W wakacje 1997 r. udaliśmy się całą rodziną razem z moją siostrą i córką jej koleżanki do Wiednia, Budapesztu i do Słowackiego Raju. W Wiedniu spędziliśmy kilka dni, mieszkając w samym centrum w bardzo eleganckiej secesyjnej kamienicy, należącej do kontrahentki Iwonki. Mieliśmy tam dla siebie kilkupokojowe mieszkanie, bogato wyposażone, z obszernymi, wykończonymi stiukami pokojami, ekspozycją kolekcji sreber, porcelany i artystycznego szkła w zabytkowych kredensach i nowoczesną kuchnią. Już samo mieszkanie w takim wnętrzu, prawie pałacowym, wystarczyło, abyśmy my, przybysze zza niedawnej wschodniej kurtyny, poczuli się nadzwyczajnie a przecież Wiedeń ma tyle uroku, że można w nim spędzić dowolnie długi czas, ciesząc się odkrywaniem nowych miejsc. Zwiedzaliśmy więc miasto, spacerując po Ringu (aleja opasująca stary Wiedeń), zanurzając się w atmosferę ulic, placów i ogrodów, delektując się eklektycznymi i secesyjnymi budynkami...
Wiedeńskie kamienice posadają różne ciekawe ozdobne detale, jak kapliczki, wbudowane w elewacje lub ten ruchomy zegar
Kolumnę morową postawiono ku czci ofiar zarazy; w centrum Wiednia warto się rozglądać wszędzie, również powyżej poziomu wzroku
oraz podziwiając przepych cesarskich pałaców. Hofburg rozbudowywany przez 600 lat przez panującą w Austrii dynastię Habsburgów stanowi olbrzymi kompleks, na który składa się kilka pałaców z udostępnionymi do zwiedzania cesarskimi apartamentami, dwa muzea, budynek cesarskiej biblioteki, zawierający niezwykle bogate eksponaty skarbiec, teatr narodowy, szkółka jazdy konnej i stajnie dla koni. Nie starczy jednego dnia na zwiedzenie tego wszystkiego, choćby pobieżne. Całość odpowiada wielowiekowej potędze Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego a potem Cesarstwa Austriackiego. Na jednym z placów kompleksu czuwa na koniu Franciszek II.
Główne wejście na teren Hofburgu
Hofburg
Jeden z pałaców cesarskich z pomnikiem konnym cesarza Franciszka II.
Cały jeden dzień z wielką przyjemnością poświęciliśmy na zwiedzanie barokowego Schönbrunn, śledząc ślady pięknej księżnej Sussi w ogrodach Schönbrunn i Glorietcie. Pałac ten należy do moich ulubionych, ze względu na lekkość i wdzięk rokokowego wystroju sal a także wrażenie, jakby domownicy opuścili go tylko na jakiś czas. Umieszczona blisko pałacu wozownia zawiera wspaniałą kolekcją cesarskich karet. Po alejkach ogrodów - zarówno tych reprezentacyjnych, geometrycznie zaprojektowanych z kolorowymi kwietnymi gazonami, jak i tych wyciszonych, schowanych między labiryntami żywopłotów, sprzyjających kontemplacji - można spacerować bardzo długo (i karmić wiewiórki). Zwieńczeniem ogrodów jest pawilon Glorietty, wznoszący się nad orzeźwiającą fontanną Neptuna.
Nasza rodzina przed pałacem Schönbrunn
Ogrody pałacowe
   
Glorietta i ogrodowa fontanna Neptuna
Glorietta jest chyba najwspanialszą altaną ogrodową, jaką kiedykolwiek stworzono
Z daleka pałac wygląda pięknie
Dwa pouczające dni spędziliśmy w muzeach Sztuk Pięknych i Przyrodniczym, znajdując w nich również eksponaty z terenów polskich (przez 120 lat austriackich zaborów Małopolski i Galicji nazbierało się tego trochę). Zapoznanie się ze zbiorami tych imponujących skarbnic sztuki i nauki poszerzyło szkolną wiedzę naszych dzieci, nie mówiąc już o tym, jaką przyjemnością było przybywanie w tych imponujących budynkach (choć pod koniec dnia byliśmy już mocno zmęczeni - ale nasze dzieci zaprawione w bojach górsko - turystycznych nie marudziły)
Na schodach przed Muzeum Przyrodniczym, w tle widać Muzeum Sztuk Pięknych
Staś i Asia przed Muzeum Sztuk Pięknych
Tu trzeba wspomnieć, że ja poznałam już Wiedeń trzy lata wcześniej, gdy przebywałam w nim z siostrą i jej koleżanką Kasią, więc tylko utwierdzałam swoje pierwsze wrażenia. Wtedy też bardzo intensywnie biegałyśmy po całym mieście, chłonąc zabytek po zabytku a jeden wieczór spędziłyśmy na wiedeńskim koncercie w jakimś pałacu, dając się porywać straussowskim walcom. (Dziś żałuję, że niesamowita, gotycka katedra Św. Stefana (Szczepana) została wtedy uwieczniona przeze mnie tylko na czarno - białym, słabej jakości zdjęciu.)
