Następnego dnia lecimy do Bahar Dar etiopskimi liniami wewnętrznymi. Dojazd górskimi drogami trwałby cały dzień a lot – tylko godzinę. Samolot Fokker 50 robi codziennie pętlę: Addis Abeba – Bahar Dar – Lalibela – Aksum – Addis Abeba.
Leci się wspaniale: nisko nad ziemią – wszystko pod nami dokładnie widać: zbocza gór, rzeki i suche wadi, nieregularne i bardzo kolorowe poletka, domki w miejscowościach.
Robimy zdjęcia za zdjęciem. Wreszcie widać Nil i wielkie jezioro Tana, które jest drugim co do wielkości w Afryce. Jesteśmy na miejscu.
Wyżyna Abisyńska
Błękitny Nil i Jezioro Tana
Staś przez samolotem Fokker 50
Hotel mamy cudownie umiejscowiony tuż nad jeziorem. Bardzo podoba nam się wystrój pokoju w tonacji niebiesko - granatowej, z przesuwaną żaluzją okienną, tkaną w geometryczne wzory, skórzanym fotelem na rzeźbionym drewnianym stelażu oraz obrazem malowanym na skórze, rozpiętym przy pomocy rzemieni na drewnianej ramie. Później okaże się, że jest to obowiązujący styl w hotelach na północy, tylko kolorystyka się zmienia. A skórzane malowidła to jeden z elementów charakteryzujących sztukę etiopską.
Pokój w hotelu w Bahar Darze
Malowidła na skórach są bardzo charakterystyczne dla sztuki etiopskiej
Wkrótce wypływamy na przejażdżkę po jeziorze Tana. Mijamy wielkie zarośla papirusów a potem kilka wysp. Jest ich na jeziorze kilkadziesiąt a na każdej monastyr.
Pobudowane zostały w XVII wieku przez ludzi, którzy uciekając przed nagonką handlarzy niewolników, ukryli się na tych wyspach. Odwiedzane są one często przez pielgrzymki i jedną z nich spotykamy po drodze.
Brzeg jeziora Tana porastają papirusy
Na wysepkach kryją się monastyry
Staś i etiopska pielgrzymka
Koło nas przypływa wioślarz na tradycyjnej łodzi, zrobionej z papirusa. Takiej samej, jakie od tysięcy lat pływały po Nilu. Wszak Nil Błękitny bierze swe źródła w szarych wodach tego jeziora.
Na takich papirusowych łodziach pływa się tu od tysięcy lat
Nie do wszystkich monastyrów wpuszczane są kobiety, więc przewodnik wybiera taką wyspę, gdzie będzie możliwe zwiedzenie kościoła przez nas wszystkich. Półgodzinny spacerek pod górę do kościoła pozwala na wstępne zetknięcie się z bujną roślinnością wyspy i jej mieszkańcami, żyjącymi w domkach krytych dachami ze słomy papirusowej. Kilka obrazków, które widzimy po drodze jest wręcz pocztówkowych: pochylone drzewo, rozpościerające pieszczotliwie swe konary nad taflą jeziora; wyrostek, odcinający się ciemną sylwetką od brunatnej toni wody; zatopiony w zadumie starzec...
Przy podejściu do monastyru mijają nas pielgrzymi w religijnych szatach z tetry
Pierwsze zetknięcie z afrykańską wioską
Monastyr z zewnątrz może tylko rozczarować – zwykła drewniana buda, chroniona okropnym współczesnym dachem z czerwonej blachy. Ale po wejściu do środka zdumienie zapiera dech.
Ściany XVI wiecznego monastyru Ura Kidame Meheret pokryte są - od wykładanych plecionymi matami podłóg, aż po papirusowy dach - nieprawdopodobnie pięknymi malowidłami.
Pochód postaci, o wyglądzie jakże przypominającym współczesnych Etiopczyków, wpatruje się w nas wielkimi, czarnymi oczami. Zachwyca niezmącona czystość naturalnych barw, które nie poddały się upływowi czasu. Obrazy przedstawiają sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Niektóre tworzą całe historyjki obrazkowe.
Jest oczywiście legenda o Św. Jerzym, ale też inne, zupełnie nam nieznane, jak choćby o kanibalu, który obdarował żebraka wodą, przez co zmył z siebie wszystkie grzechy. Najświętszy obraz z Matką Boską przysłonięty jest tiulem.
Wnętrze monastyru Ura Kidame Meheret
Szesnastowieczne malowidła wprawiają w podziw czystością barw...
ornamentyką...
narracją przekazu biblijnego...
i charakterystyczną dla tej kultury stylistyką prezentowania ludzkiej twarzy
A ile można się z tych obrazów dowiedzieć o wydarzeniach biblijnych i żywotach świętych!
W trakcie podziwiania malowanego bębna udaje mi się nakłonić (za opłatą) do pozowania kapłana
Przed świątynią w małym budyneczku mieści się w ściennej wnęce mini muzeum, w którym, w żaden sposób nie zabezpieczone, znajdują się prawdziwe zabytki: korony władców z XV w., wielkie srebrne i złote krzyże z XIV i XVI w., bogato zdobione szaty liturgiczne oraz księga liturgiczna z IX w.
