logo

Senegal i Gambia

Od razu po śniadaniu opuściliśmy Banjul. przepływając promem przez rzekę Gambia w stronę Senegalu. Gambia to taki sztuczny twór, wykrojony przez „cywilizowanych białych” na mapie za pomocą cyrkla. Naprawdę! Ustalono, ile kilometrów od rzeki ma przebiegać granica i tak wyznaczono ją geometrycznie. Gambia ciągnie się więc wzdłuż rzeki, która ma 400 km długości i do 30 km szerokości i na tej długości nie ma mostów, tylko przeprawy promowe. Cztery! Sorry, ostatnio oddano do użytku piątą.

mapa GAmbii
Na tej mapie przewodnik pokazywał nam, jak wytyczano granice Gambii

Przejechaliśmy busikiem do przeprawy przez rzekę, wyglądając przez okna. Jak w Afryce – domy kryte blachą falistą, choć w centrum stoją też porządne budynki użyteczności publicznej, czy administracyjne – w końcu to stolica dwumilionowego państwa. Słuchaliśmy, co można kupić na granicy i przygotowaliśmy się na obrzucanie płodami rolnymi. W Gambii i Senegalu uprawia się głównie orzeszki ziemne i nerkowce, przy czym uprawa orzeszków ziemnych jest łatwa, więc są one tanie. Natomiast owoce nerkowca mają żrący sok i bardzo twardą pestkę, dlatego są drogie (u nas w sklepach tak samo).

Ja orzeszków ziemnych mogę nie jeść (chyba, że ktoś otworzy przy mnie paczkę solonych) a orzechy nerkowca uwielbiam – takie już mam wielkopańskie gusta. Ale niczego na granicy nie kupiłam, gdyż nie miałam jeszcze wtedy drobnych. A oprócz orzechów oferowano nam również mandarynki systemem handlu obnośnego i zaglądającego przez okna busa. Zaczepiały nas też odrapane dzieci, prosząc o długopisy. Problem z obdarowywaniem dzieci w Afryce jest taki, że nie wiadomo, któremu dziecku dać długopis, bo ty masz ich na przykład pięć, a dzieci jest cała gromada. Ja byłam przygotowana na dawanie prezentów w Afryce, w końcu nie pierwszy raz tu jestem, ale przywiezione długopisy, kredki i zeszyty trzymałam na odwiedziny szkoły.

Na przejściu granicznym spędziliśmy godzinę, czekając w kolejce na odprawę, do której należało też wykonanie zdjęcia twarzy i skan linii papilarnych palców (mnie jak zwykle nie udało się zeskanować – spokojnie mogłabym być jakimś przestępcą). Dwójce osób z naszej wycieczki nie udało się odprawić, gdyż jedna z nich była Ukrainką i nie miała wizy do Senegalu, które to wizy dla Ukraińców zostały jakiś czas wcześniej zniesione, ale urzędnicy na granicy nic o tym nie wiedzieli Jej mąż Polak został z żoną lojalnie w Banjul.

bagaze
Pakowanie bagaży na granicy

port
Port w Banjul

port w Banjul
Odpływamy

Po odprawie w porcie i załadowaniu przez tragarzy naszych bagaży na wózki, weszliśmy na prom w potoku ludzi i zajęliśmy miejsce na górnym pokładzie, bo stąd mieliśmy doskonały widok na to, co dzieje się niżej. A było ciekawie. Masa ludzi wlewała się na prom – najbardziej wyróżniały się kobiety ubrane szalenie kolorowo. Najmodniejszym tu strojem jest wzorzysty kostium z baskinką, zwany bubu. Żaden się nie powtarzał! Widać, że nie ma tu sieciówek, tylko kobiety same szyją, jak dawniej u nas. Bardzo to wdzięczne i każda z nich na pewno czuje się niepowtarzalnie wystrojona. Tutejsze kobiety mają dodatkowo wspaniałą prezencję, gdyż każda wyprostowana jak trzcina przyzwyczajona jest do noszenia pakunków na głowie. Poza kobietami, mężczyznami, samochodami i garstką białych, czyli nami, prom przewoził jeszcze niektóre zwierzaki.

Banjul
Panorama portu w Banjul - stolicy Gambii

łodzie - Gambia
Tradycyjne, malowane łodzie

kobieta w Banjul     kobieta Murzynem świata      kobieta - Gambia
Kobiety afrykańskich plemion przyzwyczajone są do noszenia na głowie bagażu, niektóre noszą też dzieci jako plecaczki.
Po obejrzeniu tych zdjęć, nie macie chyba wątpliwosci, że, jak śpiewał John Lennon, kobieta jest Murzynem świata - " Woman Is The Nigger Of The World "

kobiece stroje    suknia bubu     bubu
Na szczęście kobiety nie tylko wykonują ciężką pracę. Chcą również ładnie wyglądać. Tu kilka przykładów afrykańskiej mody. W środku tradycyjna kreacja bubu

kobiety na statku w Banjul     ludzie - Gambia
W tłumie ludzi na statku żadna z kobiet nie ma takiego samego stroju jak inne podróżniczki

Prom przeprawił nas do miejscowości Barra, która stanowi granicę z Senegalem. Trochę się płynęło a ja starałam się stać w cieniu, gdyż, jak już pisałam, zapomniałam kremu z filtrem. Odtąd moją główną troską było kupno kremu z filtrem lub kapelusza, pamiętałam bowiem moje problemy z udarem słonecznym w Boliwii dwa lata wcześniej. Na razie szczęśliwie mogłam stać w cieniu i przyglądać się, jak oddala się Gambia a przybliża Senegal.

rzeka GAmbia
Przepływamy rzekę Gambia

łodzie na Gambii

Barra     port w  Barra
Zbliżamy się do miejscowości Barra

Barra         opuszczenie promu
Opuszczenie promu w Barra... Tu poczuliśmy, że rzeczywiście jesteśmy w Afryce...

na granicy
Na granicy w Barra załatwialiśmy formalności związane z wjazdem do Senegalu i zmienialiśmy autobus...

miejscowy koloryt - Barra
oraz chłonęliśmy miejscowy koloryt...

