logo

Australia - Sydney

Pobudka o 5.40 rano, szybkie śniadanie i transfer na lotnisko – tak zaczął się nasz czwarty dzień wycieczki. Przelecieliśmy liniami Virgin Australia 700 km w 1 godzinę z Melbourne do Sydney.

 Westfield Tower

Oba miasta swojego czasu rywalizowały ze sobą o to, które jest ważniejsze i w końcu na zasadzie „gdzie dwóch się bije” na stolicę Australii wybrano Canberry. Sydney powstało w 1788 r. dzięki Jamesowi Cookowi, który odkrył te tereny dla Imperium Brytyjskiego i kapitanowi Arturowi Phillipowi, który założył tu osadę, będącą brytyjską kolonią karną. Większość więźniów po odbyciu kary zostawało tu na stałe.

Dziś miasto jest rozległe (liczy 5 mln mieszkańców) i zajmuje tereny nad szeroko rozlaną zatoką Port Jackson Oceanu Spokojnego. Piękną linię brzegową zatoki, po której kursują jako komunikacja miejska wodne tramwaje, można podziwiać z 390-cio metrowej wieży widokowej Westfield Tower, której platforma widokowa znajduje się na wysokości 250 m. Oglądanie z góry wieżowców oraz zabytków, które na ogół widzi się z innej perspektywy, sprawiło mi dużą przyjemność.


panorama Sydney
Panorama Sydney oglądana z Westfield Tower

Sydney

nabrzeże Darling Harbour     wieżowiec
Nabrzeże Darling Harbour

Moją uwagę zwróciła przede wszystkim wspaniała katedra Najświętszej Marii Panny, duży dom handlowy Królowej Wiktorii oraz słynny, piękny most Harbour Bridge.

katedra
Katedra Najświętszej Marii Panny w Sydney

dom handlowy
W dole Queen Victoria Building

most
Harbour Bridge

Pieszy spacer po Sydney zaczęliśmy od zwiedzania największego w Australii kościoła. Neogotycka bryła katedry Najświętszej Marii Panny jest imponująca i z zewnątrz w niczym nie ustępuje najbardziej znanym katedrom europejskim (poza oczywiście ilością wieków, które przeżyła). W środku nastrój harmonii i powagi tworzą: wyniosła nawa główna z ostrołukowym sklepieniem i arkadami nad łukami bocznych naw, szlachetne w formie marmurowe ołtarze i witraże. Przed katedrą Polacy z przyjemnością zatrzymują się przed pomnikiem Jana Pawła II. Bryłę katedry najlepiej widać z pobliskiego parku, gdzie też można przyjemnie odpocząć przed piękną fontanną z klasycystycznymi rzeźbami wśród spacerujących tu ibisów.

katedra katolicka     katedra
Katedra Najświętszej Marii Panny w Sydney

katedra w Sydney
Ja przy katedrze w Sydney

nawa główna   ołtarz   nawy i galeria
Wnętrze kościoła

ołtarz boczny   kaplica   witraż
Witraże i kaplice

pomnik Jana Pawła II     ibisy
Pomnik Jana Pawła II i ibisy w parku

fontanna
Ciekawa fontanna z rzeźbami jak w Wersalu

rzeźba

W Hyde Parku zwróciły naszą uwagę również drzewa – wielkie, rozłożyste platany i fikusy – widać, że tutejszy klimat im sprzyja (no i to, że nigdy nie zawitała tu wojna). Na jednym z trawników stoi pomnik kapitana Cooka. Stąd już krok do muzeum, pełniącego równocześnie rolę pomnika pamięci australijskich i nowozelandzkich ofiar dwóch wojen światowych. Bryła muzeum ANZAC, obijająca się w wodzie basenu, tchnie prostotą i eleganckim dostojeństwem.

