Ostatnia nasza wycieczka na bajkową wyspę Santorini dostarczyła nam również wielu przeżyć estetycznych. Aby na nią wyruszyć wstaliśmy jeszcze w nocy, a przy okazji sfotografowaliśmy wschód słońca na Morzu Jońskim. Płynęliśmy kilka godzin, spędzając czas na graniu w karty i podziwianiu mijanych wysepek.
Wschód słońca na Morzu Jońskim
Jedna z wysepek na Morzu Jońskim
Santorini powstała około 3500 lat temu w wyniku erupcji wulkanu i dlatego ma poszarpane, wysokie brzegi, charakterystyczną barwę ziemi - głównie czarny tuf z domieszką czerwono- brunatnych skał żelazistych i otacza, razem z kilkoma siostrzanymi wysepkami, wyraźną kalderę, którą zalało morze. Na jednej z niezamieszkałych wysepek istnieje jeszcze krater czynnego wulkanu. Wygląda ona ciekawie - przekrój klifu ukazuje czarne żużlowe skały, przykryte kołderką skamieniałego, białego popiołu.
Klify Santorini
Zalana kaldera wulkanu
Poszarpana i stroma linia brzegowa Santorini
Dwuwarstwowa wyspa: czarny żużel przykryty szarym popiołem
Na tej skalistej, czarnej wyspie, przyczepione do przepaści, jakby zawieszone w powietrzu nad niebiesko – szmaragdowym morzem wyrastają pastelowe, biało – niebieskie domki, połączone ze sobą plątaniną uliczek, schodków i murków. Coś niesamowicie pięknego i bajkowego.
Santorini
śliczne domki - białe z lekką domieszką innych pastelowych kolorów...
poprzylepiane są jak plastry miodu...
do czarnego, demonicznego klifu
Miasto Oia, kompletnie zburzone w czasie trzęsienia ziemi w 1956 r., zostało odbudowane głównie dla celów turystycznych i jest zamieszkałe tylko w sezonie letnim, między innymi dlatego, że brakuje tu naturalnego źródła wody, którą trzeba dostarczać statkami. Biało – niebieskie miasto (gdzieniegdzie widać delikatny róż) jest odmalowywane co roku wiosną, aby potem czekać na najazd turystów i artystów, którzy je sobie bardzo upodobali. Nic dziwnego – jest to miejsce magiczne.
Po niedawnym trzęsieniu ziemi - na wulkanicznych skałach...
zakwitło miasto Oia...
jako plener malarski...
wspaniały i niepowtarzalny
Po przypłynięciu statkiem jesteśmy przewiezieni do tego miasteczka autobusem i zostajemy tu na kilka godzin. Spędzamy je, latając uliczkami i schodkami i odkrywając coraz to inne piękne widoki i ujęcia do zdjęć. Najbardziej malownicze są kościółki i dzwonnice, których białe krzyże cudownie kontrastują z migoczącym, ciemnoniebieskim morzem i niebem w tle. Kościółków jest zresztą masa, chyba tyle, co rdzennych mieszkańców miasteczka.
Przypłynęliśmy tym największym statkiem i przejechaliśmy wzdłuż klifu...
do tego wyjątkowego miasteczka...
aby spędzić tu kilka godzin...
na pełnej zachwytu włóczędze
Malownicze dzwonnice...
i kościółki...
a nawet wiatrak...
to typowe obrazki z Santorini
Ale wędrując uliczkami nie można też oprzeć się pokusie zajrzenia do sklepików oferujących pamiątki (często z czarnego tufu wulkanicznego) i galerii, których jest tu chyba tyle samo, co kapliczek. Kupujmy tam z Asią ceramiczny domek, rzeźbę osiołka z drewna oliwnego, świecznik w kształcie żaglówki z czerwono – złotego szkła oraz oczywiście wino z winogron, zrodzonych na urodzajnej glebie wulkanicznej ( w sklepie złaknionego polskiej mowy Polaka, zasiedziałego na Santorini na stałe).
Pamiątki z Santorini
Wędrując zakamarkami miasteczka trafiamy również na takie sielskie obrazki
Panorama Oii i kaldery
Asia