baner

logo

Tatry

Tatry to taki geologiczny fenomen. Widać to najlepiej z Bukowiny czy Pienin albo ze słowackiej strony z okolic Popradu. Równina z lewej, równina z prawej a pośrodku nagle wyskakuje gromadka wysokich szczytów górskich. I to jakich! Mini Alpy z postrzępionymi turniami, poglacjalnym krajobrazem, zjawiskami krasowymi, pięcioma piętrami roślinności i unikalną tatrzańsko – alpejską florą i fauną.

Wielokrotnie przy dobrej widoczności oglądałam ten zadziwiający widok i patrzyłam na niego prawie z nabożnym podziwem. One są po prostu unikalne.

Tatry - widok z Gubałówki
Tatry - widok z Gubałówki
Od lewej: rejon kotła Gąsienicowego: Granaty, Kozie Wierchy, Kościelec, Świnica, dalej Kasprowy Wierch, Giewont, Goryczkowy, Małołączniak, Krzesanica

Wspaniałe, posępne krajobrazy ostrych, nagich grani, przechodzących w pachnące, barwne kwitnącymi ziołami hale; szerokie cyrki i doliny lodowcowe, otwierające z tych grani fantastyczne widoki położonych het - daleko kotlin i pogórzy; mieniące się odcieniami błękitu, zieleni i szarości lustra jezior i radośnie perlące się srebrem górskie potoki, które tytaniczną pracą wyrzeźbiły głębokie wąwozy, upiększone jeszcze koronkową drapiurą wapiennych skałek; gęste, niebotyczne regle świerkowe i rozłożysta kosodrzewina, dające schronienie wielu zwierzętom, często unikalnym. To wszystko otoczone zostało ochroną Tatrzańskiego Parku Narodowego. Działalność człowieka ograniczona została do wytyczenia dróg i szlaków turystycznych, świetnie oznaczonych wielobarwnymi znakami, wybudowania schronisk, posiadających jedyny w swym rodzaju klimat i piękną, regionalną architekturę oraz zbudowaniu kolejki linowej na Kasprowy Wierch i kilku czynnych zimą wyciągów narciarskich. I niech tak pozostanie. Tatry są niewielkie i wyjątkowe – nigdy nie będą alpejskim kurortem.

Są jednocześnie wspaniałe i niebezpieczne. To góry, jak żadne inne w Polsce, karzące za zbytnią niefrasobliwość, bezmyślność czy brawurę. Co roku pochłaniają kolejne ofiary. Ja sama byłam prawie świadkiem takiej tragedii. W październiku 2009 r. wspinałam się z mężem znad Czarnego Stawu Gąsienicowego na przełęcz Karb, gdy zwyczajną górską ciszę przeszył straszny krzyk, dobiegający od strony Kozich Wierchów. Warkot helikoptera, lecącego jakiś czas później nad Kocioł Gąsienicowy, kazał domyśleć się najgorszego. Mój kolega Michał, który jest goprowcem i przewodnikiem tatrzańskim, powiedział mi później, jak to było: chłopak i dziewczyna poszli na Orlą Perć – październik – grań oblodzona nocą, trochę się w dzień w słońcu rozgrzała i lód się roztopił. A jest tam takie miejsce, gdzie trzeba zejść niżej na kamień nachylony w kierunku przepaści. Do tego kamienia nigdy nie dochodzi słońce. Był oblodzony. Poślizgnęła się i poleciała. Nie przeżyła.

Inna tragedia, która wydarzyła się kilkadziesiąt lat temu. Andrzej P. , ukochany syn przyjaciół mojej cioci Lusi – duma rodziców. Znał Tatry dobrze, chodził po nich wielokrotnie. Chciał je pokazać młodszemu bratu, który dotychczas był na ich uroki nieczuły. Poszli jesienią do schroniska. Zerwała się zadymka – zgubili szlak. Przyszła noc a z nią mróz. Błąkali się po lesie, w końcu położyli się w śniegu i ze zmęczenia zasnęli. Rano Jasiek (młodszy brat) nie mógł dobudzić starszego, ale usłyszał jakieś dźwięki i powędrował w ich kierunku. Okazało się, że byli blisko drogi. Ale Andrzej tego nie przeżył – nie wytrzymało serce i krążenie. A Jasiek trafił do szpitala z poważnymi odmrożeniami.

Tatry są niebezpieczne. Wymagają szacunku i przezorności.

