Kiedy zajechaliśmy na drugi tydzień pobytu do Słowenii zostaliśmy od razu oczarowani. Alpy Julijskie roztoczyły przed nami swe niesamowite uroki w promieniach zachodzącego słońca, powalając nas prawie na kolana. Ostre, postrzępione szczyty lśniły biało – różowo na tle błękitnego nieba, dumnie wypiętrzając się nad zielenią lasów i łąk. Wiedziałam, że będą ładne, gdyż są przecież awangardą słynnych włoskich dolomitów, ale nie wyobrażałam sobie, że tak bardzo.
Panorama Alp Julijskich w okolicach Kranjskiej Góry
Dolina Tamar
Po bokach - potok Martjulek; w środku - dolina Tamar
Miasteczko, do którego zajechaliśmy, czyli słoweński kurort Kranjska Gora, również od pierwszego wejrzenia przypadło nam do gustu, ponieważ posiadało swoisty urok i duszę – to miasto żyło. Wieczorami ludzie długo spacerowali, gdyż codziennie coś się działo: a to występy sztukmistrzów, a to koncerty muzyki barokowej w zabytkowym kościele a to występy polskich jazzmanów na rynku przed kościołem. Mieszkaliśmy u miłej pani, z którą można było swobodnie porozmawiać (słoweński brzmi prawie jak polski). Wieczorami zaś po pełnych wrażeń wyprawach zachodziliśmy do swojskich knajpek z serdeczną obsługą, gdzie było niebo w gębie – zupa grzybowa z prawdziwków lub potrawki z maślaków, których to grzybów było w tych górach zatrzęsienie i wreszcie ktoś z nich korzystał! (Bo ci dziwni ludzie na zachodzie nie jadają leśnych grzybów, tylko pieczarki, które dla mnie są tylko pół-grzybami.)
Kranjska Gora
Widok Kranjskiej Gory
z górnej stacji wyciągu narciarskiego
Góry, tworzące Triglawski Park Narodowy, zachęcają do chodzenia. Ich dolomitowe, olśniewająco biało - różowe turnie są niezwykle piękne i trudno dostępne bez alpinistycznego sprzętu, choć wytyczono na nich wiele ubezpieczonych tras, za to po zielonych reglach i halach aż do białych piargów można chodzić do woli po wielokolorowych, oznakowanych, jak u nas, szlakach. I rzeczywiście chodzi po nich wielu Słoweńców. Poza wybitnymi, wapiennymi szczytami góry te sprawiły na nas bardzo swojskie wrażenie: są bardziej naturalne niż inne Alpy, rajsko kwitnące łąki bardziej przypominają tatrzańskie hale, oprócz różaneczników jest tu również kosodrzewina, której brakowało nam w innych Alpach, no i schroniska, jak u nas - całkiem drewniane, ze spadzistym dachem, są prawdziwymi schroniskami z właściwym sobie klimatem a nie restauracjami.
Szczyty alpejskie widoczne z Ratec (2 km od Planicy)
Panorama Alp Julijskich z Gozd Martjulek
Przy schronisku Lipovcera Koca
Pierwszą wycieczkę na rozpoznanie robimy z pobliskiej miejscowości Gozd Martiulek, skąd roztacza się najpiękniejsza chyba panorama dolomitowych Alp Julijskich, do pobliskich wodospadów. Idziemy przez zielony wawóz, pośród wysokich świerków, wzdłuż potoku Martiulek, toczącego swe niebieskawe wody między białymi głazami do dolnego wodospadu. Po krótkim postoju w schronisku Lipovcera Koca, do czego zachęciły nas zapachy zupy grzybowej, snujące się z wielkich kotłów a potem po krótkim marszu i wspinaczce po łańcuchach (frajda jak w Tatrach) osiągamy wyżłobiony w biało - różowym kamieniu, wypełniony niebieskawą wodą basenik, który tworzy pieniący się nad naszymi głowami górny wodospad. Coś pięknego!
