logo

Wietnam c.d.

Następnego dnia z samego rana wpakowaliśmy się w autokar, aby wrócić do Wietnamu. Przejazd Kambodża – Wietnam odbywał się przez tereny zalewowe Mekongu, który wypływa z Wyżyny Tybetańskiej i kilkakrotnie zwiększa swoją objętość w czasie monsunów i na jego trasie pojawił się nowo zbudowany most na Mekongu, który skrócił naszą podróż. Niestety nie można się na nim zatrzymać, aby popatrzeć na słynną rzekę, natomiast dano nam możliwość zrobienia zdjęcia mostu z pewnej odległości. Próbowałam zrobić kilka zdjęć przez szybę autokaru mijanym drewnianym domkom na palach, które są tak chrakterystyczne dla terenów zalewowych. Przejeżdżając przez większe osiedla odnotowaliśmy, że w Wietnamie jednak jest czyściej niż w Kambodży a przy ulicach są klomby kwiatowe i flagi. Mijaliśmy też pola ryżowe a dalej drzewa kauczukowe.

domek
Dmek na palach na terenach zalewowych

tereny zalewowe
Tereny zalewowe nad Mekongiem a wyglądają jak nasz pejzaż

Mekong
Rzeka Mekong

most na Mekongu
Nowy most na Mekongu

Dłuższy przystanek mieliśmy w Tay Ninh na terenie należącym do społeczności wyznania kaodeistycznego. Synkretyczna religia cao dai to połączenie wierzeń historycznie obecnych na tych terenach, a ich trzon stanowi buddyzm, konfucjanizm, taoizm + teorie humanistyczne (n.p. Wiktor Hugo, Lenin, Maria Curie-Skłodowska uznawani są przez nich za świętych).

Religia poczęła się przed 100 laty od objawienia pana Ngu Reji Minh`a, który nawiązał kontakt z bogiem właśnie w Tay Ninh (dlatego tu jest centrum tej religii). Szybko rozprzestrzeniła się po świecie, w ciągu roku zdobyła 26 tys wiernych i wybudowano katedrę. Wierni tworząc sektę, oddają swój majątek na rzecz społeczności kościelnej, a w zamian mają do końca życia zagwarantowane mieszkanie, wikt i pracują na rzecz społeczności. Przed połączeniem Wietnamu Północnego z Południowym sekta posiadała duży majątek, szpital, szkoły, przedszkola, sale koncertową a nawet armię. Potem zabrano im dobra, zabijając przy okazji 4 biskupów, ale po paru latach w trakcie transformacji ustrojowej w Wietnamie oddano im część majątku. Obecnie społeczność na całym świecie liczy 4 mln wiernych. Na czele hierarchii kościelnej stoją biskupi i papież. Ich kościoły charakteryzują się wieżami, które prowadzą do boga, orientalnymi dachami, ścianami utrzymanymi w pastelowych kolorach i dużymi, barwnymi posągami i rzeźbami.

katedra kaodeistyczna
Katedra kaodeistyczna w Tay Ninh

brama
Brama na teren społeczności kaodeistycznej w Tay Ninh

teren
Teren społeczności kaodeistycznej w Tay Ninh

W Tay Ninh stoi wielka katedra kaodeistyczna, w której odbywają się długie i głośne nabożeństwa 4 razy dziennie (o godzinach 6, 12, 18, 24-tej) Wierni śpiewają z towarzystwem głośnej, orientalnej muzyki. Symbolicznie traktowane są tu kolory: wierni ubrani są na biało a biskupi w jaskrawe kolory, oznaczające ich przynależność do jednego z 4 trzonów religii. Sama świątynia jest tak kolorowa i pełna różnorodnych dekoracji z pomieszaną symboliką i atrybutami różnych religii, że sprawia wrażenie, jakby była stworzona jako scenografia do jakiegoś filmu fantasy. Przyjechaliśmy w trakcie jednego z nabożeństw i mogliśmy przez chwilę poobserwować je (wchodząc do świątyni na bosaka), słuchając muzyki, powtarzającej się w mantrę i patrząc na równe szeregi wiernych siedzących wprost na kamiennej posadzce, pokrytej zimną mozaiką, bijących od czasu do czasu pokłony. Nad nimi wznosiły się bajecznie kolorowe kolumny, po których wiły się drewniane węże, czy smoki i miałam surrealistyczne wrażenie, że uczestniczę w nabożeństwie mającym na celu ich obłaskawienie.

w katedrze
Nabożeństwa w katedrze kaodeistycznej odbywają się 4 razy dziennie

z góry          nabożeństwo
Wierni siedzą na posadzce, modlą się i śpiewają

muzycy    chór
Muzycy grają na oryginalnych instrumentach

demon       kolumna

przez okno    okno

smocza kolumna    wejście
Smocze kolumny

Po nabożeństwie jedna z wychodzących kobiet, ubrana w kolor biskupi, kiwnęła na nas, zachęcając chyba do rozmowy, ale nie mieliśmy już na to czasu.

biskupi
Ze świątyni wychodzą biskupi

ja

małpa         kopułka
Małpka, którą spotkaliśmy w parku niedaleko świątyni i nietypowa kopuła świątyni