W Senegalu czekał na nas autobus i pojechaliśmy na północ. Wkrótce mieliśmy postój w rezerwacie Fathala, które słynie z organizowanych spacerów z lwami (ta atrakcja miała kosztować 45 $) I pierwszy raz od wielu lat zrezygnowałam z atrakcji fakultatywnej. Dlaczego? Czy bałam się spacerować z królem zwierząt? Nie. Tyle się naczytałam przed wyjazdem o tej atrakcji - że jest bezpieczna, tylko trzeba utrzymać odpowiedni dystans od zwierzaka i nie wolno upuścić kija, że używane są tam młode lwy, od dziecka wychowane przy ludziach i przyzwyczajone do ich obecności, że ... zrezygnowałam. Ja po prostu kocham zwierzaki, a koty szczególnie i mam duże poczucie empatii – gdy wyobraziłam sobie, w jaki sposób te lwiątka tresowano w dzieciństwie przy pomocy kijów (nie twierdzę, że opiekunowie je tymi kijami okładali, ale wystarczy, że straszyli) i jakie to musi być dla zwierząt ciągle stresujące, to mi się odechciało. W dodatku wycieczki przyjeżdżają do parku przez cały dzień i nawet w największy upał, gdy koty zwykle śpią, lwy zmuszane są do łażenia po odkrytym terenie, bo durni ludzie muszą dostać dawkę adrenaliny. Więc nie poszliśmy męczyć zwierzaków, tylko pospacerowaliśmy po terenie przy pawilonie, oglądając żółwie. Te się nie stresują.

autokar
Nasz seneglslki środek lokomocji i nasz przewodnik

rezerwat FAthala - żółw
Żółwie w rezerwacie Fathala

żółw
"Ja się nie stresuję, tak tylko siedzę sobie pod tarasem. A co, nie wolno?"

Pojechaliśmy dalej na północ przez tereny subsaharyjskie – są to najbliższe na południe od Sahary obszary z dużą ilością wody, stąd też występuje tu masa ptaków (500 gatunków). Rosną tu lasy namorzynowe, których warunkiem rozwijania się są okresowe dopływy słonej wody morskiej i jej wymieszanie w odpowiednim stosunku ze słodką wodą rzeczną. W Senegalu starają się odtworzyć lasy namorzynowe, wyniszczone na skutek złej gospodarki wodnej, poprzez zasadzanie drzew mangrowych na terenach zalewanych okresowo. Natomiast na wysuszonych już terenach zbiera się sól.

słone jezioro
Słone jezioro

Mijaliśmy wioski z okrągłymi chatami krytymi trawą słoniową. Hoduje się tu kozy i płowe krowy z garbem, zwane zebu. 70% z 13 mln Senegalczyków jest rolnikami. Jest to młode społeczeństwo – 40% stanowią dzieci do lat 15. Za miastem Touba wjechaliśmy na tereny sawannowe. Pasą się tu krowy, kozy a czasem widać osły, używane jako zwierzę pociągowe – jest to tu główny środek transportu.

sawanna
Jedziemy przez tereny sawannowe

sawanna Senegal
Piękna sawanna

domki
Tradycyjne domki

krowy
Afrykańskie krowy

zebu
Zebu

afrykański bar
Przystanek w Touba na przekąskę. Upał był straszny, a przekąska smakowała jak najlepszy hamburger w Mc Donalds - a nawet lepiej

Po przejechaniu 400 km dotarliśmy wieczorem do Saint Louis, dawnej stolicy kraju. Przejechaliśmy przez most o konstrukcji podobnej w stylu do znanych mostów Eiffela na wyspę, gdzie na samym nabrzeżu był nasz hotel. Mały, kameralny i pięknie położony. Na obiad zjadłam rybę – wszak byłam nad oceanem… Przed spaniem podziwialiśmy jeszcze z tarasu na dachu zachód słońca – jest tu pięknie – jak na egzotycznych pocztówkach.

most
Most w St. Louis

ulica
Nadmorska promenada koło naszego hotelu

hotel     lustro
Klimatyczny hotel z kościotrupami w St. Louis

port w St. Louis
Port w ST. Louis, widoczny z naszego balkonu

widok z oknaw St. Louis
To ten sam widok z okna, ale z dużym zoomem

malowane łodzie
Malowane senegalskie łodzie

malowane łodzie i ulica
Widok z tarasu

zachód słońca
Zachód słońca

kot     kot senegalski
A koty są wszędzie...

kot 2     kot senegalski 3

pelikan   Dzień III: Park Narodowy Djoudj oraz Saint Louis

Powrót do strony głównej o podróżach

mail