drzewo 1       drzewo 2
Drzewa w parku

pomnik Cooka w Sydney       Cook
Pomnik Cooka

muzeum ANZAc
Muzeum ofiar wojen światowych ANZAC

Sydney

Trzy kolejne zabytki mieszczą się tuż koło siebie. Anglikańska katedra św. Andrzeja (oczywiście znowu neogotyk) kryje w swoim wnętrzu piękny kamienny ołtarz i kolorowe witraże. Obok - potężny gmach ratusza z klasycystyczną fasadą, ale dachami z czasów secesji – jakieś wieżyczki i wielka, odwrócona do góry nogami niecka, jak w operze wiedeńskiej. Po drugiej stronie ulicy wiktoriański dom handlowy Quinn Victoria Building, zajmujący cały kwartał ulicy, ozdobiony kolumienkami i łukami, przed którym stoją dwa pomniki: monumentalny – siedzącej na tronie imperatorowej Wiktorii z berłem i w koronie i słodki – stojącego na cembrowinie studni na tylnych nóżkach pieska, który prosi o uwagę. Pieskiem jest podobno terier – ulubiona rasa królowej. Piesek obecnie spełnia ważniejszą rolę niż dawna władczyni brytyjskiego imperium, (która była przecież również królową Australii): zbiera datki na schronisko dla zwierząt. Poważnie - jak pochodzi się do niego, odzywa się odpowiednie nagranie, proszące o zostawienie pieniędzy w skarbonce.

katedra św. Andrzeja    katedra anglikańska
Katedra anglikańska

ratusz w Sydney    ratusz
Ratusz w Sydney

Queen Victoria Building
Queen Victoria Building

dom handlowy
Wiktoriański dom handlowy

fasada   królowa Wiktoria   piesek
Fasada budynku, pomnik królowej Wiktorii i pomnik psa

Do środka domu handlowego weszliśmy na kawę i zachwyciłam się jego secesyjnym wnętrzem – ażurowa metalowo - szklana konstrukcja budynku, ciepły wystrój wnętrza z kwiatową ornamentyką, przywodzący na myśl przedwojenne sklepy.

galeria
Galeria w Queen Victoria Building

Obok domu królowej Wiktorii, w kolejnej zabytkowej kamienicy z secesyjnymi zdobieniami znajduje się sklep z opalami, z wydobycia których słynie Australia. Poza pięknymi wyrobami z opali i pereł, które można tu nabyć (ja nie kupowałam, gdyż już posiadamy z Asią pierścionki z opalami, a korale z pereł kupiłam w Wietnamie), pokazują tutaj ciekawy film o pochodzeniu tych kamieni i technice ich wydobycia.

dom
Sklep z opalami

Dalej spacer zawiódł nas na modne nabrzeże Darling Harbour z kawiarniami, zbudowane z okazji olimpiady i jeszcze dalej najstarszą ulicą Sydney, Macquarie Street, wzdłuż której stoją więzienie – to pierwsze, najstarsze, w którym osadzano skazańców z Anglii, Parlament, szpital i biblioteka.

Darling Harbour
Darling Harbour

nabrzeże Darling Harbour     kontrasty
Nabrzeże z centrum restauracyjno - rozrywkowym a obok przykład współistnienia zabytków z nowoczesnością

więzienie
Najstarsze więzienie w Sydney

stare domy    pod wieżowcem
Australijczyce zachowują zabytki, otaczając je współczesną zabudową - trochę to kontrowersyjne

Tak doszliśmy do nabrzeża Cirqular Quay, tuż obok dworca kolejowego, skąd kursują również wodne tramwaje. Stąd roztacza się spektakularny widok na łuk słynnego mostu Harbour Bridge, a w porcie można obserwować statki, niektóre oceaniczne. Na nabrzeżu zawsze jest pełno ludzi, a pod wiaduktem siedzą zwykle Aborygeni i dmuchają w długie instrumenty muzyczne, przypominające trombity. Patrząc na nich było mi przykro. Aborygenów zostało już w Australii niewielu, tak skutecznie się z nimi rozprawiła napływająca z całej Europy ludność i choroby, które przywoziła. Dzisiejszym Australijczykom jest chyba z tego powodu wstyd, tym bardziej, że Aborygeni pod względem liczebności pozostali reliktami, ale pewne elementy ich kultury stały się populistycznymi symbolami Australii, jak chociażby bumerang (obok kangura i misia koali) i kłują w oczy...

