Pobudka była przed świtem, aby zdążyć. W Sete Cidades na dziedzińcu zrujonowanego hotelu byliśmy jeszcze w nocy. Uzbrojeni w latarki czołówki weszliśmy po ciemnych schodach, pozbawionych balustrady, uważając, aby nie być zbyt blisko ich krawędzi i nie zlecieć w dół i znaleźliśmy się na dachu budynku. Zaczynało się rozjaśniać, ale dopiero tu zorientowaliśmy się, że wschodu słońca nie będzie dobrze widać, gdyż zasłaniać go będzie szczyt kaldery wulkanu. Trudno – i tak jest fajnie. Natalia porozkładała resztę serów, których nie zjedliśmy poprzedniego dnia na plaży, niektórzy dołożyli coś ze swoich zapasów lub zjedli przywiezione tu kanapki. Patrzyliśmy na wyłaniającą się z mroku rozległą panoramę położonych w kraterze dwóch jezior – coś magicznego.
Zakradamy się nocą do nawiedzonego hotelu
Pełna emocji nocna wyprawa do zrujnowanego hotelu ze śniadaniem na jego dachu (za te zdjęcia dziękuję Magdzie i Karolowi)
Na dachu czekaliśmy na wschód słońca i jedliśmy śniadanie
Nastaje świt
Powoli z ciemności wyłaniał się obraz leżących w kalderze pod nami
jezior
oraz malowniczego rejonu tego szerokiego wulkanu
Uwiecznienie naszej szalonej eskapady
Niektórzy zażyczyli sobie indywidualne portrety
U mnie nieodmiennie wzbudza to zdumienie, jak mogło powstać coś tak niezmiernie pięknego jak Ziemia. I zachwyt nad potęgą natury. Tak samo, jak pobyt wysoko w górach wywołuje u mnie poczucie głębokiej wdzięczności do Boga, że mogę tu znowu być…
Tak czułam się poprzedniego dnia, wchodząc we mgle w ciszy na Pico da Vara (dlatego też wolę czasem wchodzić do góry sama).
Ale dziś, mimo, że Natalia zaproponowała długi trekking dookoła jezior wybrałam opcję krótszej wycieczki – niech sprawni młodzi lecą sobie we własnym gronie, zaliczając kilometry. Pozostała grupka skierowana została na trasę krótszą, lecz też urokliwą.
Przeszliśmy szlakiem Serra Devassa przez niewielkie wzgórza, skrywające między sobą kilka małych jeziorek. Pogoda stawała się słoneczną i ładnie zmieniała scenerię i kolory jezior w miarę, jak słońce rozświetlało kotlinki. Była to bardzo miła, łagodna wycieczka z pięknymi widokami najpierw na ocean i zielone, kopiaste pagórki – jedno nawet przypominało tort z pokrojonymi kawałkami, a potem na kolejne kotliny z jeziorami i las, którym wracaliśmy do samochodów.
Mapa szlaku Serra Devassa
Panorama wyspy ze szlaku
Malownicze wzgórza wulanicznego masywu
Urocza wędrówka po wzgórkach szlaku Serra Devassa - za zdjęcie dziękuję Magdzie
Azorskie szlaki są bardzo dobrze oznakowane
Pierwsze z grupy jezior powulkanicznych
Było trochę pod górkę
Drugie jeziorko właśnie zostało rozświetlone przez słońce wyłaniające się zza chmury
Tam jest ładnie :)
Krajobraz azorski
A do tego jeziorka właśnie zmierzamy w dół
I oto przy nim jesteśmy
Czekając na pierwszą część naszej grupy, która szczęśliwa odbywała, jak to potem określili, najpiękniejszą wycieczkę na Azorach...
Część naszej grupy przeleciała obrzeżem kaldery wulkanu Sete Cidades
Na drodze przywitały ich krowy
A droga i bez tego była malownicza
Asia prezentuje cudny azorski krajobraz
A te radosne zdjęcia zrobił na trasie Karol
Soliści na Azorach - piękne zdjęcie autorstwa Karola, pozostałe zdjęcia z tej wycieczki wykonała Asia
Jezioro niebieskie w Sete Cidades
Jezioro w chmurach
Na mecie trasy znowu... krowy
... my wróciliśmy do Ponta Delgada na zakupy serów i spacer po mieście. Ja zamierzałam też kupić korkową torebkę dla córki, gdyż poprzednia, kupiona na Sardynii, już jej się zniszczyła.
