedostatni jej pobyt w Przecławiu był w roku, gdy ja urodziłam Asię, a mama wzięła na wakacje mojego synka i męża i po tygodniu powracali do Warszawy taksówką, gdyż mama poczuła się tak źle, że myślała, że może mieć zawał (nikt jej nie rozumiał i wszyscy na czele z ciocią myśleli, że to histeria, o co mama miała do nas długo żal). W rok, czy dwa lata później mama pokłóciła się z ciocią, która już wtedy miała manię prześladowczą i zarzucała trzeciej z sióstr, czyli cioci Heli oraz mojemu tacie niecne czyny.
Jesteśmy z babcią Jasią i Moniką Mazur na zamku (1986)
Asia i Staś w Przecławiu w 1987 r. (Staś ma 6 lat, Asia 2)
Czasem chodziliśmy na Szkotnię, bo tam była namiastka placu zabaw dla przedszkolaków (1986)
Asia w 1989 r.
Najlepsze zabawy były jednak na podwórku i sadzie cioci
Tak więc ja przejęłam funkcję mamy, z czego ciocia była zadowolona, gdyż przez 6 tygodni w roku nie była sama i mogła się nagadać do woli. Co prawda trochę narzekała, że nie lubię słuchać plotek i dużo więcej czasu poświęcam swoim dzieciom, niż kiedyś mama mnie i Iwonce oraz czasem urywam się z domu na pogaduchy do mojej serdecznej przyjaciółki Danki, która wyszła za mąż za Tośka Muniaka i mieli dzieci : Łukasza, Bartka i Magdę w tym samym wieku, co moje. Ciocia nie mogła też zrozumieć, dlaczego ja tak długo śpię (ona wstawała z kurami), a ja po prostu dopiero późno wieczorami miałam czas dla siebie – dzieci i ciotka spały a ja mogłam czytać lub haftować, odpoczywając od wszystkich.
Ognisko nad Wisłoką, zorganizowane przez Dankę i Tośka w 1994 r. Wśród dzieci widać Łukasza Muniaka, mojego Stasia, Łukasza Kubickiego, syna Marysi, Jurka Łukomskiego, syna Maryli
Pieczemy jabłka: Danka, Łukasz, ja, Staś i Tosiek
Dwa bobasy - Łukaszek i Staś w 1984 r.
Moje dzieci i Bartek, Łukasz i Magda Muniakowie (1987)
Nasze dzieci z dziećmi Danki i Tosia w 1988 i 1989 r
Świetna zabawa odbywała się też na podwórku Matuszkiewiczów, gdzie można było budować zamki w piaskownicy (1989)
I zdjęcie: Staś (8 lat), Łukasz Muniak i Asia (4 lata); II zdjęcie: Bartek Muniak, Staś, Asia, Kuba Mazur (syn Ani Mazur, córki chrzestnej mojej mamy) i Krzyś Olejniczak (syn Hani Jaszcz). Z przodu stoi Madzia
Bartek, Staś, Łukasz, Madzia i Asia u nas na sadzie w 1992 r.
Zdjęcie zrobione na naszym podwórku w pamiętnych rudbekiach w 1992 r. z moją przyjaciółką Danką Muniak z domu Matuszkiewicz. Staś i Łukasz mają tu po 11 lat a Asia ma 7 lat
A dzieci bawiły się na rodzinnym sadzie znowu – nowe pokolenie tworzyli Ania i Adaś – dzieci Grażynki Szurgot (z domu Sobczyk), Basia z Jurkiem – dzieci Maryli Ługowskiej (z domu Sobczyk), Dorotka z Krzysiem – dzieci Hani Olejniczak ( z domu Jaszcz), Monika Mazur, najstarsza z dziewczynek, która przejęła funkcję organizatorki zabaw z bratem Kubą, który dołączył później. Wspaniałym starszym kolegą był też syn Marysi Kubickiej ( z domu Matuszkiewicz), Łukasz, który kipiał pomysłami i potrafił świetnie zajmować się dziećmi.