U nas te zabytki chronione byłyby przez mury, gabloty, monitoring, klimatyzację a tu leżą niezabezpieczone przed wpływami środowiska a na straży tych skarbów stoją dwaj kapłani i jeden uzbrojony w karabin strażnik. Niesamowite!
Krzyże i korony władców
To niepokojące, że te zabytki przechowywane są w taki sposób
Strażnicy świątyni
Wracamy tą samą drogą, przypatrując się krzewom kawowym, z których uprawy Etiopia słynie chyba najbardziej. Małe poletka z siewkami chronione są przed wysuszającym słońcem przez baldachimy plecione z gałęzi kawy.
 
Ziarna kawy jeszcze na krzaku i ich plantacja
Nad jeziorem odchodzi wielkie pranie a my opuszczamy wyspę razem pielgrzymami.
Płynąc przez jezioro obserwujemy znowu tradycyjne łodzie i tratwy, służące do transportu, niektóre załadowane tak, że podziwiam odwagę wioślarzy. Przecież w wodach jeziora mieszkają hipopotamy, które podobno potrafią być niebezpieczne.
Odważni muszą być ci wioślarze i zdeterminowani
Po powrocie mamy ze Stasiem kilka godzin na spacer alejką wzdłuż jeziora. Mijamy dużo drzew i kwitnących krzewów, których nazw niestety nie znamy. Rozróżniam papirusy, figowce i kaktusa, który u nas w domu rośnie w małej doniczce, a tu jest wielkości drzewa. Nad nami kołuje jakiś drapieżnik, gruchające synogarlice latają cały czas po przyhotelowym ogrodzie a na drzewie siedzi dzioboróg, który ma unikalny zwyczaj zabezpieczania swych piskląt przed niebezpieczeństwami: zamurowuje je z matką w dziupli mieszaniną gliny, odchodów i roślin i karmi przez mały otwór aż do czasu osiągnięcia przez nie odpowiedniego wieku, kiedy to je z więzienia uwalnia.
Wybrzeża Tany porośnięte są papirusami i wieloma roślinami o nieznanych mi nazwach
Brzeg jeziora - owocujący krzew i papirusy
Ten filokaktus u mnie w doniczce jest mały i patykowaty
Drapieżnik i synogarlica - symbol łagodności
Dzioborożec
Spotykamy trzech chłopaków, którzy - zadowoleni z okazji - proszą o zrobienie zdjęcia. Gdy pytamy o adres, na jaki przesłać im zdjęcie, wyłania się zupełnie nieoczekiwany problem. Podają nam tylko nr telefonu jednego z nich z imieniem i nazwiskiem.
Okazuje się, że oczekiwali, że zadzwonimy do nich, jak będziemy mieć wywołane zdjęcie a wtedy oni przyjdą po odbiór. Nie mogą zrozumieć, że jest to niemożliwe. „Kiedy będziecie tu znowu?” - pytają. Miny im rzedną, gdy odpowiadamy: „Nigdy”.
Potem Monika wyjaśnia nam złożoność sytuacji: W Etiopii (poza stolicą) nie ma nazw ulic, ludzie nie mają adresów. Gdy przychodzi do takiej miejscowości list, adresowany tylko imieniem i nazwiskiem, jest wykładany na poczcie w widocznym miejscu i każdy może go sobie wziąć.
Przed wieczorem jedziemy na wycieczkę na punkt widokowy. Po drodze zatrzymujemy się na ulicy, gdzie sprzedawane są papirusowe pufy, oblekane skórą i wyplatane z papirusa charakterystyczne garnki do indżery. Indżera to podstawa etiopskiego pożywienia – kwaśny placek zrobiony ze zboża zwanego tef, najdrobniejszego ze zbóż i uprawianego tylko w tym kraju. Mięsny dodatek do indżery określany jest jako wat. Przy okazji robimy zdjęcie dzieciom z mamami (za opłatą 1 birrową na głowę).
Targ z pufami
Typowa etiopska dziewczyna z krzyżem na czole wyplata naczynie z papirusa
Tef do porukcji indżery
Etiopskie dzieci i ich mamy na tle gotowych naczyń do indżery
Przejeżdżamy po wertepach przez typową afrykańską wioskę. Okrągłe domki z papirusa wyglądają bardzo malowniczo, ale mieszkające tu plemię nie jest zadowolone, że robimy zdjęcia z busa, niektóre dzieci nawet rzucają za nami kamieniami.
„To plemię, którego głównym zajęciem jest wyplatanie garnków do indżery i papirusowych łodzi. Nie chcą się do końca ucywilizować i bywają agresywni” - mówi nam przewodnik. To byli jedyni ludzie w Etiopii, którzy tak negatywnie zareagowali na nasz widok.
Pozostali byli zawsze serdeczni, a mijane przez nas dzieci zawsze radośnie machały do nas rękoma.
Przejeżdżamy przez most na Nilu Błękitnym. Wypływający niedaleko z jeziora Tana, jest od razu całkiem sporą rzeką.
Nil Błękitny
Z punktu widokowego roztacza się piękna panorama Nilu i jeziora. Akurat zaczyna zachodzić słońce...
Staś na tle Błękitnego Nilu i jeziora Tana
Dzień IV - Wodospady Błękitnego Nilu i Gondar
/
Powrót do strony głównej o Etiopii
Powrót do strony głównej o podróżach