Na śniadanie podano nam podstawowe tu jedzenie - jajka w trzech postaciach do wyboru: na twardo, jajecznica lub omlet oraz dla chętnych - indżerę, spożywaną tu zamiast chleba. W hotelu dostępna jest ona w postaci krojonych pasków, wyglądających jak wafle o niezbyt apetycznym kolorze, zaś normalnie Etiopczycy odrywają kawałki indżery z wielkiego placka i gołą ręką (prawą, bo lewa jest nieczysta) maczają je w różnych sosach warzywnych lub mięsnych. W smaku jest to kwaśne i gąbczaste. Paru osobom z naszej wycieczki smakowało, mnie zdecydowanie nie – na szczęście zawsze była serwowana również jakaś słodka bułeczka. Ach, gdzież nasze wspaniałe pieczywo w kilkudziesięciu rodzajach?
Jedziemy obejrzeć wodospady Nilu Błękitnego. Od opuszczenia busa mamy około godziny marszu pod górkę na płaskowyż, ale zaczynamy od stromego zejścia w dół do XVII w. bardzo urokliwego portugalskiego mostu. Ciągną po nim grupy ludzi w jedną i drugą stronę, wielu owiniętych w chusty, zawoje lub pledy, z kijami podróżnymi. Ubrane tradycyjnie kobiety, z krzyżykami na szyjach, często noszą na głowach pakunki. Mijają nas poganiacze z osiołkami targającymi ciężary. Egzotyczne dla nas życie - a dla nich całkiem zwyczajne, monotonne – toczy się tu niespiesznie .
Most portugalski
Te panie zgodziły się pozować za opłatę jednobirrową
  
Etiopscy piechurzy
Wspinamy się wyżej koło wioski, gdzie kobiety na klepisku podwórka gotują codzienną porcję indżery, koło pasących się stadek krów i kóz, mijamy pastuszków, usadowionych na drzewach w malowniczych pozach.
Wchodząc coraz wyżej docieramy do wioski i przyglądają nam się krowy
Czas przygotowywania indżery
Te zwierzęta znalazły odrobinę cienia
Jak skomplikowane może być stawanie na nóżkach
Ten pastuszek siedzący na sośnie przygrywał nam na fujarce
Im wyżej - tym piękniejsze widoki na dolinę Nilu i kanion, który wyrzeźbiła woda po spłynięciu z wodospadu. Wody kiedyś było dużo więcej, zanim wybudowano pobliską elektrownię.
Dolina Nilu
Wreszcie naszym oczom ukazują się wodospady.
Wody opuszczające jezioro Tana na wysokości 1800 m n.p.m., rozlewają się tu na równinie, aby spaść z progu skalnego, który wyrzeźbiły w kształcie szerokiego U i płynąć dalej głębokim kanionem. Dużo, dużo dalej, pod Chartumem, łączą się z wodami Nilu Białego.
Wodospady Błękitnego Nilu
Woda spada z wysokiej krawędzi płaskowyżu
aby potem odpłynąć kanionem
I nic nie szkodzi, że wody nie spływają z całej szerokości progu, gdyż i tak jest niezwykle pięknie, także ze względu na soczystą, egzotyczną roślinność. Pyszniące się na tle białej kipieli wodnej wysokie palmy jukki nadają temu miejscu wyjątkowy charakter.
>
Wodospady Błękitnego Nilu
Oczywiście musieliśmy zrobić sobie zdjęcia na tle tak pięknego pejzażu
W drodze powrotnej zaczepiają nas dzieci, aby sprzedać pamiątki znad Nilu wyplatane przez siebie z barwionego papirusa. Kupuję jeden śliczny pojemniczek w barwach etiopskich czerwono – zielono – żółtych. Młodsze dzieci mają wygolone główki z pozostawioną kępką włosów. Monika mówi, że matki robią tak ze względu na dużą śmiertelność niemowląt. Wierzą, że w chociaż razie choroby to nie pomoże, to w momencie śmierci Bóg za tę kępkę złapie dziecko i pociągnie do siebie na górę.
Obrazki z nadnilowej wioski
 
Widzimy też procesję mężczyzn, którzy odprowadzają chorego na noszach do lekarza. Jest ich wielu, pewnie po to, aby mogli dokonywać po drodze wymiany tragarzy. Podobno taka wędrówka do lekarza może trwać kilka dni, bo opieka medyczna funkcjonuje tylko w większych miastach.
Po powrocie do hotelu ładujemy bagaże na dach busa, aby wyjechać do Gondaru. Po drodze mijamy wioski z sympatycznymi, drewnianymi domkami zbudowanymi z eukaliptusa. Pobudowane obok małe, okrągłe domki służą jako zabudowania gospodarcze.
Uprawia się tu nie tylko eukaliptus i papirus, ale też drobny tef (zboże do wyrabiania indżery), trzcinę cukrową oraz ryż. Podmokłe pola ryżowe ciągną się długo, zachwycając kwitnącymi nenufarami i masą ptaków. Najwięcej jest białych ibisów z zakrzywionymi dziobami.
 
Technika rolnicza jest na bardzo prymitywnym poziomie, co tłumaczy biedę tego kraju, mimo tak dużych obszarów oddanych pod uprawy. Czasami mijamy na polach okrągłe klepiska, wydeptane racicami poganianego w kieracie bydła, młócącego zboże. Oddzielanie ziarna od plew odbywa się poprzez podrzucanie omłotu widłami do góry – wtedy wiatr wywiewa plewy. Jak przed tysiącleciami.
Zabudowania z eukaliptusa
Po drodze do Gondaru
W czasie postoju na kawę i colę otaczają nas dzieci, które wołają do nas „You”. Dostają od jednej z pań słodycze a chłopczyk, który trzymał w ręku trzcinę cukrową, zjada z namaszczeniem lizaka i „Prince polo”
Zauważamy, że - mimo biedy - nie ma tutaj brudu. Nigdzie nie leżą żadne śmieci, nie ma tak obskurnych, jak w krajach arabskich, fruwających wszędzie torebek jednorazowych. Tu po prostu wszystko się przydaje, ale też Etiopczycy utrzymują swoje gospodarstwa w dużym porządku.
Podjeżdżając coraz wyżej, zatrzymujemy się na chwilę, aby zobaczyć skałę, którą mieszkańcy nazywają Palcem Bożym i ...