Basia Ługowska miała szaloną naturę - zabawy z nią zawsze były bardzo dynamiczne ;)
Na zdjęciach Basia, Ania Szutgot i Staś - 1985, 1986 r.
Zabawy na podwórku cioci Ali: Ania Szurgot, Monika Mazur , Basia i Jurek Ługowscy i Łukasz Kubicki oraz oczywiście Staś (1985 i 1987 r)
Chłopaki: Łukasz Kubicki, Adaś Szurgot i Jurek Ługowski i Staś oraz dziewczyny: Ania, Basia i Monika Mazur (1986 i 1987 r)
Na schodach domu siedzą: Monika, Asia (1 rok), Staś, Basia i Ania - 1986 r.
Monika była świetną opiekunką dla małej Asi.
I zdjęcie: Staś - 5 lat, Monika Mazur i Asia - 1 rok; II zdjęcie: Dorotka Olejniczak, Monika z dwuletnią Asią, Ania i Staś - 6 lat
Asia służyła zaprzyjaźnionym dzieciom do zabawy jako maskotka :) - 1987 r.
Na naszym podwórku koło starej studni
Drugie pokolenie Sobczyków, Mazurów, Jaszczów oraz Trochimczuków bawi się na podwórku i sadzie Furmańskich i Pazdanów - 1987
Pod oknem rodzinnego domu z dziećmi: Staś, ja, Asia, Monika, Dorotka, Ania
Zaś potem, kilka lat później, przyjeżdżałam z dziećmi do mojej przyjaciółki Danusi, gdy z kolei moje stosunki z ciocią uległy pogorszeniu i byłam dla niej personą non grata. Staś z Asią bawili się z dziećmi Danki i Tośka, korzystając z ich domu, podwórka i stodoły a ja przechodziłam czasem koło mojego rodzinnego domu z poczuciem wielkiej straty.
Dorotka Ulanowicz z córką Kasią i moim Stasiem; ja z Marysią Kubicką na rogu domu (1987)
Zdjęcia z placu zabaw przy parku (1989 i 1992)
W dawnym ogródku przedszkola przy zamkowym parku pozostały resztki zabawek - 1990
W samolocie można było pomarzyć o lataniu... (1991)
W ostatnim roku przed swoją śmiercią, ciocia wypatrzyła mnie koło domu i zaprosiła nas na obiad. To było dziwne uczucie,
siedzieliśmy przy stole w pokoju, w którym spędziłam tyle szczęśliwych lat, jedząc słynny rosół cioci Ali i rozmawialiśmy na obojętne tematy. Wszyscy czuliśmy się skrępowani.
Wtedy ciocia przy pożegnaniu powiedziała:
„W następnym roku przyjedźcie do mnie”, ale nie było już następnego roku – w lutym 1999 r.
ciocia zmarła nagle i nawet nie mogłam przyjechać na jej pogrzeb, gdyż utknęłam z dziećmi w czasie ferii w Zakopanem, gdyż były wielkie mrozy i opady śniegu. Pogrzeb cioci wyprawiła Iwonka i Staś, mój mąż.
Tego lata przyjechałam z siostrą i Asią zlikwidować mienie cioci i sprzedać dom. Dom wujostwo zapisali Iwonce, gdy ta osiągnęła dorosłość. Miał być zapisany mnie, jako starszej, ale przepisy podatkowe miały się wtedy zmienić lada chwila na takie, że trzeba by było płacić podatek od darowizny a ja wówczas przebywałam w Rumunii i nie mogłam podpisać aktu notarialnego, więc dom dostał się Iwonce. Iwona nie była tak przywiązana do Przecławia jak ja, przez kilkanaście lat nie odwiedzała cioci i koniecznie chciała dom sprzedać, gdyż uważała, że zupełnie nie opłaca się go trzymać, mieszkając w Warszawie. A w dodatku same się wtedy budowałyśmy i pieniądze były nam potrzebne. Robiłam to z bólem serca – część rzeczy oddaliśmy sąsiadce, część zabraliśmy do siebie a meble przypadły Monice, dawnej koleżance moich dzieci, która świeżo wyszła za mąż i była nimi zainteresowana. W czasie tego pobytu w Przecławiu zamieszkałyśmy u Tośków Muniaków i dzień po naszym przyjeźdxie zginęła mama Tośka, więc musiałyśmy w tej tragicznej sytuacji szybka wyjeżdżać w dniu pagrzebu, zwalniając miejsce rodzinie Tosia. Asia płakała, oglądając dom, w którym przebywała jako dziecko i dopiero teraz, jako nastolatka. naprawdę zobaczyła i doceniła jego urodę. Te malowane ściany…
Żal mi teraz, że nawet nie zrobiłyśmy kolorowych zdjęć, ale cała ta sytuacja z likwidacją domu, przewożeniem części cenniejszego czy pamiątkowego uposażenia i śmiercią mamy Tośka, w której domu wtedy mieszkałyśmy, przerosła mnie. Iwona szybko znalazła kupców i gdy wróciłam do Przecławia rok później, dom już nie należał do nas.
