Zatrzymaliśmy się w hotelu blisko miasta, do którego można było dojechać hotelowym busikiem. I tak też zrobiłyśmy. Przeszłyśmy się sympatycznymi uliczkami, trochę zaglądając do sklepów, trochę szukając jedzenia. Ja zjadłam bardzo smaczną, gorącą kruchą babeczkę, nadziewaną mieloną jagnięciną i wpadłam do kolejnego sklepu fotograficznego, dopytując się o naprawę aparatu fotograficznego. Zaproponowano mi zabranie go do serwisu na dwa tygodnie – tyle to ja mogę zrobić i w Polsce...
Jeden z budynków w Queenstown
Przystań w Queenstown
Wieczór spędziłyśmy na brzegu pięknego jeziora Wakatipu, spoglądając na łódki i jachty odpoczywające na wodzie, która przy zaczynającym się zmierzchu miała szafirową barwę. A po powrocie do hotelu postanowiłam wziąć sprawę aparatu fotograficznego w swoje ręce i za pomocą nożyczek do paznokci delikatnie podważyłam górną część pękniętej obudowy. Wskoczyła na swoje miejsce i ku mojemu szczęściu okazało się, że znowu mam dostęp do przeglądania zdjęć, ustawienia różnych programów automatycznych i zmiany przesłony. Szczelina przy pęknięciu została, ale o wiele mniejsza i wyglądało na to, że wszystkie elektroniczne i optyczne części trafiły na swoje miejsce.
Jezioro Wakatipu
Wieczór spędziłyśmy nad jeziorem Wakatipu
Romantyczny zachód słońca nad jeziorem w Nowej Zelandii
Następny dzień był pełen emocji. Po śniadaniu, które spożyliśmy w restauracji Holiday Inn, położonej na wzgórzu ze wspaniałym widokiem na jezioro Wakatipu, pojechaliśmy nad rzekę Shotover, aby przeżyć ekscytującą przygodę ścigania się motorówką w górskim kanionie. Szybkie motorówki w czerwonym kolorze przepływają pod zabytkowym mostem Edith Cavell Bridge, aby z prędkością 70—80 km/h mknąć po wodzie wąskiej rzeki, wijącej się między pionowymi ścianami kanionu.
Jezioro Wakatipu
Rzeka Shotover, na której odbywają się szalone jazdy motorówkami
Edith Cavell Bridge
Szczerze powiem, że bałam się, ale postanowiłam popłynąć motorówką – w końcu z atrakcji tej korzystało już kilka tysięcy ludzi i jeszcze nikt nie zginął… Ubraliśmy się w kapoki i długie płaszcze, mające na celu osłonić nasze ubrania przed zamoczeniem. Dostaliśmy też okulary ochronne i z tym miałam największy problem – czy je założyć i niezbyt dobrze przez nie widzieć, czy też zostawić swoje okulary. Wybrałam tę opcję i potem żałowałam – w czasie szalonej jazdy, kiedy wiatr i woda atakowały mnie, bałam się, że szkła w okularach mogą ulec uszkodzeniu. Efekt był taki, że w jedną stronę zasłaniałam okulary rękami i też nic nie widziałam. Obawa przed zniszczeniem okularów lub zawadzeniem o skały, gdy motorówka mijała je w odległości metra, zepsuła mi większość przyjemności, gdyż oczy wolałam mieć zamknięte. Dopiero w drodze powrotnej rozluźniłam się, widząc, że jednak mamy szansę uniknąć katastrofy i wtedy już na większym luzie obserwowałam skały wąwozu, głazy zanurzone w spienionej wodzie, koło których mknęliśmy, słońce połyskujące w wzbijanej przez nas mgiełce wodnej. Przyjemne też były obroty o 360 stopni, bo wtedy motorówka zwalniała prawie do zera…
Kazano nam się ubrać w takie eleganckie stroje ;)
Szybki przejazd motorówką
Załadunek na Shotover Jet
Motorówka zmierza do wąwozu
Ale gdy łódź wypłynęła już z wąwozu na szersze miejsce i zawróciła, aby znów wpłynąć między skały, przeraziłam się, że drugi raz mamy wykonać całą trasę i… chciałam wysiadać. Na szczęście dopłynęliśmy tylko po pierwszego zakrętu rzeki i wróciliśmy do pomostu, aby zakończyć tę ekscytującą przygodę. Na zdjęciu, które nam zrobiono na starcie wyglądam jak babcia, owinięta w chustkę (chciałam osłonić uszy przed pędem powietrza) a na nagranym filmie, już nie tylko babcia, ale wręcz stara babuleńka, wtłoczona jak najgłębiej w siedzenie łódki i z przerażeniem zakrywająca oczy, ku uciesze moich koleżanek, które mnie obserwowały. Dla nich ta cała szalona jazda była świetną przygodą.