Ja sama przez kilka lat z rzędu podchodziłam z dziećmi w kierunku Zawratu z zamiarem jego zdobycia, ale wycofywałam się ze względu na załamanie pogody. Zawsze wtedy mówiłam dzieciom: „Te chmury mi się nie podobają. Wracamy. Zdobędziemy Zawrat za rok. On nigdzie nie odejdzie. Będzie tu na Was czekał.” W zasadzie nic się takiego strasznego na tej przełęczy nie dzieje (poza kolejkami do łańcuchów w pełni sezonu ;). Ale nie należy do przyjemności wiszenie na łańcuchach w środku ulewy a wchodzenie po nich w trakcie burzy to dopraszanie się o śmierć. Być może zresztą, że respekt do Zawratu ukształtował mi się po mojej młodzieńczej wyprawie z mężem w śniegu i we mgle, bez rękawiczek i doświadczenia w korzystaniu z łańcuchów. Uznałam, że limit szczęścia na tę jedną przełęcz został wtedy przez nas wyczerpany ;).

No i nie weszłam z dziećmi na Zawrat. Syn zdobył przełęcz jakiś czas później z tatą (w 1996 r., gdy miał 15 lat), ale córka miała wtedy jeszcze zbyt krótkie nóżki, aby dosięgnąć od jednej szczeliny, która dawał oparcie, do drugiej, więc przy pierwszych łańcuchach tata z bratem zostawili ją, przykazując, aby czekała na mamę. Mama, jak zwykle, wlokła się za nimi, choć i tak wtedy zostawiłam resztę towarzystwa w tyle, spiesząc się do dzieci ( w kontekście tego Zawratu oczywiście). Podchodzę po głazach, już sporo powyżej Zmarzłego Stawu i widzę: siedzi nade mną jakaś samotna, malutka istotka w żółtej pelerynce przeciwdeszczowej. Do dziś pamiętam, jak zabiło moje serce, gdy zrozumiałam, że to Asia. Sama mała dziewczynka, wśród tych surowych, pustych głazów!
Wołam:
„Czy to Ty, Asiu?”.
A istotka nic nie mówi, tylko macha do mnie ręką. Podbiegam więc do niej do góry, łapię za te zgrabiałe rączki i pytam:
„Czemuś do mnie nie wołała, że tu sama siedzisz?”.
„Oj, mamuś – strofuje mnie córka – przecież w górach się nie krzyczy...”

Nie udało mi się też wejść z dziećmi na Kościelec. Albo było już zbyt mało czasu, albo kłębiły się nad nami brzydkie chmury. Jednego razu prawie tego dokonaliśmy. Była piękna pogoda i jeszcze w miarę wcześnie. Znad Czarnego Stawu Gąsienicowego podeszliśmy na przełęcz Karb, zachwycając się, jak zwykle, widokami zmieniającego się nieustannie w dole kolorytu jeziora (w miarę, jak nabierało się wysokości) i odbitymi w jego toni szaro – zielonymi plamami skalnych rumowisk i kosówki Żółtej Turni. Słońce świeciło jak lampa, żadnych chmurek, żadnego wiaterku. Zaordynowałam więc, że wchodzimy na Kościelec – wybitną górę zawieszoną nad Czarnym Stawem. Od strony stawu i po stronie przeciwnej - stroma, z dużymi ekspozycjami (przepaściami) umożliwia wejście na szczyt szlakiem od przełęczy Karb właśnie, zakosami po głazach.

Już byliśmy prawie na szczycie – dochodziliśmy do końcowej buli, gdy nagle, zza szczytu od strony Świnicy niebo poczerniało, jakby otwarły się bramy piekła i zwaliła się na nas ściana deszczu. Nakazałam odwrót i zaczęliśmy schodzić w tych strugach deszczu po coraz bardziej śliskich głazach. Zanim założyliśmy na siebie peleryny przeciwdeszczowe, już byliśmy cali mokrzy. Moje okulary zalane zostały przez wodę i niewiele widziałam. Kazałam synowi, który miał wtedy kilkanaście lat, aby szedł pierwszy i wytyczał nam drogę. I tak, dzięki niemu, udało nam się bezpiecznie zejść z Kościelca, gdyż ja z córką kierowałam się tylko widokiem jego kolorowej peleryny. Tam, gdzie peleryna zakręcała na szlaku, tam zakręcałam i ja, posuwając się tymi zakosami, które dochodziły prawie do brzegu przepaści. A Asia grzecznie podążała za nami.