Sklepów dla turystów z pamiątkami i wyrobami regionalnymi jest w stolicy Azorów dużo. Jest zarówno ładna ceramika z regionalnym wzornictwem, nieco innym niż w Portugalii kontynentalnej (w mieście można zwiedzić fabrykę ceramiki – nam nie starczyło już na to czasu), są oczywiście pamiątkowe kafelki z azulejos, obrusy haftowane w takież wzory (na wielu występują krowy, jako element charakterystyczny wyspy) oraz wyroby z korka, z których słynie Portugalia. Ja trafiłam do jednego z takich sklepów, gdzie był bardzo duży wybór torebek
różnych rozmiarów. Wybrałam trzy wg kryteriów określonych przez Asię i wysłałam jej ich zdjęcia. I Asia zadecydowała o kupnie takiej, jaka i mnie najbardziej się podobała. Cóż, znamy swoje gusta i często się one pokrywają. Bardzo więc zadowolona kupiłam dziecku korkową torebkę.
Wracając patrzyłam na typowe dla Azorów domy z kamiennymi portalami i obramowaniami okiennymi, co jakiś czas mijałam kamieniczki z całymi fasadami pokrytymi płytkami azujelos – nieodzowny element historycznej zabudowy portugalskiej. Niektóre frontony ozdobione były małymi obrazkami azulejos w tradycyjnym niebieskim kolorze.
Uliczka w Ponte Delgada
Portugalska specyfika - dom z elewacją azuliejos i azorskie ananasy
Kolejna specyfika - torebki z korka, tę z prawej kupiłam dla córki
Najciekawsze tereny miasta to okolice mariny. Przechodząc przez symboliczną bramę z XVIII wieku Portes da Cicade dochodzi się do pięknego kościoła św. Sebastiana z XVI wieku, który zachwyca manuelińskimi ornamentami drzwi i okien. Styl manueliński, którego nazwa pochodzi od imienia króla Manuela I, organizującego za swoich rządów na przełomie XV i XVI wieku wyprawy żeglarskie, przysparzające Portugalii nowych kolonii, miał oddawać zarówno splendor, jak i bogactwa powstającego imperium morskiego. Stąd tyle w nim dekoracyjnych ornamentów i elementów marynistycznych – kotwice, koła sterowe, liny, ryby, ośmiornice itp.
Portes da Cicade w Ponte Delgada
Kościół św. Sebastiana z bogatym manuelińskim portalem
Po zakończeniu przez drugą część naszej grupy wyrypy (jak to niektórzy określili, choć, jak powiedziała Asia trasa była łatwa, ale przelecieli ją szybko), już w komplecie udaliśmy się na plantację ananasów Arruda. Historia jej jest ciekawa. Otóż Portugalczycy przez dziesięciolecia sprowadzali na Azory różną roślinność i zwierzęta a wśród nich pomarańcze. Jednak w wilgotnej aurze wyspy pomarańcze się nie rozwijały dobrze i w końcu zniszczyła je zaraza. Wtedy spróbowano uprawy ananasów i to się udało. Jest to jedyna plantacja tych owoców w Europie. Mnie zaskoczył fakt, że na owoc ananasa trzeba czekać kilka lat - nie wiem wobec tego, jak taka uprawa może się opłacać. W sklepiku na terenie plantacji można, poza typowymi pamiątkami skierowanymi do turystów, kupić również wyroby z ananasa, jak portmonetki oraz spróbować świetnego soku.
Uprawa ananasów - zdjęcie grupowe zrobiła nam Natalia
Nie wiem, kim była ta kobieta, ale widzę między nami wyraźne podobieństwo ;)
Poza ananasami na plantacji rosły też piękne krzewy bugenwilii
W różnych kolorach
Piękny biały kościółek, górujący nad Vila Franca do Campo, który zwrócił moją uwagę kilka dni wcześniej w czasie, gdy oglądałam panoramę miasteczka z oceanu, był naszym następnym punktem programu. Kaplica Nossa Senhora da Paz stoi na szczycie wzgórza i wspinamy się do niej po 115 schodach, oglądając drogę krzyżową w postaci obrazów azulejos. Z tarasu roztaczają się prześliczne widoki na wybrzeże, miasto z portem, ocean i okoliczne zielone wzgórza a stojący obok duży krzyż zdaje się błogosławić wyspie.
Widok na ocean z wyspą, dookoła której pływaliśmy pierwszego i drugiego dnia pobytu i Vila do Campo
Wzgórze nad dawną stolicą Vila do Campo
Kaplica Nossa Senhora da Paz
Wchodzimy po 115 schodach
Azulejos z drogą krzyżową
Nossa Senhora da Paz
Wnętrze kaplicy
Asia na tle Vila do Campo
Termy Caldeira Velha przy potoku górskim uważane są za najbardziej reprezentacyjne na wyspie. Znajdują się wysoko w górach i są umiejscowione wzdłuż górskiego potoku. Wśród egzotycznej roślinności można zażywać kąpieli w kilku basenach z wodą o temperaturze ok 39 stopni. Rzeczywiście jest tu urokliwie i miło spędziliśmy tu 2 godziny na odpoczynku w cieplutkiej wodzie.