Na razie jesteśmy uśmiechnięte
Nasza dzielna załoga
Po tej szalonej jeździe, już na luzie, przez jakiś czas obserowałam rzekę a smaczku tym obserwacjom dodawał fakt, że niedaleko w Skippers Canion na tej rzece kręcona była część sceny ratowania Froda przez Arwenę przed Nazgulami (Ford de Bruinen), ta, w której rzeka wzbiera wody i zalewa Czarnych Jeźdźców.
Rzeka Shotover, blisko tego miejsca w Skippers Canion kręcono do filmu "Drużyna Pierścienia" trzymajacą w napięciu scenę, kiedy rzeka wzbiera wody i zalewa Czarnych Jeźdżców.
Później pojechaliśmy do Arrowtown, miasteczka niedaleko Queenstown, które w XIX wieku przeżywało swoją świetność, jako nowozelandzkie eldorado. Przez wiele lat wydobywano tu złoto i całe miasteczko, zbudowane wówczas przez poszukiwaczy złota, wygląda dziś jak plan westernu. Sympatyczne domki w pastelowych kolorach, przeważnie drewniane, tworzą główną ulicę, przy której dziś mieszczą się ekskluzywne sklepy ze złotem i wyrobami z wełny z merynosów, restauracje i muzeum regionalne.
Uliczka w Arrowtown - "złotym mieście"
Stare, urocze budynki tworzą specyficzny nastrój miasta
Sklep z wełną, w którym można kupić wyroby z merynosa
Muzeum regionalne w Arrowtown
Autobus szkolny - teraz też zabytek
Arrowtown
Z przyjemnością przeszliśmy się tą uliczką, mimo upału. W wolnym czasie można było też zejść do rzeki Arrow, na której kręcono część sceny ratowania Froda przez Arwenę przed atakującymi Czarnymi Jeźdźcami (w filmie "Drużynie pierścienia") a rzeka stanowiła mistyczną granicę państwa elfów (Ford de Bruinen). Wcześniej Andrzej zaprowadziła nas do miejsca, gdzie można zobaczyć, w jakich warunkach żyli górnicy, gdy w Arrowtown minęła już gorączka złota i włodarze miasta postanowili sprowadzić Chińczyków, aby przeciwdziałać wymieraniu miasta. Górnicy w rodzinami mieszkali w okropnych warunkach, zajmując małe drewniane chatki i żłobiąc w skałach chodniki w postaci niskich i wąskich jam, w celu poszukiwania resztek złota.
Arrowtown - domek górników
Płukalnia złota
Tak mieszkali górnicy w czasach świetności miasteczka
A tak chińscy górnicy z rodzinami w czasie, gdy złoża złota były na wyczerpaniu
Chiński bieda - domek
Prymitywna kopalnia złota
Queenstown jest stolicą sportów ekstremalnych i większość z nich jest tu dostępnych, na czele ze skokami na bungy, będącymi narodowym sportem Nowej Zelandii. Pierwszy skok oddano właśnie tu z wysokości 43 m, z mostu Kawarau do kanionu rzecznego. Mieliśmy możliwość obserwacji, jak takie skoki są organizowane na tym słynnym moście. Patrzyłam na śmiałków, którzy obwiązani linami w kostkach u nóg, rzucają się w dół, aby potem przez chwilę bujać się na linie tuż nad wodą. Na dole na brzegu czekają na skoczków w pontonie ludzie, którzy podpływają do wiszącego skoczka, ściągają go do łodzi i odwiązują z liny. Gdy obserwowałam chłopaka, który przygotowywany był do skoku i wyglądał, jak nieobecny, prawie mu współczułam. Ale niektórzy lubią taką dawkę adrenaliny. Ja zdecydowanie nie. Dla takich osób ostrożnych, jak ja i dla dzieci działa tu tyrolka. To też chyba ekscytujące - latać nad wodą na takiej podwieszanej na szelkach leżance ;).
Centrum skoków na bungy Kawarau
Niezwykle malownicza rzeka Kawarau, nad którą skacze się na bangy
Stanowisko na moście Kawarau, z którego skacze się na bungy
Skok się na bungy - sport narodowy Nowozelandczyków
Na skoczków na dole czeka łódź ratowników
Lot na tyrolce nad rzeką
Z przyjemnością patrzyliśmy na niesamowicie błękitną rzekę i skalne ściany, nie wiedząc jeszcze, że zdjęcia jednego z dalszych miejsc przełomu rzecznego posłużyły za tło niezapomnianej i zawsze przyprawiającej mnie o dreszcze filmowej sceny, gdy drużyna pierścienia łodziami płynie po rzece Anduin (te cudne zdjęcia niesamowitego kanionu kręcone z helikoptera) do bramy starożytnego królestwa Argonath i nagle pojawiają się przed nimi skalne kolosy. Legandarni potężni władcy królestwa i przodkowie Aragorna stworzeni zostali oczywiście komputerowo.
