Następnego dnia była niedziela, toteż postanowiliśmy wycieczkę górską połączyć z pójściem na Mszę Św. do dawnej cerkiewki w Łopience, w której obecnie odbywają się nabożeństwa obu wyznań (katolickie i prawosławne). Obliczyliśmy czas przejścia, patrząc na mapę i wyszło nam,że na mszę zdążymy.
Jeden z samochodów postawiliśmy na parkingu w pobliżu wejścia do Rezerwatu Sine Wiry nad rzeczką Wetliną na drodze Dołżyca – Bukowiec a drugim pojechaliśmy do Dołżycy. Czarny szlak z Dołżycy na Łopiennik zaczyna się niedaleko mostu podejściem przez łąkę, z której widać Dolinę Solinki a potem prowadzi cały czas pięknym bukowym lasem. Dość stromo podchodzi się tym lasem na Horodek, aby potem przecinkami leśnymi dojść do szerokiej polany pod szczytem Łopiennika. Rozciągają się stąd piękne widoki.
Dolina Solinki
Na niebieskim szlaku na Łopiennik
W bukowym lesie
Większość drogi na Łopiennik wygląda tak
Tylko krótkie odcinki na większej wysokości prowadziły przez las mieszany
Polana Łopiennika
Widok z polany Łopiennika
Skalisty szczyt Łopiennika (1069 m n.p.m.) osiągnęliśmy w czasie gorszym, niż przewidywany przez przewodnik (2 godz.) i dlatego wybraliśmy krótszy wariant zejścia do cerkwi w Łopience. Znakowaną na czerwono ścieżką, prowadzącą do bazy studenckiej, zeszliśmy stromo w dół. Po jakimś czasie doszliśmy do drogi dojazdowej, wzdłuż której stały ambony dla myśliwych (przynajmniej tak wyglądały), aby po dłuższym odcinku (gdy już wiedzieliśmy, że na mszę nie zdążymy) dojść do przełęczy i znów zagłębić się w las znakowaną ścieżką. Prowadziła nas ona potem wzdłuż potoku, aby w końcu dotrzeć do szukanej bazy studenckiej SGGW. Jest to bardzo urokliwe miejsce, w stylu dawnych baz studenckich, jakie pamiętam z lat młodości. Parę dużych namiotów wojskowych, miejsce na ognisko, stanowisko do pobierania wody pitnej w potoku powyżej obozu, a poniżej osłonięte do strony ścieżki miejsce do mycia z praktyczną ruchomą deseczką na paliku zamiast drzwi i kołatki, ustawianą w pozycji „Wolne” - „Zajęte”. Nie pamiętam już, czy oznaczenia na dojściach do sławojek były takie, jak za naszych lat studenckich (M i Ż, co wbrew oczekiwaniu oznaczało Ż – jak „żentelmeny” i M jak „medamy”) i czy dzisiejsze sławojki były, jak wtedy, zwykłymi dziurami wykopanymi w ziemi. Niestety nie mieliśmy czasu, aby zostać w bazie, chociaż byliśmy mile zapraszani przez tubylców, gdyż chcieliśmy zdążyć przynajmniej na koniec Mszy św., aby obejrzeć wnętrze cerkwi. Na szczęście z bazy było już kilka kroków do bitej drogi. Zastanowiło mnie tylko, że wzdłuż potoku, w środku lasu, rosy drzewa owocowe...
Na Łopienniku.
Białe mury i dach cerkwi widoczne są już z daleka, gdy schodzi się drogą w dół. Jest ona jedynym zabudowaniem w okolicy. A gdzie jest Łopienka, do której ta cerkiew przynależy i do której prowadzi droga z dołu? Skojarzyła mi się ta dziwna zagadka ze zdziczałymi drzewami owocowymi, widzianymi nad potokiem. Tylko tyle pozostało z dawnej wsi. Łopienka przestała istnieć po wywiezieniu stąd ludności w czasie akcji „Wisła”. Z dawnych domów i zagród nie pozostał kamień na kamieniu. Tylko rozpadającą się cerkiewką zainteresował się w latach siedemdziesiątych jeden człowiek i zabezpieczył przed większą dewastacją. A w latach późniejszych przybył tu drugi człowiek, nazywany przez mieszkańców Bieszczad popem i zakasał rękawy, aby przywrócić temu miejscu dawny stan.
Cerkiew w Łopience
Cerkiew św. Paraksewii
Cerkiew św. Paraksewii, istniejąca tu od połowy XVIII w. została odnowiona, położono na niej strop nad nawą, nowy blaszany dach, wstawiono drzwi, okna i witraże. A w 2000 r. przeniesiono do niej kopię cudownej ikony Matki Boskiej, która, objawiając się mieszkańcom Łopienki z XVI wieku na starej lipie, wkrótce zasłynęła cudami. Cerkiew w Łopience z cudowną ikoną była przez blisko 200 lat najsłynniejszym miejscem kultu maryjnego w Bieszczadach i celem corocznych pielgrzymek kilku tysięcy ludzi!
Cerkiew św. Paraksewii została odremonotwana staraniem grupki ludzi
Kopia cudownej ikony i rzeźba Chrystusa Bieszczadzkiego
Dziś jest to wyjątkowe miejsce, pełne uroku a stare nagrobki obok cerkwi i przedwojenne zdjęcia z uroczystości odpustowych robią duże wrażenie. I, jak się okazało, świątynia, w której teraz odbywają się nabożeństwa obu obrządków ( w zależności od tego, czy przyjedzie tu ksiądz, czy pop), jest czynna całą dobę.
Po dłuższej chwili odpoczynku i zadumy ruszyliśmy drogą w dół. Drogą, która kiedyś prowadziła do nieistniejącej już Łopienki. A jest ona piękna, okraszona żółto kwitnącymi baldachami kwiatów i wije się obok strumyka. Z jednym miejscu popatrzyliśmy na stojące piece do wypalania węgla drzewnego, często spotykane jeszcze w Bieszczadach. Załadowane były klockami bukowego drewna, które, podpalone, tli się przez kilka dni bez dostępu powietrza, a wytworzony w ten sposób węgiel drzewny używany jest przez przemysł chemiczny i jako opał do grilla.
Odpoczywamy
Droga z Łopienki wiedzie wśród łanów żółto kwitnących kwiatów
Piece do wypalania węgla drzewnego
Piec wyładowuje się szczelnie drewnem i podpala
To droga prowadziła kiedyś do nieistniejącej już wsi
A do kościoła pojechaliśmy wieczorem do Ustrzyk Górnych, przeżywając wspomniany wyżej zachód słońca nad Wielką Rawką i emocje związane z jazdą bieszczadzkimi serpentynami nocą, gdy w każdej chwili w świetle reflektorów mogły pokazać się dzikie zwierzęta.
Bieszczady: Połonina Wetlińska - Smerek
Powrót do strony o Beskidach
Powrót do strony głównej o podróżach