nabrzeże Cirqular Quay
Nabrzeże Cirqular Quay

 Cirqular Quay
Nabrzeże Cirqular Quay widziane od strony zatoki

most w Sydney
Most Harbour Bridge w Sydney a przed nim statek oceaniczny

katamaran
Katamaran w porcie w Sydney

wieżowce   wieżowce 2   nowe i stare
Sydney widziane od strony portu wygląda imponująco

Na nabrzeżu mieliśmy sporo wolnego czasu, toteż mogliśmy do woli podziwiać słynną operę, której gmach też stał się bardzo szybko rozpoznawalnym symbolem australijskiego kontynentu. Budowla, której projekt wyłoniono w konkursie i do którego inspiracją było podobno podzielona na cząstki pomarańcza, jest rzeczywiście unikalna i piękna. Ale tylko z daleka. Z bliska to wielka surowa budowla, mieszcząca wiele sal koncertowych. Ale z daleko to cudo, mieniące się w słońcu wieloma odcieniami, w zależności od miejsca obserwacji, dzięki tysiącom płytek ceramicznych, którymi pokryte są dachy.

Opera w Sydney
Opera w Sydney - dzieło zaiste spektakularne

opera z boku    płytki ceramiczne
Dachy opery pokrywają płytki ceramiczna

Opera w Sydney i ja
Ja i słynna opera

Powłóczyłyśmy się po nabrzeżu, obserwując statki, most, operę i gromadki odstawionych, młodych ludzi wędrujących do niej. Skonstatowałyśmy, że Australijki nie mają kompleksów, jeśli chodzi o wygląd i w większości hołdują postawie: „Chodzę w tym, na co mam ochotę i co jest modne i nie obchodzi mnie, jak w tym wyglądam” ;) Wpadłyśmy do paru sklepów, skonsumowałyśmy smaczne lody, porobiłyśmy zdjęcia i na koniec szybko wrzuciłyśmy do brzucha wielkie kanapki, traktując to jako obiado-kolację, a potem z całą naszą grupą przejechaliśmy metrem do naszego hotelu.

prom
Pod wieczór promy odpływają na ocean

na nabrzeżu
Ja na nabrzeżu w Sydney

my w Sydney
Nasza pamiątka z Sydney

Byłam tak zmęczona całym dniem łażenia po upalnym mieście bez obiadu i wczesną pobudką, że myślałam, że natychmiast zasnę, jak tylko przyjadę do hotelu i przyłożę się do poduszki. I tak rzeczywiście było. Ale moja kochana koleżanka Asia, po zrobieniu codziennej rewolucji w swojej walizce, obudziła mnie po jakiejś godzinie, pytając, czy nie poszłabym z nią do sklepu, aby kupić coś na kolację. Co było robić? Jak mnie obudziła, to już poszłam. Kupiłyśmy jakieś owoce, bułeczki, jogurt i biały serek. Po powrocie coś zjadłam, wykąpałam się, ale sen już odleciał. Leżałam w łóżku i nie mogłam zasnąć, starając się nie zwracać uwagi na koleżankę, która (skąd u niej jeszcze tyle energii?) jeszcze przez 2 godziny robiła toaletę i suszyła sobie włosy. I kiedy w końcu zgasiła światło o 11.30 (według czasu polskiego to była 10.30 rano) i zasnęłam, to obudziłam się o 4.30 rano i już dalej znowu nie mogłam zasnąć. Cóż, to efekt zmiany strefy czasowej. Mój organizm mówił, że jest to pora mojej największej aktywności w czasie dnia i uważał, że powinien działać... To była moja druga źle przespana noc, gdyż poprzedniej późno poszliśmy spać, wcześnie wstaliśmy i jeszcze martwiłam się o dwa pingwinki, wariatka jedna...

