Zbiórka o 5 rano przed hotelem z zapakowanymi bagażami, które ładujemy do wynajętego busa. Odjeżdżamy do Teotihuacan, aby o świcie polatać balonem nad stanowiskiem archeologicznym.
Zajeżdżamy, gdy jest jeszcze ciemno. Cisza i wydaje się, że pusto. Na ziemi leżą nieruchome zwłoki balonów. I nagle, jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki, plac się rozświetla plamami płomieni buchających z butli gazowych i ożywia przy dźwiękach muzyki. I patrzymy, jak balony, napełniane gorącym powietrzem, powoli podnoszą się z ziemi i unoszą do góry łby, jak obudzone olbrzymy.
Balony budzą sie do życia...
Pozujemy na tle balonów
Chwila jakby mistyczna...
Wsiadamy do gondoli, gdy czasza balonu jeszcze nie jest całkiem wypełniona powietrzem. W jednej gondoli mieści się kilkanaście osób z osobą sterującą. Ta co chwilę wypuszcza strumień gorącego powietrza pod czaszę balonu i w końcu unosi się on powoli w górę. Lecimy. Jesteśmy tak nisko, że obawiamy się, że zawadzimy o drzewa. Ale szczęśliwie przelatujemy nad nimi, nad domami oraz ulicami osady w kierunku, gdzie widać góry. Jak przyjemnie! Na niebie zakwitają kolorowe czasze powietrznych statków. Robi się coraz jaśniej – wschodzące słońce świeci nam prosto w oczy i ogrzewa powietrze. Okazuje się zresztą, że w balonie jest cieplej bez czapki niż w czapce na głowie, bo sternik ciągle dopełnia czaszę goracym powietrzem.
Balony startują
Wschód słońca zastał nas nad ziemią
Za chwilę zdejmę czapeczkę, bo robi się coraz cieplej
Lecimy w kierunku piramidy Księżyca wznosząc się coraz wyżej. Gdy do niej dolatujemy, widzimy już ją z góry – całkiem blisko. Mijamy ją po prawej stronie a po lewej przecinamy Aleję Zmarłych, obserwując dalszą Piramidę Słońca. Wszyscy jesteśmy podekscytowani.
Lecimy w kierunku piramidy w Teotihuacan
Teotihuacan - piramida Księżyca
Pod nami Aleja Zmarłych
Lecimy tak blisko piramidy, jakbyśmy chcieli na niej wylądować
Po chwili podlatujemy w kierunku placu, na którym już widać pierwszy balon, który dotarł do ziemi. To niesamowite, ale udało mu się wylądować dokładnie w wyznaczonym przez plandekę miejscu. My zaś, zniżając się, lecimy prosto na płot, rosnący nam w oczach, który okazuje się być płotem z kaktusów. Szczęśliwie przelatujemy nad nim na puste pole, gdzie czeka na nas kilka osób, które łapią za liny, aby nas przytrzymać. Co za emocje!!!
Balony nad Teotihuacan
Asia z gondoli balonu filmuje piramidy. Pierwsze balony już lądują
Okazuje się, że dla uczczenia naszego lotu – chyba dla wszystkich pierwszego w życiu - zafundowano nam szampana. Pijemy go jeszcze przed opuszczeniem kosza.
Przejeżdżamy na śniadanie do pobliskiej restauracji. Na dole jest szwedzki stół pełen jedzenia – zdecydowanie nie jest to śniadanie kontynentalne. Nabieramy sobie po trochu różnych potraw, aby jak najwięcej skosztować i idziemy na piętro, aby tam skonsumować je na tarasie z widokiem na piramidy.
Po śniadaniu spotykamy się z miejscowym przewodnikiem, który ma (po angielsku) ciekawą pogadankę o agawie i jej znaczeniu dla rozwoju kultury ludów pierwotnych tych terenów – nie wiedziałam, że to taka praktycznie przydatna roślina, mówiąc hasłowo - i do picia i do szycia.
Potem zaś dowiadujemy się równie ciekawych rzeczy o wydobywanym tu obsydianie i jego zastosowaniu nie tylko do wyrobu narzędzi, ale również do obserwacji nieba i słońca, co zaowocowało zaskakującą nas dziś wiedzą astronomiczną pierwotnych mieszkańców tych ziem.
Warsztat obróbki obsydianu
Na koniec pogadanki przewodnik częstuje nas napojem pulque, wytwarzanym z agawy i smakującym jak piwo z kwaśnym mlekiem
Naturalną konsekwencją tych pogadanek było zasugerowanie nam skorzystania ze sklepu z wyrobami z obsydianu i srebra (Meksyk ma ogromne złoża srebra). My z Asią byłyśmy oczywiście z tego rade, bo można było kupić nie tylko obsydianowe krążki do obserwacji słońca czy narzędzia do masażu (obsydian ma właściwości rozgrzewające), ale również biżuterię czy rzeźby. Te ostatnie były niesamowite, ale i kosztowały niesamowicie, więc się szczęśliwie oparłam pokusie kupna, wiedząc, że w Meksyku na pewno będzie jeszcze dla mnie ich wiele…
Sklep z wyrobami z obsydianu
Koło południa zwiedzaliśmy ruiny prekolumbijskie na czele z piramidą Słońca i piramidą Księżyca, nad którymi przelatywaliśmy o świcie. Teotihuacan to obecnie stanowisko archeologiczne, którego nazwa została nadana przez Azteków ok. 500 lat po upadku miasta - Miejsce, z którego pochodzą bogowie. Od II w. p.n.e. do II w. n.e. powstało tu wielkie centrum religijne związane z kulturą ludów Mezoameryki, wokół którego istniało miasto, cel pielgrzymek wielu nawet odległych plemion. Największy jego rozkwit przypada na IV–VII w. Według mitów rdzennych ludów to tu powstał świat, nastąpiło oddzielenie światła od ciemności, powstało słońce i księżyc. Tutejsi kapłani opracowali kalendarz, według którego liczono czas.
