logo

Etiopia - Podróż do Doliny rzeki Omo - "dzikie" plemiona - terytorium plemienia Konso (Dzień XI)

Po śniadaniu złożonym jak zwykle głównie z jajek, pakujemy się do dżipów, aby wyruszyć na najbardziej oczekiwaną część wyprawy: do dzikich plemion usadowionych w dolinie rzeki Omo.

Rzeka Omo, jedna z największych w Etiopii, rozpoczyna swój bieg na Wyżynie Abisyńskiej w środkowej części kraju i kończy u zbiegu granic z Kenią i Sudanem, wpadając w Kenii do Jeziora Turkana. Basen rzeki Omo (wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury i Przyrody UNESCO) jest niezwykle ważny ze względów archeologicznych jak i geologicznych. Znajdowano w nim szczątki najwcześniejszych hominidów, australopiteka i człowieka pierwotnego (Homo erectus), kości dawnych zwierząt i prymitywne narzędzia.

mapa doliny Omo




   Tu także mieszczą się dwa najdziksze, największe i najbardziej niedostępne parki narodowe w Etiopii: Park Narodowy Omo i Park Narodowy Mago. Przybywamy tu, aby poobserwować wspaniałe krajobrazy i dzikie zwierzęta, ale przede wszystkim zobaczyć najbardziej fascynujące, kolorowe i dzikie plemiona w tym kraju. Miejsce to jest wyjątkowe, ponieważ na tak niewielkim obszarze zamieszkuje obok siebie wiele plemion, kompletnie różnych pod względem kulturowym. Szczepów jest ponad dwadzieścia, niektóre liczą dziesiątki tysięcy ludzi, inne niespełna 500, za to kultura każdego jest autentyczna i unikalna. Do większości można dotrzeć tylko samochodami terenowymi, a czasem, gdy spadnie deszcz i to się nie udaje. Rzekę Omo można przekroczyć tylko łodzią, a po drugiej stronie poruszać się można praktycznie wyłącznie pieszo. Ponieważ nie ma tu infrastruktury (dróg, mostów, elektryczności), wciąż przybywa tu mało turystów - zaledwie 2000 rocznie. W dolinie rzeki Omo wszystko jest autentyczne: przyroda, ludzie i ich stroje a także wioski, w których mieszkają.

Najpierw jedziemy bitym traktem wśród plantacji bananowca. W mijanych wąskich strużkach potoków myją się nadzy ludzie, kobiety robią pranie. Potem trakt zamienia się w pylistą, wijącą się czerwonawą drogę. Za oknami pojawiają się czasami wśród akacji okrągłe domeczki, kryte strzechą. Blisko nich ciągną się uprawy sorgo.

droga do Omo
W szerkim korycie rzecznym snuje się wąziutki potoczek

domki  foto - domek

Etiopia - czerwona droga
Czerwona droga...

wśród upraw sorgo
wśród upraw sorgo

Etiopia południowa - wędrowiec z wodą




   Mijani ludzie mają tutaj inną karnację, niż północni Etiopczycy, bardziej czarną. Rysy twarzy też są już bardziej murzyńskie. Wszyscy machają do nas radośnie, dzieci nawet podskakują z emocji. Chyba jesteśmy dla nich taką samą atrakcją, jak oni dla nas. Często wołają, prosząc o butelki plastikowe po wodzie, które są tu bardzo cenne. Wielu z nich wędruje z butelkami i podstawkami – poduszkami. Gdy zatrzymujemy się na chwilę, aby z bliska przyjrzeć się kłosom sorgo, natychmiast przybiegają do nas młode dziewczęta plemienia Gamo. Mają ciekawie plecione tuż przy skórze włosy, które wyglądają zupełnie jak wełniane czapeczki. Następuje wzajemne podziwianie i „obmacywanie” fryzur... Potem pora na sesję fotograficzną.