Przyjeżdżałam potem do Przecławia średnio co 2 lata, zawsze zatrzymując się u Danki Muniak. Gdy zbliżała się pora wakacji, odżywała u mnie nostalgia za tym miejscem a we śnie chodziłam po domu – czasem śniły mi się w nim moje dzieci, czasem mama i Ala, z którą najzwyczajniej w świecie rozmawiałam i czułam się wtedy cudownie, za to przebudzenie było przykre –
zawsze z przejmującą świadomością, że tego domu, który tak pamiętam, już nie ma, że to już przeszłość, która nigdy nie wróci... Dzwoniłam wtedy do Danki, czy mogę przyjechać na kilka dni.
Mama nie mogła mnie zrozumieć, co mnie tam tak ciągnie… Dla niej Przecław kojarzył się z pracą.
„Bóla odbyłaś?” - pytała, gdy wracałam z mojej Arkadii.
A kochana Danusia, rozumiejąc wszystko, zapraszała mnie do siebie. Mieliśmy też przyjemność uczestnictwa na ślubiach i weselach jej dzieci - Bartka i Magdy. Świetnie się na nich bawiliśmy.
Stoimy na podwórku przed domem Muniaków - Danka, Tosiek i ich najstarszy syn Łukasz
Na weselu Bartka. Siedzę z Danusią i siostrą Tośka, Danką Gąsior z domu Muniak oraz jej mężem, Władkiem
Dziesięć lat temu Grażynka zainicjowała spotkanie dawnych towarzyszy zabaw w swoim domu, który odziedziczyła ze swoja siostrą Marylą po śmierci mamy. Udało jej się zaprosić również osoby, które nie odwiedzały Przecławia od 30 lat. Jakież to było wspaniale przeżycie – spotkać się razem po tylu latach i powspominać! Poszliśmy oczywiście na spacer na zamek i zrobiliśmy sobie sesję zdjęciową oraz posiedzieliśmy na tarasie w kawiarni zamku, w którego zniszczonych salach spędzaliśmy w młodości przyjemne chwile. A po powrocie do domu Grażyna wyciągnęła stare płyty i słuchaliśmy ich na działającym ciągle gramofonie. Usiłowaliśmy sobie również przypomnieć, jak tańczyło się kiedyś Niemena… Było super – tak, jakbyśmy przenieśli się nagle w czasie...
Spotkanie po latach u Grażyny: Maryla, Wiesia, Danka, ja, Grażyna, Wiesiek, Irka i Danka
Maryla, Wiesia i Dzidka czytają teksty o Przecławiu; na zdjęciu obok dwie Danki szwagierki
Oczywiście musieliśmy odwiedzić zamek: Danka, Grażyna, Irka, Danka, ja, Zbyszek, Wiesiek, Wiesia, Dzidka, Robert, Maryla
Spotkanie po latach u Grażyny w tym samym pokoju, gdzie odbywały się prywatki: Wiesia, ja, Staszek Surdel, Zbyszek Ginalski
Radosna pani domu, która urządziła to miłe spotkanie i Wiesiek z Irką i Tośkiem
Tańczymy tańce z lat młodości
Trzy lata temu wracając z synem i wnuczkami z gór zatrzymaliśmy się na krótko w Przecławiu. Staś nie był tu przez 25 lat! Synowa i moje wnuki nigdy... Złożyliśmy kwiaty na cmentarzu, przejechaliśmy tylko koło domu dziadków i cioci, ale potem spędziliśmy urocze chwile na zamku. Bardzo miła pani oprowadziła nas po nim a nawet pozwoliła na zrobienie sobie zdjęć w kilku salach. Oczywiście nie mogło zabraknąć ustawienia się do fotografii na tarasie przed rotundą, która jest tradycyjnym tłem do pamiątkowych zdjęć w tym miejscu.