Idziemy z Gozd Martjulek wzdłuż potoku Martjulek
Mijamy po drodze dolny wodospad i odpoczywamy w schronisku
Asia i Staś przed górnym wodospadem
Jako następną trasę wybieramy przejście przez przełęcz Sleme. Z pięknej doliny Tamar, która zaczyna się w Planicy (posiadającej największą skocznię narciarską świata), przechodzimy do schroniska Dom u Tamarju a stamtąd w górę koło wodospadu, wyschniętego potoku i świerkowego lasu do piętra hal.
Alpy w okolicach Planicy widziane z Ratec - góra Mojstrawki i przełęcz Sleme, na którą się wybieramy
W dolinie Tamar
Tu zatrzymujemy sie na dłużej, gdyż sięgająca białych piarzysk i ostrych turni łąka złoci się kobiercami żółtych kwiatów, gdzieniegdzie ustępując miejsca różowym plamom różaneczników. Potem osiągamy przełęcz Sleme...
Asia w różanecznikach i na żółtej łące
Na przełęczy Sleme
z której jest kapitalny widok na słynny masyw Prisojnika i surowy żleb Mojstravki, którym schodzimy do przełęczy Vratica a z niej do schorniska Ticariev Dom na przełęczy Vrsic.
Masyw Prisojnika
Rejon Prisojnika
Żleb Mojstrawki
Schodzimy trawersem do przełęczy Vratica;
Z przełęczy Vrsic wróciliśmy autobusem
Najpiękniejszą wycieczką i najdłuższą, którą realizujemy, jest przejście od jeziora Bohinj do Doliny Jezior Triglawskich, samego serca Triglawskiego Parku Narodowego. Już pierwsze podejście jest emocjonujące, bo wspinamy się z miejscowości Ukanc na 600 metrowe urwisko góry Komarca. Uskok widziany od dołu wydawał się bardzo stromy, ale udaje się go pokonać bez problemów, za to widoki w dół są fantastyczne. Później - przepiękna droga wśród krasowych skał, bajecznie kolorowych, brzęczących łąk, swojskiej kosodrzewiny, różowych azalii i połyskujących niebieskich, zielonych i szarych stawów.
Strome urwisko Komarca wprowadza nas na wysokość 1400 m n.p.m.
Jezioro Czarne, drugie z triglawskich jezior
Asia nad jeziorem Czarnym - tu rośnie już kosówka i różaneczniki
Krasowe skały
Piękna Dolina Jezior Triglawskich z Jeziorem Dwojno
W schronisku Koca pri Triglavskich Jezierih (1685 m n.p.m.), przypominajacym nasze tatrzańskie (i tak samo zatłoczonym - ci Słoweńcy naprawdę chodzą po górach, nie tak jak Austriacy czy Szwajcarzy) posilamy się co nieco, żałując, że nie mamy wystarczająco dużo czasu, aby udać się dalej w górę na największy słoweński szczyt Triglaw - ale na niego z reguły organizowane są dwudniowe wyprawy i dużo wcześniej trzeba zarezerwować miejsca noclegowe w schronisku.
Dolina Jezior Triglawskich ze schroniskiem Koca pri Triglawskich Jezierih
Jedno z jezior i Staś na tle dolomitowych szczytów
Tak wietrzeją i osypują się dolomity
Wzdłuż doliny wznoszą się kolejne wystrzępione szczyty a w dole połyskują niebieskie, zielone i szare jeziora wśród białych skałek i rajskiej łąki - i tak do wysokości 2000 m
Od schroniska wracamy inną drogą, wijącą się nad głębokim kanionem (z drugiej strony Łopucniskiej Doliny) z widokami na masyw Lepa Komna i tam dochodzi do sytuacji, która nam się jeszcze nie zdarzyła: gubimy siebie nawzajem...