Etiopia - dziewczyna z południa  Dziewczyna z plemienia Gamo   dziewczyna Gamo
Dziewczyna z plemienia Gamo

styk kultur  fryzura
Podziwiamy wełniaste fryzury

ludzie z południa   ładne zdjęcie
A dzieczęta podziwiają siebie na wyświetlaczu aparatu

W miejscowości Konso zatrzymujemy się na chwilowy odpoczynek i wypicie coli. Od razu rzucają się w oczy stroje kobiet. Noszą one własnoręcznie tkane, często z grubej wełny, spódnice z baskinkami. Pasiasty, kolorowy samodział przywodzi na myśl nasze stroje ludowe. Mężczyźni Konso mają natomiast smykałkę do rzeźbienia w drewnie. Wykonują charakterystyczne tylko dla nich postacie ciemnych mężczyzn i kobiet z białymi, wystrzeżonymi zębami i okrągłymi oczami oraz bardzo ciekawe maski, częściowo malowane (nie udało mi się ustalić czym, ale wygląda to jak lakier) a częściowo wypalane. Strugają też dla swoich dzieci mechaniczne zabawki drewniane. Jedną z nich, pajacyka – gimnastyka, demonstruje mi dumny tata ślicznego bobasa.

Etiopia - u Konso    baskinki
Kobiety Konso noszą wełniane pasiaki z baskinkami

w drodze  w pracy
Ciężka dola afrykańskich kobiet

kobiety Konso

dom Konso   rzeźbiarz Konso
"Takiego wspaniałego gimnastyka zrobił dla mnie tata"

Kilku młodzieńców oferuje nam do kupienia takie rzeźby, ale uważam, że liczą sobie za nie zbyt dużo Za to kupuję prześliczny naszyjnik z paciorków, prawdziwe arcydzieło koralikowe. Robię to z myślą o synowej, która lubi takie rzeczy.

Nieco dalej zatrzymujemy się w wiosce, aby z bliska zapoznać się z życiem plemienia Konso. Od razu zostajemy oblepieni przez mieszkańców, proszących o zdjęcia za 1 birra. Dochodzi do nas dziewczyna tak zmordowana przyniesieniem ogromnego tobołu chrustu, że nie ma siły o nic prosić. I to jej robię najładniejsze zdjęcie.

w wiosce Konso    dziewczyny Konso

podróż na południe Etiopii   zainteresowani
Otoczeni

Przytłoczona
Przytłoczona...

Po uzgodnieniu opłaty za zwiedzanie z szefem wioski, zagłębiamy się między opłotki. Konso mieszkają w okrągłych domach, bardzo przewiewnych, bo pionowo utkanych z patyków, umocnionych poziomymi żerdziami. Nie ma okien, bo po co, skoro ażurowe ściany przepuszczają światło. Za to drzwi zrobione są z gęstej plecionki. Strzechy zakończone są glinianymi dymnikami. Dużo solidniejsze są spichlerze – gliniane, podniesione wysoko nad ziemię na grubych balach z pni.

Wioska Konso w Etiopii
Wioska Konso

foto -wioska Konso

spichlerz  gołebnik
Ten domek gliniany na palach to spichlerz, a mały pleciony - gołębnik?

foto - malowniczy domek  szmatka
A tu domek mieszkalny z glinianym dymnikiem

owca   foto - krowy

W środku w jednej izbie mieszka cała rodzina. Centralne miejsce zajmuje palenisko, zabezpieczone kamieniami. Gospodynie Konso wykorzystują do przechowywania pożywienia naczynia gliniane i owocowe tykwy.

