Jedziemy na całodzienną wycieczkę na wschód w stronę Skaftáfell, aż do podnóży jęzora lodowca Vatnajökull, największego w Europie a także największego na świecie poza terenami polarnymi i liczącego 8,5 tys. km kwadratowych, na którego terenie utworzono największy w Europie park narodowy. Droga prowadzi na początku przez znane nam już tereny, jako że to jedyna taka droga na Islandii. Potem roztaczają się przed nami nowe krajobrazy – pobliskie zielone góry, urozmaicone czasami skałkami a za nimi wysokie, surowe szczyty w błyszczącymi połaciami śniegu. To lodowiec Myrdalsjokull.
Krajobraz zielono - bialej Islandii
Takie ładne skałki mijaliśmy po drodze
Zatrzymujemy się na chwilę w ciekawym miejscu, gdzie wśród zielonej trawki i masy kwitnących polnych kwiatków prześwituje czarna ziemia, głównie pokryta żużlem.
To dawna farma o naziwe Laufskalaver, zasypana przez wybuch wulkanu Katla w końcu XIX wieku.
Wulkaniczne tufy są żyzne i szybko pokrywają się roślinnością. Tu dookoła sterczą resztki wulkanicznych skałek, na których poustawiano kamyki otoczaki - każdy, kto jest na tym polu po raz pierwszy, dodaje swój kamyczek do piramidek. To śliczne i nietypowe miejsce na bezkresnej równinie, aż proszące o sesję fotograficzną.
Dalej spotykamy jeszcze dziwniejsze miejsce - unikalny rezerwat przyrody. Czarno-brunatny żużel wymieszany z bryłami pumeksu porośnięty grubym mchem tworzy niesamowitą scenerię.
Wytyczoną ścieżką można przejść między wyjątkowymi dziełami sztuki, utworzonymi przez naturę. To omszałe pole lawowe, utworzone w XVIII wieku na skutek wybuchu wulkanu Laki, który zabił jedną piątą ludności wyspy, robi na nas wielkie wrażenie.
Pole powulkaniczne w miejscu dawnej farmy Laufskalaver
Skałki wulkaniczne ozdobione kamykami i otoczone roślinnością
Można pobawić się tu w chowanego
Pole lawowe składające się z omszałych głazów
To było dla mnie całkowite odkrycie
Szalenie nam się to miejsce podobało
Jedziemy cały czas wzdłuż wybrzeża po obwodnicy. Po jakimś czasie wjeżdżamy na pustynię zasłaną czarnym piaskiem, wypłukanym spod lodowej czapy Vatnajökull przez wodę. Występujące co jakiś czas erupcje podlodowcowych wulkanów nie tylko uwalniają lawę i pyły wulkaniczne, niszczące pola i drogę, ale też wielkie masy lodu, które znoszą wszystko co napotkają na swej drodze. Ostatnia taka erupcja pod lodem miała miejsce w 1996 r, powodując powódź czarnej brei, która zniszczyła obwodnicę, przewody elektryczne oraz 3 mosty na rzekach glacjalnych.
Długo jedziemy przez zielone wybrzeże Islandii
aż osiągamy wulkaniczną pustynię
Zniszczony przez wybuch wulkanu most
Po około 4 godzinach jazdy docieramy w pobliże Vatnajökull, a dokładniej jęzorów jego trzech lodowców – widać je, jak schodzą z szaro-zielonych wzgórz biało - popielatymi połaciami lodu, połyskując gdzieniegdzie na niebiesko. Przez duży zoom aparatu fotograficznego można zaobserwować szczeliny lodowca, które wyglądają jak armia lodowych postaci, schodzących z gór. Jesteśmy u wschodnich wrót Parku Narodowego Skaftáfell. Stąd można wybrać się na wycieczki po kilku trasach pieszych.
Pozuję na tle jednego z lodowców Vatnajökul
A tu jego jęzor
Drugi lodowiec a na nim mnóstwo szczelin
Kolejny lodowiec spływający z gór
Morena czołowa
My jedziemy jednak jeszcze dalej aż do rzeki Jökulsa i po przekroczeniu mostu zatrzymujemy się na brzegu jeziora Jökulsarlon. Kolejny spektakularny widok - spore jezioro, do którego wpełzają leniwie jęzory szarego lodowca. A po jeziorze pływają góry lodowe najprzeróżniejszych kształtów w kolorze biało – niebieskim. A właściwie niebieściutkim. Coś pięknego. Tu czekamy kilkadziesiąt minut na kolejną atrakcję, ale wcale nam się nie nudzi. Obserwujemy dryfujące bryły lodu i taplające się w wodzie ptaki. A atrakcją, na którą czekamy, jest pływanie amfibią pomiędzy tymi malowniczymi blokami lodu.