W pewnym momencie
szlak na chwilę rozdwaja się na dwie ścieżki i ja idąca na końcu grupy wybieram drugą dróżką. Kiedy dochodzę do męża, dowiaduję się, że dzieci wróciły mnie szukać. Wracamy więc po nie do rozwidlenia, ale tam ich nie spotykamy, więc uznajemy, że minęły nas tą drugą ścieżką i poszły dalej do przodu. Idziemy dosyć szybko, żeby je dogonić a dzieci nie ma... Pytamy ludzi idących z naprzeciwka, ale ich nie widzieli. Po jakiejś pół godzinie słyszymy z tyłu tętent a to nasze dzieci pędzą za nami galopem, w ostatniej chwili hamując przed przepaścią, gdzie szlak ostro zakręcał. Okazało się, że cofnęli się bardziej niż myśleliśmy, gdyż nie zauważyli rozgałęzienia, po którym szłam i długo czekali na mnie. W końcu spytali się o nas mijanych ludzi, tych samych, których my zaczepiliśmy i dowiedzieli się, gdzie jesteśmy. Oczywiście mieli pretensje od nas, że na nich nie czekaliśmy i że mama się zgubiła. Cóż, dzisiaj moglibyśmy porozumieć się przez komórki. A wtedy dzieci zastosowały się do zasady, którą sami im wpoiliśmy, aby w takim wypadku cofnąć się do miejsca, gdzie ostatnio byliśmy razem. My rodzice nie zaufaliśmy rozsądkowi własnych dzieci i nie zastosowaliśmy się do tej zasady. Dzieci miały więc świętą rację, mając do nas pretensje. Dalszą trasę w dół przebyliśmy już grzecznie razem, a następnego dnia wróciliśmy pod skałę Komarca, na którą wdrapywliśmy się, aby obejrzeć jeszcze spadający z niej wodospad Savicy. Mała sztuczna tama powoduje, że u jego stóp tworzy się prześliczny, zielony zbiornik wodny.
Nasze dzielne dzieci na alpejskich ukwieconych łąkach
Wodospad Savicy
Drugą emocjonującą wycieczką górską było wejście na Ciprnik od strony Kranjskiej Gory i zejście eksponowaną trasą w kierunku Planicy. Widoki na szczycie zapierają dech – wspaniała 360-cio stopniowa panorama Alp Julijskich, na której mogliśmy z góry prześledzić trasy naszych poprzednich wycieczek.
Dolina prowadząca z Kranjskiej Góry do przełęczy Vrsic
Na Ciprniku: za mną góra Lomici a w dole droga prowadząca z Kranjskiej Góry przez Ratece do Villach
Na Ciprniku: masyw Mojstrawki, przełęcz i żleb Sleme, po których chodziliśmy zejściem do przełęczy Vrsic ( z prawej strony do lewej)
Za Asią z prawej strony widać przełęcz Sleme
Za tatą masyw Ponca, zamykający Planicę od zachodu
Panorama Alp Julijskich z Ciprnika
Schodzimy ledwo oznakowaną ścieżką, skrajem przepaści z kapitalnym widokiem na dolinę Planicy ze skoczniami narciarskimi. Ścieżka wije się w lasku, potem coraz bardziej stromo wśród kosówki, aby zakończyć się sporym piarżyskiem, które na oko wygląda na bardzo niebezpieczne, ale okazuje się świetne do schodzenia, gdyż nie osypuje się a stopy zapadają się głęboko między (różowe!) kamienie, skutecznie hamując schodzenie. Kiedy patrzy się na nieomal pionowe skały Ciprnika od strony Planicy, można wyobrazić sobie, jaką frajdą jest zejście po nich.
Niżej Planica ze skoczniami, dalej miasteczko Ratece
Skrajem przepaści schodzimy z Ciprnika do Planicy
Jest to przepiękny, nieoznakowany na mapie szlak
Staś prowadzi nas po żlebie, aby potem czekać na nas przy potoczku; a ta góra na trzecim zdjęciu za moja malutką postacią to Ciprnik, z którego właśnie zeszliśmy
Jak zwykle trasy górskie były przez nas przeplatane wycieczkami krajoznawczymi a pięknych miejsc jest w tym małym kraju bardzo dużo.
Wycieczki krajoznawcze...
Powrót do strony głównej o podróżach
121643