Całe popołudnie zajął nam przelot samolotem do Hai Phong, gdyż wykonywaliśmy go w 3 turach, a na wstępie samolot miał 1 godzinę opóźnienia. Potem wieczorny przejazd do Ha Long i zakwaterowanie w hotelu, gdzie grzecznie czekano na nas z obiadokolacją. Znowu pyszności... Następnego dnia mieliśmy zobaczyć słynną zatokę. Ja przyjechałam do Wietnamu głównie ze względu na nią.
Rano, gnana pragnieniem zobaczenia zatoki, jeszcze przed śniadaniem poleciałam na ostatnie piętro hotelu, skąd miał być rozległy widok. Rzeczywiście, hotel City Bay położony świetnie w kurorcie Bai Chay, stoi blisko nabrzeża. I widok z ostatniego piętra na zatokę robi wielkie wrażenie. W dole widzimy różnokolorowe dachy wąskich, kilkupietrowych budynków mieszkalnych, ruchliwy targ i dworzec kolejowy oraz rozległy elegancki i luksusowy budynek z kolorowymi witrażami, nieco dalej przystań i most, prowadzący przez zatokę a tłem do tego są niesamowite kształty fomacje skalne, wynużające się z wody. To słynne mogoty, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury i Przyrody, tworzone przez 500 mln lat na skutek erozji dokonywanej przez deszcze i ocean w krasowych skałach. W wyniku erozji góry rozdzieliły się na skalne wieże i stożki a te, od spodu wymywane przez nieustanne przypływy i odpływy morza, miały coraz bardziej kruche fumdamenty. Widok ich zachwycił mnie, chociaż żałowałam, że pogoda jest pochmurna i nieco mglista, przez co zdjęcia nie wyjdą tak wyraźnie, jak bym chciała. Ale w tym miejscu podobno niełatwo trafić na słoneczną aurę.
Zatoka Ha Long ze słynnymi skałami
Widok z hotelu - w dole widać dworzec i targowisko, kolorowe domy tubowe i estakadę, prowadzącą przez zatokę. Oraz oczywiście mogoty
Po śniadaniu (w czasie którego wśród moich koleżanek powodzenie miała tradycyjna wietnamska zupka a ja zadowoliłam się bardziej konkretnym pożywieniem i owocami - arbuzy, melony, ananasy, pitaje, czyli smoczy owoc - różowy zewnątrz, w środku biały z czarnymi drobnymi pesteczkami smakowały mi tu bardzo) przejechaliśmy autokarem przez długi most do portu Ha Long, mijając część zatoki, z której eksportuje się węgiel komienny. W porcie na nabrzeżu bez względu na pogodę czeka na turystów flotylla statków i łodzi, na których organizowane są przejażdżki po zatoce. Wsiedliśmy i my na czekający już na nas dwupokładowy stateczek i powoli opuściliśmy port. Sunęliśmy w długim ciągu innych łodzi w kierunku widocznych na morzu mogotów. Malowniczości tej flotylli dodawały mijane od czasu do czasu małe łodzie, z których rybacy sprzedają ryby.
Wystawa instrumentów muzycznych
Stateczki czekające w porcie na turystów
Wypływamy w kolumnie w kierunku mogotów
Statek w zatoce Ha Long
Jedna z nich podpłynęła do nas oferując egzotyczne owoce. Kupiłam kilka małych bananów (takie lubię najbardziej) i rambutanów. Koleżanki kupiły inne owoce, więc przejażdżakę umilałyśmy sobie degustacją, siedząc głownie pod dachem pokładu, gdyż było zimno i wilgotno. Od czasu do czasu wychodziłam na pokład, aby przyjrzeć się mijanym łodziom i zbliżającym się skałom. Te widoczne były najpierw, niestety, niezbyt wyraźnie, ale w miarę podchodzenia do nich można było zaobserwować różnorodny szaro – ochrowy kolor skał i zieleń porastającej je roślinności, zamiast wcześniejszych mglistych zarysów. Kształty skał też ulegały zmianom - miejscowa ludność nadaje im czasem nazwy zwierzęce.