Na przedpolu lodowca Vatnajökul utworzyło się z wypływającej spod niego wody malownicze jezioro
Unoszą się na nim biało - niebieskie góry lodowe
Jestem przy lodowcu Vatnajökul - kolejne pragnienie spełnione, więc jestem szczęśliwa
Jaskinia śnieżna
W tych resztkach po bryle lodu dopatrzyłam się małych postaci misiów. A obok demonstruję lodową rzeźbę
Islandia jest rajem dla ptaków
Można tu bowiem popływać amfibią z przewodnikiem lub wynająć kajak. Przejażdżka interesująca, pozwalająca na obejrzenie lodowych brył z każdej strony i uruchamiająca pokłady naszej wyobraźni w wyszukiwaniu podobieństw do różnych przyrodniczych obiektów. Dodatkowo pani przewodnik opowiada ciekawe rzeczy o lodowcu a na deser serwuje nam do skosztowania połamane bryłki kawałka lodu, podrzuconego nam przez strażnika parku. Smacznego! Rozpuszczamy właśnie z buzi wodę, którą uwięził w swych okowach lodowiec przed 1000 lat. Podobno taka woda ma potencjał energetyczny zbliżony do potencjału wody w naszych komórkach, dlatego jest bardzo zdrowa. Pijąc ją moglibyśmy żyć dużo dłużej.
Amfibia
Po jeziorze można pływać również kajakami
Jaka bajeczna wycieczka...
Niebieska rzeźba
Dostawa 1000-letniej bryly lodu prosto z lodowca
Smacznego
Po przejażdżce u stóp lodowca zachwyciła nas czarna plaża, leżąca przy ujściu rzeki na brzegu oceanu. Na czarnym miałkim piasku pełno tu oderwanych od lodowca bryłek o nieskazitelnie przezroczystości. Przypominają niepowtarzalne współczesne rzeźby. Zrobiliśmy tu masę zdjęć, bo było warto. Myślę, że bez kozery można nazwać to miejsce Diamentową Plażą.
Diamentowa plaża
Fale oceany gładzą czarny miał i przezroczyste lodowe bryły
Czy to bryła lodu, czy kryształowa rzeźba?
Jak tu niesamowicie!
W powrotnej drodze zatrzymujemy się w Parku Narodowym Staftafell i udajemy się na mały spacer, który prowadzi nas do jęzora lodowca Svínafellsjökull przez pole lawowe początkowo porośnięte niskimi, kwitnącymi krzaczkami a potem już łyse i czarne. Do samej granicy lodowca nie dochodzimy, gdyż oddziela ją od nas jeziorko z wypływającej spod firnu wody. Stoimy więc na żużlowej, czarnej morenie czołowej i patrzymy na majestatyczne szaro – białe hałdy lodu i pojawiające się gdzieniegdzie większe niebieskawe bryły. „To jeden z lodowców Vatnajökull, który kiedyś chciałam zobaczyć” – uświadamiam sobie i jestem szczęśliwa, że moje kolejne pragnienie zostało zrealizowane. Aby podkreślić „wagę chwili” proponuję żartobliwie Bożence, abyśmy odtańczyły tu na przedpolu lodowca barokowy menuet A deux. Próbujemy, ale niezbyt udanie, dla zabawy tylko i na pamiątkę każemy sobie cyknąć fotkę.
Przed nami lodowiec Svínafellsjökull
Park Narodowy Staftafell
Majestatyczne piękno natury
Wyraźnie widoczna morena czołowa
Tańczę menueta
Obszary morenowe w Parku Narodowym Staftafell porasta różnorodna roślinność...
Ale to jeszcze nie koniec wrażeń tego dnia. Po dojechaniu w rejon lodowca Myrdalsjokull i miasta Kirkjubejarklaustur udajemy się na pieszą wycieczkę do kanionu Fjadrargljufur, który wyrzeźbiła rzeka Fjaöra (ach te islandzkie nazwy). Kanion o długości 2 km i głębokości 100 m stanowi nieoczekiwaną rozpadlinę na szerokim płaskowyżu i jest szczególnie piękny. Aż chciałoby się zejść na sam jego dół, ale na to już nie mamy czasu i deszcz zaczyna padać. Wracamy do domku, aby zjeść wreszcie obiadokolację – może tym razem zamiast ryżu makaron?
Rzeka Fjaöra
wyrzeźbiła w płaskowyżu kanion
Kanion Fjadrargljufur
Nie jest długi, ale bardzo malowniczy
Wiola dopasowała się kolorystycznie do tego miejsca
Dzień V
Powrót do strony głównej o podróżach