Pobudka rano i wyjazd z Ponta Degada na wschód do portu w Vila Franca do Campo, w którym byliśmy poprzedniego dnia. Tym razem jedziemy polować na morskie zwierzęta. Kiedyś Azory były miejscem polowań na wieloryby. Teraz nie jest to już dozwolone, więc przekwalifikowano się na organizację krótkich wycieczek dla turystów, którzy chcieliby poobserwować delfiny i wieloryby. Centrum Terra-Azul Whale Watching, które organizuje takie wypady, zajmuje się też monitoringiem tych ssaków, współpracując z różnymi naukowymi i ekologicznymi ośrodkami. Członkowie takich badań obserwują wody oceanu stale z punktów położonych na klifach i na bieżąco raportują, gdzie aktualnie przebywają zwierzęta. Dlatego szansa na zobaczenie ich jest tutaj spora, chociaż wieloryby akurat przepływają najbliżej brzegu na wiosnę.
Port w Vila Franca do Campo
Po obejrzeniu filmu instruktażowego i ubraniu kamizelek ratunkowych wsiedliśmy do łodzi, w których siedziało się okrakiem w trzech rzędach i popłynęliśmy mimo siąpiącego deszczyku. Szybka jazda motorówką i po jakimś czasie już byliśmy na oceanie w pewnym oddaleniu od brzegu, gdzie widziano delfiny. Zwolniliśmy. Pierwsze płetwy zauważone przez nas i ekscytacja. Są! Dotychczas widziałam tylko raz parę delfinów w pewnym oddaleniu na Islandii i tyle. A tu są tak blisko!
Prelekcja w Centrum Terra-Azul Whale Watching a obok tablica z rodzajami delfinów i wielorybów spotykanych tutaj
Płyniemy, aby wyśledzić delfiny i wieloryby
Pierwsze delfiny...
Ale to dopiero był początek. Już po chwili delfiny pojawiły się i z lewej i z prawej strony łodzi, pływając coraz bliżej. Łagodnymi, wężowymi ruchami pruły fale, co chwila pokazując grzbiety. Ileż w tym było gracji! Gdy podpływały bliżej łodzi, widzieliśmy i białe brzuchy. Zwracano nam uwagę, gdzie pływają młode w otoczeniu matek a czasem pokazywano delfina, który spał. One sypiają po kilka minut, tylko jedną półkulą mózgową i wtedy unoszą się bez ruchu na wodzie.
Stado delfinów otaczało łódź
Cykaliśmy zdjęcia i nagrywaliśmy filmy w nadziei, że coś z tego ulotnego piękna zatrzymamy na kliszy. Czasem zaczajałam się z komórką skierowaną w miejsce, gdzie przed chwilą było zwierzę, a ono pojawiało się tuż przy burcie… W pewnej chwili puszczono nam przez głośnik ich odgłosy, których normalnie nasze uszy nie słyszą – terkotały do siebie cały czas. Miałam wrażenie, że się z nami bawią, szczególnie, gdy niektóre z nich zaczęły skakać nad falami.
Filmujemy i robimy zdjęcia (za to pierwsze dziękujemy Magdzie)
Polowanie bezkrwawe na delfiny
To było niesamowite.
Po pewnym czasie włączyliśmy znowu silniki, aby popłynąć w inne miejsce, gdzie widziano inny rodzaj delfinów. Wówczas całe stado zaczęło nas gonić, zwiększając szybkość i wyskakując nad wodę. Niektóre skakały tuż przed dziobem łodzi! Ale gdy zwiększyliśmy szybkość nie miały już szans nas dogonić.
Skaczące delfiny
To niesamowite zdjęcie skaczącego delfina zrobiła Magda
Goniące nas stado
Następne stado zachowywało się tak samo. Były to delfiny plamiaste różniące się od poprzednich nakrapianymi bokami i błękitną łatą w przodu pod głową. Ślicznie odbijała się ona w promieniach słońca, które w tym czasie prześwitywało przez chmury.
Delfiny plamiaste
Wspaniałe spotkanie z delfinami na Azorach
Czekaliśmy, czy pojawią się w okolicy wieloryby – niektórym szczególnie zależało na kaszalocie. Ale niestety, nie udało się ich zauważyć. Zatoczyliśmy koło w rejonie, gdy zwykle bywają, lecz bezskutecznie. No to jest powód, aby tu jeszcze wrócić...
W drodze powrotnej przepłynęliśmy koło poznanej już przez nas poprzedniego dnia wyspy Ilheu de Vila, będęcej pozostałością po górze wulkanicznej.
Wyspa Sao Miguel
Wybrzeże azorskie
Wyspa Ilheu de Vila
Ostaniec skalny - pozostałość po wybuchu wulkanu
Wyspa Ilheu de Vila
Powrót do portu w Vila Franca do Campa
Wróciliśmy do portu zachwyceni, z lekkim uczuciem niedosytu (ze względu na brak wielorybów). Ale i tak wycieczka ta przerosła nasze oczekiwania.