Sprzedaż owoców z łódki
Spędzałyśmy czas podróży w zamkniętym pomieszczeniu
ale na chwilę wyszłyśmy na pokład podziwiać mogoty
Z bliska lepiej widać skałę i porastającą ją roślinność
Po dopłynięciu do zatoczki większej formacji skalnej udaliśmy się po betonowym pomoście i schodkach na zwiedzanie niedawno odkrytej jaskini Hang Thien Cung (Grota Niebiańskiego Pałacu). Wapienne skały zawierają dużo grot i jaskiń, z których większość nie została jeszcze zapewne odkryta. Ponieważ Wietnamczycy wymyślili legandę, tłumaczącą genezę powstałych w zatoce Ha Long formacji skalnych, według której twórcą ich był smok, rozwalający skały ogonem po tym, jak zanurkował w wodzie zatoki, więc też dopatrują się w kształtach skał elementów, nawiązujących do tej historyjki. I tak w jaskini Niebiańskiego Pałacu przewodnicy pokazują nawisy skalne, w których dopatrują się odcisku piersi smoka. A dlaczego Niebiański Pałac – ponieważ jaskinia zawiera kilka komór i korytarzy z typowymi formami krasowymi jak stalaktyty, stalagmity i zwłaszcza draperie, które w świetle lamp elektrycznych pokryły się nalotem a umiejętne podświetlenie ich elementów różnokolorowymi lampami daje efekt bajkowej scenerii.
Przybiliśmy do pomostu w tej zatoce, aby zwiedzić jaskinie
Grota Niebiańskiego Pałacu jest ładnie podświetlona
Skalne draperie i stalaktyty
Po jaskini chodzi się krętymi korytarzami, podziwiając wapienne draperie i stalaktyty; (zdjęcie, na którym jestem ja, zrobiła koleżanka Asia O., która jest na zdjęciu obok, zrobionym przeze mnie:)
Po zwiedzeniu jaskini czas na kolejną atrakcję - przejażdżka na sampanach, czyli plecionych łódkach płaskodennych. Przepłnęliśmy statkiem do kolejnej grupy skał i przesiedliśmy się do łódek. Młoda wietnamska dziewczyna spokojnie powiosłowała z nami w kierunku mogotów i wpłynęliśmy między nie na tyle blisko skał, że można było dobrze im się przyjrzeć. Przez niską bramę skalną przepłynęłyśmy do spokojnej zatoczki, otoczonej szarymi skalnymi urwiskami z plamami zielonej, egzotycznej roślinności porastającej gdzieniegdzie skalne półki.
Płyniemy dalej po zatoce
Tu czekali na nas wioślarze w sampanach, aby zabrać nas na przejażdżkę
Malownicza zatoka Ha Long
Pływałyśmy na sampanach pod skałami, aby dostać się do mniejszych zatoczek
Po powrocie na statek czekał już na nas lunch: sajgonki z frytkami, smażone krewetki i małże, pyszne faszerowane kraby, ośmiorniczki w cebulce, ryż, kapusta pekińska, ryba miejscowa. Do tego 2 sosy: chili i słony sos rybny (najpopularniejszy tutaj). Na deser słodkie kulki ryżowe i arbuz.
Na statku dałam się skusić na kupno 2 sznurków różowych pereł. Będą służyły do ozdoby naszych sukni historycznych, gdy razem z córką będziemy dawać pokazy tańców dawnych, które trenujemy od kilku lat.
Pozuję Asi do zdjęcia na statku
A tu pozują kogut i kokoszka
Podczas przejazdu znad morza do Hanoi zrobiono nam przystanek na fermie perłopławów, gdzie mogliśmy poznać technologię produkcji takich pereł. Bardzo interesujący pokaz hodowli perłopławów, polegającej na umieszczeniu wewnątrz muszli szklanej kuleczki, wokół której wydzielana jest przez małżę masa perłowa, zakończył się omówieniem rodzajów pereł oraz sposobu wytwarzania laki po sproszkowaniu najmniej udanych egzemplarzy. W sklepie zaś zostaliśmy olśnieni ilością wyeskponowanych wspaniałych pereł i biżuterii z nich wykonanej oraz pokrytych laką różnych pamiątkowych wyrobów, jak obrazki czy puzderka.
Hodowla perłopławów
Jechaliśmy do Hanoi przez tereny zalewowe delty rzeki Czerwonej i mogliśmy do woli napatrzyć się na pola ryżowe, na których zbiory odbywają się trzy razy w ciągu roku. Kolejny przystanek zrobiono nam przy sklepach z ceramiką, z której zawsze słynął Orient – olbrzymie wazy, malowane w bajecznie kolorowe wzory, zachwyciły mnie i żałowałam, że są takie trudne do przewiezienia do Polski (poza tym, po co mi taka waza?). Uwagę zwracały też eleganckie niebiesko-białe wyroby, utrzymane w pierwotnej stylistyce wietnamskiej (dodanie później innych kolorów zawdzięczamy wpływom chińskim).