Moja rodzina na zamku Reyów w dawnej jadalni w 2017 r. - Ela, ja, Małgosia, Staś, Jurek, Zosia
Nasze wnuki w dawnej bibliotece z boazerią z cytatami Mikołaja Reya
Restauracja na parterze zamku
Teraz, gdy jestem w Przecławiu, spaceruję wszędzie, wspominając dawne czasy i ludzi, odpoczywam w parku koło zamku, odwiedzam groby, których jest coraz więcej: dziadkowie Furmańscy i Kordzińscy, ciocia Ala i Kazio Pazdanowie, ciocia Hela i Tadeusz Szawlińscy, cioteczne rodzeństwo mojej mamy, przedwojenne skromne grobowce dawnych właścicieli posiadłości zamkowej Reyów, a dwa lata temu przybył mi do odwiedzania nowy grób - moja serdeczna przyjaciółka Danusia Muniak, powierniczka spraw i problemów na przestrzeni 60 lat całego mojego życia, zmarła nagle. Wcześniej odeszła nagle jej siostra Marysia Kubicka oraz Maryla Ługowska, siostra Grażyny – dwie nasze opiekunki i organizatorki przecławskich zabaw. Wiesiek, nasz przecławski Adonis, w którym kochały się prawie wszystkie dziewczyny, też zmarł młodo i pochowany został we Wrocławiu. To niesamowite, że w ciągu zaledwie paru lat odeszło tyle tak bliskich mi osób z lat mojej młodości, będąc w wieku zaledwie 60-ciu kilku lat – zaczęła tę czarną serię Marysia i skończył mój mąż… A według informacji uzyskanych w Internecie, trochę wcześniej zmarł Dziunek, w którym kochałam się w wieku 19 lat a w tym roku Staszek, obiekt mego krótkotrwałego uczucia, gdy miałam lat 16. Co dzieje się w moim pokoleniem?!!
Grób dziadków Furmańskich
Grób Pazdanów i moich pradziadków Furmańskich
Grób Szawlińskich i moich pradziadków Kordzińskich
Groby sióstr Marysi i Danki z domu Matuszkiewicz
Pozostało mi jeszcze jedno miejsce, w którym czas jakby się zatrzymał – dom Sobczyków, niewiele zmieniony, choć w środku wyremontowany przez Grażynkę. W tym i w zeszłym roku spędziłam w nim cudowne kilka dni na zaproszenie Grażyny, która, tak jak ja, przywiązana do przeszłości, nie chce go sprzedać. Gadałyśmy, wspominałyśmy, oglądałyśmy zdjęcia a nawet skakałyśmy jak dzieci na trampolinie.
Gdy wzbiłam się na niej w górę, widziałam ponad dachem domu Grażynki mój dawny dom rodzinny. Stoi, choć wygląda już inaczej i od dawna nie jest już mój.
Stare kaflowe piece nadają domowi Grażyny wyjątkowy klimat przeszłości. Kaflowa kuchnia została odrestaurowana
A stary sprzęt audio przypomina, jak w młodości słuchaliśmy na nim przebojów rockowych i big-bitowych
Dzięki gościnności mojej koleżanki z lat młodości w dalszym ciągu mogę odwiedzać Przecław
Nasz dawny dom rodzinny został zmodernizowany
Autorzy zdjęć: Stanisław Skonieczny i Anna Skonieczna
Warszawa, dn. 25.10.2020 r.
do góry
Powrót do strony głównej o dzieciństwie
Powrót do strony głównej o podróżach