Jest parę takich szlaków w Tatrach, na które już pewnie nie wejdę, skoro nie udało mi się to za młodu. Należy do nich Orla Perć (choć na Zadnim Granacie byłam), wrota Chałbińskiego czy Mięguszowieckie Szczyty. Ale czy muszę?

Jest tyle innych pięknych szlaków, na których byłam wielokrotnie i czuję, jakbym znała na nich każdy kamień. Moje ulubione to:
        rejon Hali Gąsienicowej ze stawami, Karbem i Kościelcem;

        Czerwone Wierchy z zejściem szlakiem niebieskim przez Wantule i Dolinę Miętusią do Doliny Małej Łąki(wariant krótszy) lub szlakiem zielonym prowadzącym spod Ciemniaka do Tomanowej Przełęczy i Doliny Tomanowej (wariant dłuższy);

        rejon Doliny Pięciu Stawów Polskich ze Świstówką i Szpiglasowym Wierchem.

Po słowackiej stronie bardzo podobają mi się    Tatry Bielskie z Doliną Białej Wody na czele.

A jaki piękny, relaksujący spacer można odbyć wałem    Gubałówki do Butorowego Wierchu , skąd zjazd wyciągiem krzesełkowym dostarcza niezapomnianych widoków Tatr i Kotliny Zakopiańskiej (jeśli oczywiście mamy to szczęście, że trafiliśmy tu poza sezonem – gdyż obecnie przejście Gubałówką od kolejki do prawie połowy góry zostało skutecznie obrzydzone przez tłumy ludzi, stargany i knajpy – to już nie jest ta romantyczna Gubałówka, którą pamiętam sprzed dwudziestu lat).

widok z wyciągu
Widok Tatr i Kotliny Zakopiańskiej, jaki możemy podziwiać, zjeżdżając wyciągiem z Butorowego Wierchu

osterwka



     



      Ale trasa czarnym szlakiem z    Witowa do Butorowego Wierchu pozostała nadal taka jak dawniej i obdarowuje nas wspaniałą panoramą Tatr z uspokajającymi, pierwszoplanowymi widokami podhalańskich łąk, na których rozsiadły się tu i ówdzie malownicze osterwki - w innych górach zastąpione już przez niezgrabne słomiane walce lub okropne plastikowe beczki – kiszeniaki. A tu jeszcze, jak w śpiewanej przez nas niegdyś turystycznej piosence:
           „Gdzieś w doliny schodzą ślady,
           Ktoś niedawno siano zwiózł,
           Na polanie pozostały
           Trzy osterwki puste już”


widok Tatr z Butorowego
Wspaniała panorama Tatr z Butorowego Wierchu

My Tatry poznawaliśmy z przewodnikiem "Tatry polskie" pana Józefa Nyki w ręku. Do dziś jest to wspaniała publikacja, nie mająca sobie równych. Zawsze planowałam wycieczki, z różnymi ewentualnymi wariantami na wypadek nieprzewidzianych wcześniej okoliczności, na podstawie opisów tras z tego przewodnika. Gdy już poznaliśmy Tatry jako tako, wystarczała sama mapa, ważne, aby miała zaznaczone czasy przejścia.
     Informacje, dotyczące długości tras, różnicy wzniesień i czasów przejścia pozwoliłam sobie na tej stronie internetowej podać za przewodnikiem pana Nyki. Dziękuję Mu tym samym za wiedzę, profesjonalizm i bycie dobrym, opiekuńczym duchem na naszych tatrzańskich ścieżkach.

Jakież było moje zdumienie, gdy odkryłam kiedyś, że moja koleżanka z pracy, spokojna starsza ode mnie pani, jest żoną naszego tatrzańskiego guru, byłą taterniczką i matką polskich alpinistów. Gdy wyszedł kolejny już tom przewodnika "Tatry Słowackie”, poprosiłam Ją o wstawienie się u męża i o dedykację dla dzieci i otrzymałam ją: „Joasi i Stasiowi słonka na każdy z tatrzańskich dni życzy autor”.
     Ja życzę tego samego wszystkim zakochanym w Tatrach zagorzałym wędrowcom i tym, którzy dopiero zamierzają je poznać i stać się ich wielbicielami.
     To góry najpiękniejsze na świecie!

mail

55024