Po dwóch ładnych dniach pogoda postanowiła zachować się tak, jak powinna na Islandii i od rano padało. Najpierw nieśmiało, więc rano postanowiliśmy zgodnie z planem pojechać nad wodospad Glymur, gdzie mieliśmy odbyć trekking, po którym wiele sobie obiecywałam. Niestety po dłuższej jeździe okazało się, że deszcz przybiera na sile i próba trekkingu z przechodzeniem przez wodospad została już przez naszego lidera określona jako zbyt niebezpieczna. Straciliśmy dość dużo czasu na dojazd, zamiast w taką pogodę zostać w Reykiaviku, przez który przejeżdżaliśmy wcześniej – wszak miasto można zwiedzać także w deszczu i grozi to najwyżej przeziębieniem. Ale nasz lider jakoś długo nie mógł podjąć sensownej decyzji i w końcu wpadliśmy do małego, uroczego miasteczka Arkanas, aby zobaczyć imponujący wrak statku, latarnię morską i zjeść pyszne desery w klimatycznej kawiarni, wystrojem nawiązującej miejscami do statku podwodnego kapitana Nemo. Tam też zainteresowała mnie kolekcja dawnych ubrań z gorsetem na czele. Barman i właściciel kawiarni okazał się gitarzystą i piosenkarzem i można było poprosić go o zaprezentowanie czegoś z jego repertuaru. Chodzenie po klifie stworzonym przez lawę pozwoliło nam z kolei rozruszać zastygłe po długiej podróży kości. I spowodowało ogólna wesołość.
Jedziemy drogą nr 1, czyli islandzką obwodnicą
Takie pojemniki na siano w różnych kolorach widać na islandzkich łąkach
3/5 naszej ekipy
Próbuję przepchnąć wrak statku
Taka sobie jaskółka włóczyła się po wybrzeżu...
Mimo złej pogody humory, jak zwykle, nam dopisywały
Dwa najwyższe budynki w Arkanas
Domy w Arkanas
Kawiarnia w starym stylu
Aby zrekompensować nam zawód związany z wodospadem Glymur, którego w końcu nie zobaczyliśmy, Kuba zawiózł nas do innego interesującego wodospadu (jest ich na Islandii bez liku) koło Borgarfjörður na północ od Reykjaviku. Wodospad Hraunfoss jest unikalny ze względu na sposób wydobywania się wody, która płynie najpierw pod lawową skorupą jako podziemna rzeka i w tym miejscu wydostaje się spod niej cienkimi strumyczkami kaskad. Ścieżka od parkingu najpierw prowadzi nas do mostu, z którego oglądamy wąwóz z niebieską wodą rzeki Hvita (jest ona rzeką glacjalną, stąd ten kolor, tak jak w przepięknych jeziorach lodowcowych w Nowej Zelandii) i pojedynczy wodospad a potem wiedzie nas na punkt widokowy, gdzie można długo stać i delektować się niecodziennym widokiem. Płaskowyż jest tu podziurawiony jak sito, z którego nieustannie ciecze spieniona woda, zbierając się jeden niebieski nurt rzeki w kanionie. Cudnie to wygląda, tak jakby woda wylewała się setkami źródełek spod krzaków. Ten śliczny wodospad uratował dzień, który po trzech poprzednich zapowiadał się na początku raczej smętnie.
Nieduża w swym górnym biegu rzeka Hvita płynie sobie przez płaskowyż koło Borgarfjörður,...
tworząc niewielki wodospad...
i żłobiąc kanion...
aż dopływa do miejsca, gdzie dołączają do niej strumienie podziemnej rzeki
Wodospad Hraunfoss powstaje w nietypowy sposób
Kaskady wody wyciekają z licznych wywierzysk powulkanicznego podłoża
Kaskady Hraunfoss razem z niebieskimi wodami rzeki Hvita tworzą jedno z najpiękniejszych miejsc na Islandii
Dzień VI
Powrót do strony głównej o podróżach