Rano wyruszamy do San Lorenzo Albarradas zjadając po drodze śniadanie. Niedaleko tego miasta w górach Sierra Madre Południowe znajduje się skamieniały wodospad Hierve El Agua, który wyglądem kojarzy się ze słynnym tureckim Pammukale. Razem z biletami kupujemy na pobliskich stoiskach kawałki owoców zapakowane w folię – jest tu mango, papaja, ananas i kilka innych, którymi posilamy się po drodze. Niektórzy zabierają ze sobą całego kokosa i wypijają z niego mleczko rurką przez małą dziurkę. Idziemy wysokim trawersem góry, na której rosną kaktusy, zawsze kojarzące mi się z meksykańska roślinnością, mając po lewej stronie głęboką dolinę Oaxaca. Jesteśmy na wysokości około 1500 m n.p.m. i widoki są piękne.
Kupujemy owoce u okolicznych sprzedawców. U wejścia na szlak witają nas kościotrupy.
Jest to swoisty element często widziany przez nas również w miastach. Dawni Indianie oswojeni są ze śmiercią.
Idziemy przez góry, trawersując je nad doliną Oaxaca
Ja w meksykańskich górach Sierra Madre Południowe
A za chwilę robią się jeszcze piękniejsze, gdy dochodzimy do miejsca skamieniałego wodospadu a w zasadzie dwóch kaskad wodnych, które spływając ze szczytu z gorących źródeł są tak nasączone solami wapnia, magnezu i dwutlenku węgla, że zestalają się w powietrzu tworząc biało – żółte skamieliny. Jeden wodospad, bliższy nas, tworzy tu baseny wodne z ciepłą, zieloną wodą, w których można się kąpać, aby potem lecieć skamieniałą kaskadą w dół doliny. Drugi widzimy z daleka jako wapienny pióropusz, który może też się kojarzyć z kipiącym mlekiem.
Naturalne baseny wodspadu Hierve El Agua
Piękne miejsce, jak w Pammukale
Zwapnione wody spadają kaskadami z gór w przepaść
Jest to tak niesamowite miejsce, że trudno podjąć decyzję, co najpierw robić – czy zdjęcia a to wiąże się ze spacerem po całym kompleksie, czy wykąpać się. Kąpiel kusi najbardziej, więc w przebieralniach zakładamy kostiumy kąpielowe i wchodzimy do wody. Dobrze, że mamy buty do chodzenia w wodzie, bo dno basenu jest porowate i śliskie.
Naturalny basen z wodą wapienną - tu się kąpaliśmy
Cudowne wrażenie – kąpiel w ciepłej, prześlicznej wodzie wśród lśniących w słońcu skał. Asia, która z resztą towarzystwa dopływa do krawędzi basenu, ma za nią już tylko przepaść. I wspaniałą panoramę górską.
Po kąpieli nie przebieramy się od razu, aby wyschnąć na słońcu i lecimy nad drugi wodospad w celu zrobienia zdjęć.
To drugi imponujący wodospad
Latamy w strojach kąpielowych po terenie, aby zrobić zdjęcia
Oaxaca jest rejonem biednym. Góry są piękne, ale nie dają szansy na wartościowe uprawy rolne. Żyją tu głównie różne plemiona indiańskie, zepchnięte na te nieurodzajne tereny przez konkwistadorów hiszpańskich i osadników. Dlatego mieszkańcy wiosek i miasteczek trudnią się głównie rękodzielnictwem. Każde plemię czy osada słynie z innego rodzaju wyrobów. I są one przepiękne i tak bogate kolorystycznie, że na bazarach czy w sklepach można spędzić masę czasu wybierając coś dla siebie. Oaxaca to region, który żyje z turystyki.
Na nami kołował jakiś drapieżny ptak.
Najlepiej jest pojechać do indiańskich wiosek, zobaczyć na własne oczy, jak powstają te arcydzieła i kupić pamiątki u źródła. Jak potem widziałyśmy te same wyroby w sklepach w Oaxace czy San Chistobal, nie mówiąc już o kurortach w Tulum czy Cancun czy nawet w sklepach tzw. wolnocłowych na lotnisku, to przebicie było prawie 100%. Pośrednie ceny można było zapłacić na miejskich bazarach.
Tak więc dużą frajdą były dla nas wizyty u źródła tej twórczości w miejscowości Teotitlan del Valle. Po obiedzie w dużej przydrożnej restauracji, gdzie była mnogość dań oraz słodyczy i owoców na deser, pojechaliśmy do manufaktury tekstyliów i spędziliśmy tam około dwóch godzin oglądając pokaz tworzenia i farbowania przędzy wyłącznie naturalnymi barwnikami oraz tkania dywanów i kilimów a także podziwiając miejscowe wyroby (nie tylko dywany i kilimy, ale również ubrania – szale, poncza, płaszcze). Asia kupiła sobie śliczny dywan w kolorystyce niebiesko – szarej, pasujący jej do salonu oraz eleganckie ponczo z alpaki tkane w delikatne wzory w dyskretnym kolorze szaro-beżowym.
Zjedlismy obiad w dużej restauracji w Teotitlan del Valle, gdzie końskie siodła były elementem dekoracyjnym
W wytwórni tkanin
Następną wizytę mieliśmy w manufakturze tequili i mezcalu o znaczącej dla nas nazwie Rey, gdzie też nas poinstruowano, jak się je wytwarza z agawy, pojąc jednocześni (po naparstku) różnymi gatunkami tych wódek – ja też spróbowałam odrobinę likieru.
Wieczorem wróciliśmy do Oaxaca i wybraliśmy się do miasta na kolację, po której mieliśmy iść potańczyć, ale towarzystwo jakoś nie mogło oderwać się od drinków, więc nie mogąc się doczekać zmiany lokalu na taneczny wróciliśmy z jednym kolegą same do hotelu. Przejście nocne po centrum miasta było całkiem ekscytujące. Jeszcze idąc na kolację czułam pewien niepokój ze względu na nieciekawe ulice, po których musieliśmy przejść. Obawiałam się napadu na nas, ale powrót był już łatwiejszy. Przede wszystkim w mieście panowała sympatyczna atmosfera weekendowej zabawy. Napotkaliśmy grupy młodzieży na placach i murkach (spokojnej), szaloną procesję weselną hucznie fiestującą przed katedrą przed sobotnimi obrzędami ślubnymi, z kukłami panny młodej i pana młodego oraz w miarę stateczne pary tańczące na ulicy do muzyki płynącej z restauracji – my z Asią też się na chwilę w to włączyłyśmy. Jak widać Meksykanie potrafią się bawić bez alkoholu…
Oaxaca nocą
Takie fajne tancerki
Następnego dnia po śniadaniu pozwiedzaliśmy trochę miasto. Wpadliśmy do kilku kościołów.
Niestety nie moglismy wejść do Kościoła św. Dominika, bo akurt odbywał się w nim ślub (możliwe, że tych nocnych uczestników fiesty),
a szkoda, gdyż jego wnętrze posiada jedną z najbogatszych dekoracji siukowych.
A potem pojechalismy do najsłynniejszego tutejszego tu miejsca -
dawnego miasta tajemniczych Olmeków i Zapoteków - Monte Alban. Miasto razem ze stanowiskiem archeologicznym wpisane zostało na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Jeden z najstarszych kosciołó
Wnętrze Bazyliki ze czczoną figurą Matki Boskiej
Katedra osiemnastowieczna przy placu Zocalo (Placu Konstytucji)
Kościół św. Dominika
Dzień V - Tajemnicze riuny Olmeków i Zapoteków - Monte Alban
Powrót do strony głównej o podróżach