Na targu z ceramiką zaskakuje wielka różnorodność i gabaryty niektórych produktów
Tradycyjna wietnamska ceramika ma niebieskie wzory
Odpwiedniki naszych ogródkowych krasnali
Po drodze mijaliśmy miejscowości z charakterystycznymi domami tubowymi. Mają one wąskie fasady z balkonikami i tralkami i szerokimi odrzwiami, za to wydłużają się w głąb parceli. Boczne ściany długie, sięgające w głąb, bez okien, są zwykle obdrapane, przed domami bałagan, śmieci, leżące na ulicy, zaś wąska fasada na ogół jest zadbana a czasem nawet "wypasiona". Taki styl budowania wynika z tego, że ceny ziemi przy ulicach są wysokie (ziemia jest państwowa ale domy kupuje się u dewelopera) i domu docelowo mają przylegać do siebie – po co więc umieszczać z boku okna... Na parterze prowadzi się jakiś biznes lub jadłodajnię. Wietnamczycy nie stołują się w domu, tylko w restauracjach lub przydrożnych jadłodajniach, gdyż długo pracują, a ich głównym pożywieniem na śniadanie, obiad i kolację jest zupa pho – gotowany wywar z ryżu z domieszką drobno pokrojonych warzyw i wiórków mięsa. Czasem pojawiały się wielkie, ozdobne bramy, prowadzące nie wiadomo gdzie
Brama, prowadząca nie wiadomo dokąd (pewno do hotelu)
Typowe domy tubowe
Kolejny postój w sklepie państwowym typu supermarket ucieszył mnie, gdyż miałam nadzieję na ewentualne kupno materiału jedwabnego, z którego mogłabym uszyć jakąś historyczną kreację. Produkcja jedwabiu w krajach Dalekiego Wschodu znana była na zachodzie już od tysiącleci a słynny Szlak Jedwabny łączył Wschód z Zachodem. Jedwab wietnamski jest bardzo ceniony i dziś. Narodowy strój wietnamski, zwłaszcza chrakterystyczne zwiewne sukienki, rozcięte u dołu i noszone do spodni, zwane ou dai, szyty jest z jedwabiu, często bogato haftowanego srebrną i złotą nitką lub barwnie malowanego w duże wzory. Rzeczywiście w sklepie można było kupić obrazki wspaniale haftowane długimi ściegami płaskimi jedwabnymi nićmi, jedwabne stroje, prześlicznie malowane w orientalne motywy (te malowane ręcznie były bardzo drogie, taniej można kupić w Polsce talon jedwabiu milanowskiego, też artystycznie, ręcznie malowany). Ciekawe były także wyeksponowane przedmioty z laki i rzeźby, wyglądające jak alabastrowe.
W wietnamskim supermarkecie (z ofertą skierowaną głównie do turystów) można sobie kupić takie rzeźby
Mnie zachwyciły hafciarki, które wyszywają nićmi takie oto obrazy
Jedwabne stroje i talony materiałów w orientalne wzory. Na zdjęciu widać tradycyjny strój wietnamskiej kobiety, zwane au dai, czyli długa koszula ze stójką, rozpinana od talii, noszona do spodni. Bogatsze Wietnamki noszą jedwabne au dai w barwne wzory.
Dziewczyny w au dai
Tradycyjnym nakryciem głowy jest rozpoznawalny też w naszej kulturze słomkowy kapelusz
Dziewczyny w kapeluszach (zdjęcie Asi O.)
Oczywiście asortymentu towarów było dużo więcej, ale piszę tu o tych, które mnie zainteresowały. Jak na to, ile rzeczy podobało mi się w tym sklepie, dumna byłam z siebie, że poćwiczyłam na sobie asertywność :) Natomiast kupony materiału do szycia, oferowane tu, którymi byłam najbardziej zainteresowana, nie podobały mi się, gdyż stanowiły mieszankę jedwabiu z czymś sztucznym i nie były ładne kolorystycznie.
Hanoi
Powrót do strony głównej o Indochinach
Powrót do strony głównej o podróżach