Następnym punktem programu tego pełnego wrażeń dnia było oglądanie pól geotermalnych niedaleko miejscowości Furnas. Jeden z samochodów, który pilotowała Asia spóźnił się trochę, ze względu na złośliwość wyświetlanej mapy oraz stado krów, które wylazło im na drogę. Na terenie położonym nad ładnym jeziorem Lago Furnas, znajdują się spękania skorupy ziemskiej, przez które wydobywają się z krateru czynnego ciągle wulkanu gorąca para z siarkowymi wyziewami. Między sadzawkami parzących bąbli, bulgoczącymi i buchającymi parą wytyczono ogrodzoną trasę, więc można tu pochodzić i porobić zdjęcia
Wzgórza nad jeziorem Furnas
Dyżurne koty nad Lago Furnas
Pole geotermalne w Furnas
Niezwykłe miejsce
Przez środek wrzącego pola przeprowadzono kładki, po których można się bezpiecznie przemieszczać
Gorące funarole w ziemi buchaja parą i roztaczają specyficzny zapach siarki
Wśród oparów na polu geotermalnym w Furnas
Nas interesowała również specyfika, można rzec kulinarna, tego miejsca. Otóż w gorącej ziemi wykopane są tu dziury, w które ładuje się wielkie gary wypełnione jedzeniem, mieszaniną różnego rodzaju mięs i warzyw, a potem przysypuje się je kopczykami gorącej ziemi po to, aby po paru godzinach wyjąć je i dostarczyć do restauracji – przy każdej dziurze jest tabliczka z nazwą restauracji, w której można potem raczyć się tym słynnym azorskim daniem, zwanym Cosido das Furnas. My też mieliśmy zamówiony obiad w jednej z restauracji Tony`s, ale mając jeszcze trochę czasu pospacerowaliśmy po tej niesamowitej okolicy. Spacer wzdłuż jeziora znowu przeniósł nas w świat tropikalnych drzew i zarośli.
To kolejne pole geotermalne, które zwiedzam, po Nowej Zelandii, Chile, Boliwii i Islandii
Każde miało swoją specyfikę
W takich dziurach w gorącej ziemi dusi się Cosido das Furnas
Po wyjęciu gara jest ono dostarczane do restauracji w Furnas
Spacer nad Lago Furnas
Teren jest niezwykle malowniczy
Korzenie drzew tworzą pagórki niczym w tolkienowskim, hobbickim Shire
Gdy nadszedł czas obiadu przejechaliśmy do miasta Furnas, gdzie u Tony`ego uraczono nas olbrzymimi półmiskami w taką ilością wspaniałego jedzenia, że „niebo w gębie”. Mnie najbardziej smakowało niesamowicie delikatne mięso wołowe, ale pyszna też była wieprzowina, kurczak, kaszanka oraz duszone, przemacerowane smakiem mięsnym warzywa, szczególnie kapustka i bataty. Tak dobrych batatów nie jadłam jeszcze nigdzie, a parę krajów afrykańskich i azjatyckich zwiedziłam przecież. Natomiast jeśli chodzi o wędliny, to miały dziwny smak – więc utwierdziłam się w przekonaniu, że najlepsze na świecie są nasze polskie.
Furnas
W restauracji u Tony`ego (z lewej strony) jedliśmy...
słynne azorskie danie Cosido das Furnas
Po przeżarciu ciężko nam było wybrać się na trekking, mżący z góry kapuśniaczek też jakby nie zachęcał, ale Natalia każe, sługa musi. I dobrze, bo okazało się, że była to znowu ciekawa wycieczka.
Nasza liderka na parkingu przy termach Poca da Dona Beija podzieliła nas na dwie grupy, które miały pojechać parami samochodów w dwa różne krańce trasy niedaleko miejscowości Faial da Terra, przy Povoacao i pójść naprzeciw siebie, aby w środku spotkać się i wymienić kluczami do samochodów. Tym sposobem każdy przeszedł całą trasę i nie musiał po niej wracać tą samą drogą. Generalnie mieliśmy do zmierzchu dwie godziny i trzeba było nie marudzić.
My pojechaliśmy trochę wyżej i po wyjściu z samochodów złapała nas ulewa, która trwała około 10 minut. Dosłownie, zanim zdążyliśmy założyć kurtki i wyszliśmy na szlak, przestało lać. Ale ziemia była rozmiękła i trzeba było uważać na błoto, aby się nie poślizgnąć. Poza tym szło się dobrze ścieżką przez gęsty, dziewiczy las, częściowo wzdłuż górskiego potoku Ribeira do Failal da Terra i po 1/3 drogi doszliśmy do wodospadu Salto do Cagarrao w posępnym kanionie.
Dopiero co przestało padać
W dziwiczym lesie
Tropikalny, tajemniczy las
Szliśmy błotnistą ścieżką wzdłuz potoku a czasem lewady
aż doszliśmy do ruin domu
Asia wskazuje drogę do wodospadu Salto do Cagarrao
Ponura sceneria Salto do Cagarrao
Stamtąd kolejny malowniczy, chociaż szybki spacer do drugiego wodospadu Salto do Prego, aby zdążyć dojść za dnia a po drodze spotkanie z drugą grupę Solistów i wymiana kluczy.
Jak miło!
Od drugiego wodospadu górska ścieżka leśna zamieniła się w szeroką drogę, na której przywitały nas kury z kogutem. Cóż one robią w dzikim lesie?
Błotnisty trekking po ciemnym lesie
Zaskakujące spotkanie z kurami w dziczy
Idziemy do Salto do Prego
Salto do Prego
Ribeira do Failal da Terra
Gdy doszliśmy do samochodów w zapadał już zmrok i martwiliśmy się o drugą grupę, jak oni sobie poradzą w ciemnym lesie… Okazuje się, że niesłusznie.
Kościółek w Faial da Terra
Dzień zakończyliśmy wizytą w termach w Furnas. W Poca da Dona Beija jest kilka podświetlanych basenów geotermalnych z wodą o różnej temperaturze od 38 do 39 stopni. Piękny teren wśród gęstej roślinności nad małą rzeczką zauroczył nas. Spędziliśmy tu około godziny, przenosząc się z basenu do basenu i relaksując w gorącej wodzie. Było bosko!
Dzień IV: Zabawa w gorącym oceanie i trekking kanionem do zimnego wodospadu
Powrót do strony głównej o Azorach
Powrót do strony głównej o podróżach
79473