Ja w Teotihuacan
Niewiele dziś nie wiemy o ludziach zamieszkujących to wielkie centrum, skąd pochodzili i co się z nimi stało, bo nie zostawili żadnych śladów pisemnych po swej cywilizacji. Wszystko co pozostało to ruiny świątyń. Budowle wzniesiono bez użycia metalowych narzędzi (używano narzędzi z obsydianu, czego było tu pod dostatkiem) ) wzdłuż Alei Zmarłych, ciągnącej się od Piramidy Księżyca do Cytadeli, placu otoczonego 15 świątyniami z platformą z centralnym ołtarzem.
Piramida księżyca na początku Alei Zmarłych
Pozujemy na tle Piramidy Księżyca
Piramidę Słońca jest największą budowlę w Teotihuacán i drugą co do wielkości piramidę w Mezoameryce. Dwie piramidy: Piramida Słońca o wysokość 65 m oraz Piramida Księżyca to najstarsze budowle tego kompleksu. Kształt każdej z nich odpowiada kształtowi góry, na tle której piramida została zbudowana. Mają one konstrukcje schodkowe. Do ich budowy użyto ziemi i wysuszonych na słońcu cegieł, po czym obłożono ich ściany płytami kamiennymi i ozdobiono rzeźbami, stiukami i pomalowano na czerwono. Na najwyższym tarasie zbudowano świątynię. Piramidy sprawiły na nas duże wrażenie i idąc Aleją Zmarłych od Piramidy Księżyca do piramidy Słońca robiliśmy dużo zdjęć. Niestety nie można już dziś na te budowle wchodzić, ale rozumiem to, przy tylu milionach osób zwiedzających to miejsce…
Asia przed Piramidą Słońca
Ja przed Piramidą Słońca w Teotihuacan, drugą co do wielkości w Mezoameryce
Aleja Zmarłych, którą się szło i szło wśród ciągu piramid
Jedna z piramid przy Alei Zmarłych
Ta piramida kończyła naszą trasę wycieczki w Monte Alban
Do najciekawszych obiektów kompleksu należy zbudowana w formie piramidy Świątynia Quetzalcoatla (Pierzastego Węża), do której niestety nie zdążyliśmy dojść. Zaczęliśmy bowiem zwiedzanie z przewodnikiem od północnej części terenu, zatrzymując dłużej w Pałacu Quetzalcoatla, gdzie zachowały się malowidła i płaskorzeźby pół ptaków, pół motyli z obsydianowymi oczami. W pobliskim Pałacu Jaguara można podziwiać freski z tym zwierzęciem i nie dziwiły nas potem figurki jaguarów oferowane nam licznie przez sprzedawców pamiątek.
Ruiny pałacu Quetzalcoatla, czyli Pierzastego Węża
Wnętrze pałacu Quetzalcoatla, czyli Pierzastego Węża
Płaskorzeźba w pałacu, na której można dopatrzeć się węża Quetzalcoatla
Świątynia Jaguara
Asia koło świątyni Jaguara, za nią widać piramidę Księżyca
Fresk z jaguarem przy jednej ze świątyń
Quetzalcoatl, czyli Pierzasty Wąż o piórach ptaka kwezala był jednym z najważniejszych bogów plemion Mezoameryki i czczony był przez Tolteków, Zapoteków i Majów. Uważany za współtwórcę świata był bogiem wiatru, nieba (symbolizują to pióra) i ziemi (czego oznaką jest wąż). Według indiańskich podań sprzeciwił się oddawaniu ofiar z ludzi, którzy zabijani tu byli w czasie ceremonii setkami, aby zaspokoić bogów, którzy potrzebowali ludzkiej krwi, by ocalić świat. Pokonany przez innych bogów Pierzasty Wąż opuścił ziemie indiańskie, odpływając w łodzi na wschód. Indianie oczekiwali jego powrotu i w przybyłych ze wschodu w XVI wieku Hiszpanach widzieli jego wysłanników, dlatego też przyjęli ich z otwartymi rękoma. Czego potem gorzko żałowali…
Po południu przejechaliśmy do Puebli leżącej w cieniu 2 wulkanów. Jeden z nich, Popocatepilt ciągle dymi. Zatrzymaliśmy się na przedmieściu miasto w miejscowości Cholula, aby wspiąć się na wzgórze, które w istocie jest największą piramidą w Mezoameryce, zwaną Grand Piramide.
Fotografuję Cholulę
Ze szczytu dawnej piramidy w Choluli widać calkiem dobrze dwa wulkany. Jeden z nich dymi.
Wejście do piramidy jest u jej podstawy. Wieczorem jest ono oświetlone zmieniającymi kolory reflektorami.
Po wybudowaniu została ona otoczona gliną, którą zarosła roślinność. Jest ona największym objętościowo obiektem, jaki wybudował człowiek. Na jej szczycie Hiszpanie zbudowali kościół. Wejście do piramidy można zobaczyć u podnóża góry a spod barokowego kościoła roztacza się wspaniały widok na miasto i wulkany w tle.
Kościół wybudowany na szczycie góry, skrywającej piramidę.
Obiadokolację zjedliśmy w restauracji wegetariańskiej a po nocnym spacerku u podnóża piramidy – kościoła udaliśmy się na nocleg do dobrego hotelu w samym centrum miasta.
Kościół na szczycie piramidy...
Dzień III - Puebla - miasto aniołów
Powrót do strony głównej o podróżach