Park w Schönbrunn z fontanną Neptuna i Gloriettą - 1994
Karmię wiewiórkę
Na schodach Glorietty
Przed katedrą św. Szczepana i w środku przed amboną - 1994
Ale dla mojej rodziny wszystko stanowiło wtedy atrakcję i nowość, nawet jazda metrem. Nie zabrakło również atrakcji typowo dziecięcych w postaci zabawy w wesołym miasteczku na Praterze. Jedna z nich została zapamiętana przez rodzinę szczególnie, jako że mama dała tam popis swojej wybitnej odwagi. Poszliśmy wszyscy do domu z duchami, w którym bawiliśmy się świetnie, dopóki nie trzeba było go opuścić, zjeżdżając kręta rurą z pierwszego piętra. Nie wiem co mi się stało, ale zaparłam się, że nie zjadę i stałam na górze chyba z godzinę jak zaklinowana. Chyba przypomniał mi się zjazd rurą na basenie we Włoszech, kiedy to obtarłam sobie rękę i ogólnie nie pozostawiło to miłego wrażenia. Reszta rodziny stała na dole, dodając mi odwagi głośnym dopingiem – na początku znakomicie się przy tym bawili, ale po pół godzinie zaczęli się już mocno denerwować. Nawet dzieci wróciły po mnie, usiłując mnie przekonać, że zjazd jest całkowicie bezpieczny. W końcu zdecydowałam się zakończyć ten cyrk i zjechać, tym bardziej, że inny powrót był niemożliwy ze względu na przeszkody na drodze w postaci ścieżki z kręcących się wałeczków, niestety tylko w jednym (odwrotnym) kierunku. Rodzina była zachwycona moją decyzją, jak nigdy w życiu.
Po tak atrakcyjnym pobycie w Wiedniu wyjechaliśmy na równie emocjonujące wycieczki górskie do Słowackiego Raju, zwiedzając po drodze kawałek Węgier, to znaczy Budapeszt i bazylikę w Esztergomie.
Jeden dzień na pobyt w Budapeszcie to oczywiście zdecydowanie za mało, aby poznać to miasto. Można zaledwie liznąć jego specyficznej atmosfery, wykonując spacer po jego najważniejszej turystycznie trasie i tak też zrobiliśmy. Ale z moich młodzieńczych lat pamiętałam swoje zauroczenie tym miastem i chciałam, aby dzieci i siostra poznały go choć trochę. Przeszliśmy więc przez historyczne centrum Budy od Wzgórza Zamkowego do wzgórza Gellerta a potem mostem przekraczając Dunaj do Pesztu. Budańskie Wzgórze Zamkowe, otoczone basztami i zawierające rezydencje i pałac, odbudowane po zniszczeniach wojennych, zachowało swój historyczny klimat.
Staś na Starym Mieście z widokim na Katedrę św. Matiasa
Zamek Budański
Centralnym jego miejscem jest plac, przy którym neogotycka Katedra Św. Matiasa (Macieja) pyszni się mnóstewm wieżyczek i kolorowym dachem, z wyłożonymi w geometryczne wzory dachówkami. W środku jest równie oszałamiająca swym bogatym wystrojem. Za katedrą na placu Św. Trójcy została postawiona w XVIII w. Kolumna Św. Trójcy tzw. Morowa, w podzięce za wygaśnięcie zarazy (podobna do wiedeńskiej).