Termy Caldeira Velha
Odpoczynek w termach na łonie dzikiej natury
Kąpiemy się w basenach termalnych - cóż za wspaniały odpoczynek - te zdjęcia pochodzą od Natalii
Na kolację udaliśmy się tym razem do restauracji w Ponte Delgada, w której prezentowany był koncert pieśni fado, specyficznych dla kultury portugalskiej. Przy świetnym akompaniamencie dwóch instrumentów (jednym z nich była gitara) śpiewaczka czarowała nas smętnymi, pełnymi emocji pieśniami o miłości. Niestety, zmęczenie po całym dniu wycieczek i obiedzie, razem z przyciemnionym światłem zadziałało na niektórych usypiająco, ale dla mnie koncert miał swoisty urok.
Koncert fado w czasie kolecji pożegnalnej
Nocny spacer po mieście i porcie zakończył naszą przygodę z Azorami. Na nabrzeżu przy porcie jachtowym trafiła nam się jeszcze niespodziewana gratka – koncert bardzo dobrej grupy rockowej z gorącą wokalistką, która wprawiła niemalże w ekstazę naszego kolegę Bartka… Resztę nocy spędziliśmy na pakowaniu (jak zapakować tyle nabytych likierków i serów?) i krótkim śnie.
Spacerowaliśmy nocą oświetlonymi ulicami Panta Delgada
Nasze pożegnalne zdjęcie z podziękowaniami dla Natalii
Port nocą
Pobudka jeszcze w nocy – ostateczne pospieszne sprzątanie opuszczanego lokum i wyjazd na lotnisko połączony ze zwrotem pożyczonych samochodów. To spowodowało, że dwugodzinny lot do Lizbony wszyscy przespali. Ale wcześniej czekała nas odprawa celna na lotnisku. I niestety białe twarożki, które wiozłyśmy na prezenty zostały zatrzymane w czasie kontroli bagażowej. Na szczęście pozwolono mi wrócić do sali odpraw i je skonsumować.
W Lizbonie mieliśmy co prawda kilka godzin czasu do następnego lotu, ale starczyło ich na krótki spacer po mieście. Tym razem wspięliśmy się na wzgórze Starego Miasta do dawnej dzielnicy robotniczej Graca i tam zjedliśmy małe co nieco na świeżym powietrzu na tarasie widokowym tzw miradouro, z którego rozlewa się piękna panorama portugalskiej stolicy i górujących nad nią średniowiecznych murów obronnych Castelo de Sao Jorge. Przy dziedzińcu stoi duży kompleks trzynastowiecznego klasztoru Augustianów, odbudowanego po trzęsieniu ziemi, który służy obecnie jako koszary. Dostępny do zwiedzania jest przyklasztorny kościół Igreja da Graca, zawierający średniowieczne arkady krużganków a w środku świątyni bardzo ciekawe barokowe azulejos.
Znowu w Lizbonie
Idziemy do dzielnicy Graca
Stare uliczki Gracy
Portale prowadzące do kościoła Igraja da Graca i dawnego klasztoru Augustianów
Krużganki klasztoru
Sala wyłożona barokowymi azulejos
Nasze ostatnie małe jedzonko przed wylotem
Panorama Lizbony z miradouro Graca
Piękny widok stolicy Portugalii
Dachy Lizbony
Tu dobrze widoczne fortyfikacje Castelo de Sao Jorge i most na Tagu
Kolejna odprawa celna na lotnisku w Lizbonie i kolejny incydent z serkami. Kamera wykryła w plecaku Asi 2 serki i celnik kazał jej opróżnić plecak – cała sterta brudnych ciuchów wyleciała na stół, aż celnik dobrał się do naszych pysznych serków i wyrzucił je do kosza! Szczyt wszystkiego! A mógł nam dać je do zjedzenia, jak to było w Ponta Delgada. W dodatku moja córka znowu musiała się trudzić, aby upchnąć w plecaku wszystkie rzeczy. Na szczęście było to jedyne przykre wydarzenie na całej azorskiej wycieczce.
A po kilku godzinach lotu późnym wieczorem wylądowaliśmy w sennym Modlinie z przeświadczeniem, że nasza azorska przygoda pozostawi po sobie wspaniałe wspomnienia i wielki sentyment do wulkanicznej wyspy, na którą wielu z nas pewnie chciałoby jeszcze wrócić.
Powitanie po powrocie ze stęsknioną Tekilą, której przywieźliśmy pozdrowienia od kilku azorskich kotów, sfotografowanych przez Asię nad jeziorem Sete Cidades.
Asia jest autorką około 15% zdjęć w relacji z wycieczki na Azory
Powrót do strony głównej o Azorach
Powrót do strony głównej o podróżach