Etiopia południowa - palenisko

wnętrze domu  duża tykwa

tykwy

Dalsza droga jest coraz bardziej piaszczysta. Przekraczamy przepływające przez nią w poprzek strumienie. Teraz widać, że rzeczywiście napęd na cztery koła jest niezbędny. A jednocześnie co za frajda. Przy takich przeprawach czekają na nas młodzieńcy Konso z rzeźbami. Ceny, których sobie życzą, są znacznie mniejsze od tych w miasteczku. Wobec tego kupuję parkę brązowych, wielkookich ludzików i oryginalną maskę, aby wzbogacić moją kolekcję. Takich rzeźb nie widziałam w żadnym sklepie z pamiątkami. Mam coś unikalnego!

piaszczysta droga

przeprawa przez rzekę  podróż po Etiopii
Przejeżdżamy przez rzeki

rzeka

Podjeżdżamy na tereny górzyste. Piękne widoki – wśród zieleni wzgórz kryją się kurne chatki. Gdy stajemy, aby zrobić zdjęcia panoramy, natychmiast pojawiają się koło nas półnadzy ludzie. Po krótkich pertraktacjach stary mąż zgadza się na zrobienie zdjęcia swojej żonie.

Etiopia - wzgórza   drzewo

etiopska panoama
Nostalgiczna panorama

domki   wzgórza

Etiopia -stara żona

Na kamienistej drodze dwukrotnie mijamy ciężarówkę i cysternę, które tu utknęły. Z satysfakcją myślimy, że nasze toyoty sprawują się o wiele lepiej.

w podróży - cysterna   ciężarówka

Wjeżdżamy w busz, składający się przede wszystkim z rozłożystych akacji, które pokrywają drobniutkie białe lub żółte kwiaty oraz kolczastych krzewów. Gdzieniegdzie pojawiają się kopce termitów.

w sawannie
Pędzimy piaszczystym traktem wśród akacji

drzewo z żółtymi kwiatami  kwiaty akacji

wśród akacji

Etiopia - kopce    kopiec termitów
Sterczące fallicznie kopce termitów

Wielki Afrykański Rów Tektoniczny
Piękny krajobraz Wielkiego Afrykańskiego Rowu Tektonicznego

Miejsca, gdzie w porze deszczowej było dużo wody, odwadniają się już, a nawet trafiamy na wyraźne wysuszoną glebę. Wygląda, jakby ktoś powykrawał w niej wielkie kawałki puzzli.

susza  ziemia
Wysuszone jezioro

etiopska susza
Tak wygląda etiopska susza...

w etiopskiej restauracji




   Dłuższy wypoczynek, połączony z lunchem, mamy w Weyto (Woito). To spora miejscowość, gdzie obok jadłodajni jest możliwość skorzystania ze „sławojki” a nawet umycia rąk w bieżącej wodzie (sprytnie wypuszczanej z beczki z kranikiem). Trochę krępujące jest to, że w ubikacji trzeba korzystać z pomocy pana „spłukiwacza”.
Dosyć długo czekamy na spaghetti (niektórzy co odważniejsi - na indżerę). Siedzimy na drewnianych ławkach, przykrytych matami i łapiemy pchły, które próbują zrobić sobie też ucztę, ale naszym kosztem. Ja obserwuję grupkę rozbrykanych dzieciaczków, które włażą na samochody. Równie żywiołowo cieszą się, widząc swoje zdjęcia na wyświetlaczu aparatu.

Etiopska restauracja
Etiopska restauracja

kkibelek  umywalnia
Z lewej ubikacja, z prawej umywalnia

kuchnia
Tu można posilić się indżerą, ale też spaghetti i coca - colą

południowa etiopia  etiopskie bobasy
Śliczne i roześmiane dzieciaki

dziewczyna Ari






   Pojawia się też śliczna dziewczyna z plemienia Ari, na którego terytorium teraz jesteśmy. Jako ozdobę ma naszyjnik ze „zdobyczy cywilizacyjnych”. Zgodnie z panującym w jej plemieniu zwyczajem nosi warkoczyki posmarowane błotem. Zadowolona, że zarobiła kilka birrów, pozuje nam z dużym wdziękiem.

dziewczynka Ari   Dzień XI - Dolina Omo - cd


Powrót do strony głównej o Etiopii

Powrót do strony głównej o podróżach


mail

131103