Lunch był, jak zwykle w Wietnamie. znakomity i różnorodny: zupa z kluskami i grzybami, sajgonki, ciastko – kopertka z ryżem i mielonym mięsem, makaron z kapustą i kurczakiem, zupa słodka z batatami, mleczkiem kokosowym i galaretką, ryż, udko z kurczaka pieczone i jajecznica z szynką i cebulką, standardowe owoce: arbuz, ananas, małe bananki. Ja wiem, że na codzień i na ogół Wietnamczycy obywają się zupką Pho, jedzoną na śniadanie, obiad i kolację, ale gdyby mieli się tak odżywiać, jak karmiono nas, to tym bardziej lepiej byłoby stołować się w jadłodajniach, niż siedzieć cały dzień w kuchni, aby to wszystko przygotowywać ;)

mapka muzeum kanałów Viet Congu

     Ten całkiem miły dzień zakończyła skłaniająca do refleksji wizyta w Muzeum Kanałów Viet Congu. Skłaniająca do refleksji, bo na terenie, gdzie około 60 lat temu toczyła się bezpardonowa i okrutna wojna między żołnierzami Viet Congu walczącymi według rozkazów reżimu komunistycznego Wietnamu Pólnocnego, ale jednocześnie broniących swej niezależności a niosącymi oficjalnie wolność i głoszącymi demokratyczne hasła żołnierzami amerykańskiej armii, będącymi przecież najeźcami na tej ziemi, powstało coś w rodzaju rzadko porośniętego drzewami parku z przeszkodami (jeśli nie ma się wyobraźni). Dżungli to w każdym razie teraz nie przypomina – na naszej trasie widzieliśmy jedną, słownie jedną lianę. Natomiast, jeśli ma się wyobraźnię, to oglądanie niemożliwie ciasnych kanałów, których podziemna sieć obejmowała około 250 km i to na kilku poziomach i w których ukrywała się cała podziemna armia z salami do mieszkania, stołówkami, pomieszczeniami do szkoleń, kwaterami dowódców i magazynami broni wprawia w podziw nad wytrzymałością i determinacją Wietnamczyków. Z kolei oglądanie okrutnych i pomysłowych pułapek na amerykańskich żołnierzy, niewidocznych, bo ukrytych pod liśćmi w dżungli (rozumiem, że kiedyś była gęściejsza, póki Amerykanie nie spalili ją kawałek po kawałku napalmem) wzbudza współczucie nad tymi chłopakami, którzy byli przecież na siłę wysyłani na nie swoją wojnę i tu ginęli. Dodatkowo przewodnik opowiada o życiu i produkcji broni w wietnamskiej armii a w ramach atrakcji udostępniono przejście małym kawałkiem poszerzonego specjalnie dla turystów kanału.Zwiedzanie kończy poczęstunek tym, czym żołnierze Viet Congu pożywiali się na codzień, czyli tapioką z ostrą posypką i herbatą z bambusa. Szczerze powiedziawszy nie wiem, skąd mieli siłę na tę wojnę i to na tyle, że ją wygrali.

muzeum kanałów Viet Congu
W Muzeum Kanałów Viet Congu

żołnierz w kanale   właz   ciasny kanał
Kanały Viet Congu były bardzo ciasne (zbyt małe, aby typowy Amerykanin mógł się przez nie przecisnąć) i starannie ukryte

pułapka   pułapki
Ukrywane w ściółce pułapki

ekspozycja
Ekspozycja w Muzeum Kanałów Viet Congu

taniec na lianie   w kanale
Taniec na lianie w wykonaniu mojej koleżanki Asi i jej zdjęcie w kanale

poczęstunek
Powstańczy poczęstunek z tapioki i herbatki z bambusa

Po nocy przespanej w Sajgonie zwiedziliśmy rano następne miejsce bardzo ważne z punktu widzenia martyrologii narodu wietnamskiego, Muzeum Ofiar Wojen Indochińskich.

I o ile zwiedzanie tuneli miało w sobie jeszcze jakiś element rozpraszający poważny mastrój (przejście tunelem i poczęstunek tapioką) o tylu tu atmosfera jest przygnębiająca. Osoby, które nie chciały oglądać dokumentacji związanej w woją, mogły pochodzić po podwórku muzeum wśród samolotów, czołgów i innego amerykańskiego sprzętu wojskowego, zostawianego tu przez amerykańska armię. Ekspozycja w środku pokazuje materiały ścinające krew w żyłach, głównie zdjęcia cywilnych ofiar wojny wietnamsko – amerykańskiej, czyli skutków pacyfikacji, nalotów bombowych, zrzucanego napalmu oraz broni chemicznej. Do dziś rodzą się ofiary skażenia bronią chemiczną bez nóg, rąk… Przerażające jest to i niestety zapomniane już w naszej strefie geograficzno - politycznej. Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem, wyświetlano takie obrazy w telewizji (oczywiście to były czasy komuny, więc stanowiło to znakomity materiał propoagandowy przeciw tym wstrętnym kapitalistom), ale potem o tym zapomniano. Tyle innych wojen i aktów terrorystcznych zdarzyło się później. W Wietnamie o tej wojnie nie zapomniano, i mimo obecnej koncentracji całego narodu na rozwóju, przypominają o tym ludzie będące ofiarami wojennymi. W halu muzeum można kupić wykonane przez nich pamiątki, zasilając fundusz pomocy ofiarom wojen. Ja kupiłam śliczne zabawki, uplecione z korali i ptaszki z pasków bambusa oraz zakładki do książek – lalki w regionalnych strojach, wykonanych ze skrawków tkanin o oryginalnych wzorach.

muzeum Wojen Indochińskich
Przed Muzeum Wojen Indochińskich w Sajgonie

czołg
Amerykański sprzęt wojskowy, który brał udział w wojnie wietnamskiej

samolot

amerykański sprzęt wojskowy

        morze    Odpoczynek w Muine

Powrót do strony głównej o podróżach

mail