Następnego dnia po bardzo dobrym śniadaniu, które przygotował nam Andrzej i jego znajomi (wreszcie normalne świeże bułeczki a nie rozmrożone tosty oraz sery i wędlina, a nie fasolka ) wróciliśmy na nabrzeże Cirqular Quay, aby popłynąć promem do Manly. Rejs po spokojnej, malowniczej zatoce Botany Bay był bardzo miły, tym bardziej, że urozmaicały go widoki centrum Sydney. Mogliśmy też podziwiać operę z innej perspektywy.

opera
Opera w Sydney

centrum
Centrum Sydney

opera znowu
Płynąc po zatoce mogliśmy obfotografować operę z każdej strony

opera na tle wieżowców

statki
Po zatoce kursują różne statki

statek

opera i most
Symbole Sydney

klif
Klif przy wyjściu na pełny ocean

Manly okazało się być nadmorską miejscowością, położoną na wąskim półwyspie, jak nie przymierzając na Helu. Po przejściu z portu nad zatoką niezbyt długim deptakiem dociera się do otwartego oceanu i pięknej, piaszczystej plaży. Jest to raj dla windserfingowców i ze względu na wakacje pływało ich tu sporo, mimo wczesnej pory przedpołudniowej. W ciągu kilku godzin pobytu mogliśmy odpocząć na plaży, pokąpać się, albo pospacerować. Miałyśmy ze sobą stroje kąpielowe, ale jakoś brakło nam ochoty na kąpiel. Wolałyśmy pójść na spacer wzdłuż plaży do następnej zatoczki. Tu już droga prowadziła wzdłuż głazów, częściowo zanurzonych w wodzie, gdzie można było wypatrzeć jaszczurki. Ja spotkałam na kamieniach dwie, wygrzewające się w słońcu. Przypominały małe smoki i patrzyły na mnie uważnie, gdy je fotografowałam, ale nie ruszały się. Nazywa się je Smokami Wodnymi.

Manly
Deptak w Manly

plaża w Manly
Plaża w Manly

plaża

fale    mewa
Wody zatoki w Manly słyną z dużych fal, więc często trenowane jest tu pływanie na desce; obok mewa

ja
Poszliśmy na spacer wzdłuż brzegu

brzeg Oceanu Spokojnego

ja
aż doszliśmy do tamtej plaży

jaszczurka smok wodny
Jaszczurki, zwane wodnymi smokami wygrzewały się na głazach i nic się nas nie bały

Po przejściu ścieżką z malowniczym widokiem na ocean, spędziłyśmy trochę czasu na plaży, mocząc nogi w wodzie – tu już podłoże było żwirowe z dodatkiem ostrych zmielonych skorupek muszli i niezbyt to zachęcało nas do wejścia głębiej. Resztę czasu wykorzystałyśmy więc na zjedzenie wreszcie jakiegoś ciepłego obiadu: w smażalni wybrałyśmy sobie różne ryby do usmażenia, sałatki i frytki. Ja miałam ochotę na skosztowanie rekina, ale przy zamawianiu ryby okazało się, że to nie filet z rekina, tylko ryba, która pływała w Zatoce Rekina. Drobna różnica...

Oczywiście zdążyłyśmy też wpaść do sklepów, gdzie nabyłyśmy T-shirty (ja kupiłam 3 ładne, haftowane koszule dla swoich Stasiów i samochód dla dwuletniego wnuczka).
W czasie powrotnego rejsu przyglądałam się jachtom, wspominając słynne regarty, które mają miejsce na tej zatoce. Oglądając je wiele lat temu w telewizji, nie przypuszczałam, że sama będę pływać po tych wodach.

jachty
Jachty na zatoce

jachty 2

w przechyle        czarny żagiel

Po południu pożegnaliśmy Sydney i Australię i polecieliśmy na wyspę południową Nowej Zelandii. Na lotnisku naszą czwórkę sprawdzali różnymi detektorami, może dlatego, że znowu zadeklarowałyśmy, że coś przewozimy do jedzenia. Ja zostałam zeskanowana specjalnym przyrządem i moje torby również. Na szczęście bez przykrych konsekwencji.

W Christchurch wylądowaliśmy po 3 godzinach lotu około 21-wszej (po przesunięciu zegarka o 2 godziny). Zanim przeszliśmy odprawę i dojechaliśmy do hotelu była już północ. Poszłam więc spać po północy i znowu spałam tylko 5 godzin.

pomnik ofiar    c.d - Nowa Zelandia - Christchurch

Powrót do strony głównej o Australii i Nowej Zelandii

Powrót do strony głównej o podróżach

mail