Kanion rzeki Kawarau. Na tej rzece nakręcono wspaniałe sceny spływu w elfickich łodziach oraz spotkania z gigantycznymi posągami Argonath
Po południu zatrzymaliśmy się na dłużej w Queenstown, które jest pełne turysów przez cały rok, jako że równie dobrze można uprawiać tu sporty zarówno letnie jak i zimowe. Przeszliśmy się przez piękny park na jednym z półwyspów. Podziwiałam olbrzymie drzewa: sekwoje, eukaliptusy, rozłożyste wiązy i klomby z kwiatami.
Piękne jezioro Wakatipu,
nad którym położone jest Queenstown
Queenstown
Park w Queenstown to urocze miejsce, sprzyjające relaksowi
Aleja w parku z imponującymi drzewami
Potężne drzewa w parku - ta po prawej to sekwoja
Po stawie między grążelami lawirują kaczuszki
Ja na tle róż
Próbuję wykazać jaką szerokość ma wiąz
Czas wolny w mieście poświęciłyśmy na przejazd kolejką linową na pobliską górę, skąd roztaczają się niezwykle piękne widoki na jezioro, miasto i otaczające szczyty. Odpoczynek w restauracji z oszklonymi ścianami z możliwością obserwacji statków wycieczkowych, pływających po zatokach w dole oraz kolejki linowej, połączyłyśmy z wypiciem kawy i napojów chłodzących. Jakie to cudowne miejsce z panoramą, która długo zostanie w naszej pamięci...
Wjechałyśmy kolejką linową na górę
aby najpierw odpocząć w restauracji
i zachwycić się niesamowitym widokiem miasta w dole
oraz jeziora
A potem porobić sobie pamiątkowe zdjęcia
Panorama gór Remarkables - wśród ich odludnych szczytów kręcono sceny opuszczenia przez drużynę kopalni Morii po śmierci Gandalfa i ucieczki do lasu
Panorama gór Niezwykłych (Remarkables)
Na pierwszym z tych półwyspów jest park, po którym niedawno spacerowaliśmy
W czasie kręcenia filmu "Drużyna Pierścienia" w Queenstown mieszkało tu około 500 ludzi zatrudnionych przy tym projekcie. Wielu mieszakńców miasta było statystami. Najbliżej Queenstown, w Closeburn, kręcono sceny potyczki z orkami w Amon Hen a w pobliskim Twelve Mile Delta spotkanie z olifantami i strażnikami Gondoru w Ithilien. W okolicy Glenorchy na północnym krańcu jeziora Wakatipu realizowano sceny z Isengardu i królestwa leśnych elfów w Lothlorien. Jeżdżąc po okolicy Queenstown co chwila można trafić na plener, który wykorzystywany był do produkcji filmu i wiele lokalnych biur podróży oferuje kilkudniowe wycieczki śladami Śródziemia, włącznie ze spływem rzeką Anduin, czyli w rzeczywistości Shotover. My pod wieczór pożegnalimy Queenstown i wyruszyliśmy w drogę wzdłuż jeziora Wakatipu i Alp Południowych. Góry są tu trawiaste obsiane gdzieniegdzie skałkami, przy drodze rosną agawy, palmy i paprocie. Z jeziorem związana jest maoryska legenda, jakoby wrzucono tu po wcześniejszym spaleniu potwora, którego serce jeszcze żyje i przez to woda jeziora podnosi się co godzinę o 70 cm. Podobno podnoszący się cyklicznie poziom wody jest prawdą, ale z potworem już przesadzono.
Queenstown to jedno z najpopularniejszych miast w Nowej Zelandii
I nie ma się co dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę jego przepiękne położenie
Jaki ładny szczyt...
Góry w okolicy Queenstown
Z jeziorem Wakatipu związana jest maoryska legenda o zatopionym potworze,
którego serce wciąż bije
i podnosi wody jeziora co godzinę o 70 cm
Z Queenstown pojechaliśmy w kierunku Fiordlandu wzdłuż pasma górskiego, które z wysokich, postrzępionych szczytów przechodzi w łagodne, trawiaste wierzchołki, czasem porośnięte lasem, przypominające mi nasze Beskidy. Na pastwiskach znowu wypasały się stada owiec, krów i jeleni – taki sielankowy widok.
Pożegnanie z jeziorem
Na pastwiskach wypasały się owce, krowy,
jelenie
Nowa Zelandia słynie z pięknych chmur. Polinezyjczycy, którzy przybyli tu w XIII wieku nazywali ten ląd krajem długich białych obłoków
Prawie jak w Beskidach...
Cóż za sielski widoczek...
c.d - Nowa Zelandia - Park Narodowy Fiordland
Powrót do strony głównej o Australii i Nowej Zelandii
Powrót do strony głównej o podróżach