Przed Katedrą Św. Matiasa
Kolumna Św. Trójcy
Ale tym co zwraca największą uwagę jest bajkowa Baszta Rybacka, lśniąca bielą, oplatająca basztami, krużgankami i schodami skraj wzgórza ponad wodami przepływającego u jego stóp Dunaju. Prawdziwa i niezapomniana wizytówka miasta. Wielką frajdą jest bieganie po tych krużgankach i podziwianie wspaniałego widoku na Peszt z parlamentem.
Ja ze Stasiem na Baszcie Rybackiej
Asia z ciocią Iwonką na tle baszty i wspaniałego dachu Katedry św. Matiasa
Staś w krużganku baszy na tle Parlamentu
Dalszy spacer w kierunku wzgórza Gellerta doprowadził nas do ciekawej rzeźby, ukazującej plastyczną mapę Budapesztu z unoszącymi się nad nią legendarnymi postaciami Budy i Pesztu, łączącymi nad miastem swe dłonie. W ten symboliczny sposób podkreślono fakt, że stolica Węgier tak naprawdę istnieje od niedawna, bo do siedemdziesiątych lat XIX w. funkcjonowały po obu stronach rzeki dwa osobne miasta. Ze wzgórz roztacza sie fantastyczny widok zakola Dunaju, słynnych mostów i przeciwległego Pesztu z majaczącym, imponującym gmachem Parlamentu a z drugiej strony - Wzgórza Budańskiego.
Rzeźba Budy i Pesztu
Panorama Dunaju i Pesztu z Parlamentem - szkoda, że zdjęcie jest kiepskiej jakości
Wzgórze Budańskie
Z wapiennego, zielonego wzgórza Gellerta zeszliśmy ścieżką w dół obok wodospadu i Pomnika Wolności, aby udać się Mostem Małgorzaty do Pesztu.
  
Zagłębiliśmy się w jego uliczki, doznając lekkiego rozczarowania - miasto, zwane w XIX w. drugim Wiedniem, uległo dewastacji pod wpływem czasu i komunistycznych rządów. Piękne niegdyś, secesyjne kamienice smuciły swym obdrapanym wyglądem. Mimo wszystko, w przeciwieństwie do Warszawy, która przed wojną nazywana była Paryżem Północy, Budapeszt ma jeszcze szansę odzyskać swoją dziewiętnastowieczną świetność. Moje ukochane, poranione wojnami i powstaniami miasto, dodatkowo potraktowane z sposób barbarzyński przez komunistycznych zarządców (którzy w latach sześćdziesiątych celowo kazali niszczyć wszelkie ozdobne elementy i stiukowe dekoracje na nielicznych ocalałych secesyjnych kamienicach), straciło już taką szansę...
Zachód słońca nad Dunajem
Po tygodniu intensywnego zwiedzania zatrzymaliśmy się na drugi tydzień na Słowacji, aby odpocząć w rejonie zwanym Słowackim Rajem. Nazwa ta jest całkiem trafna, gdyż w tym malowniczym terenie wytyczono kilka ciekawych tras górskich, prowadzących z różnych stron z dolin na szeroki płaskowyż, aby spotkać się jednym centralnym miejscu w Klastorisku. Trasy oznaczone wielokolorowymi szlakami prowadzą wzdłuż potoków przez gęste lasy na górę. Wędruje się więc po nich na początku brzegiem potoku a w miarę pokonywania wysokości, gdy brzegi stają się coraz bardziej strome, środkiem strumienia, przeskakując z kamienia na kamień lub balansując po chybotliwych balach. Jeszcze wyżej skonstruowano drewniane kładki a przy wodospadach przymocowano pionowe metalowe drabinki. Wycieczki dostarczały nam więc niezapomnianych wrażeń i gwarantowały świetną zabawę, zwłaszcza gdy któreś z nas zaliczyło po drodze kąpiel w potoku.
Na początku staraliśmy się sobie pomagać przy przekraczaniu potoków, potem już każdy radził sobie sam
Wszyscy w długim szli szeregu...
Zamieszkaliśmy w miejscowości Podlesice, która leży na brzegu Słowackiego Raju i stamtąd wyruszyliśmy na dwie pierwsze wycieczki: krótką, najbliższą nam, trasą Sucha Bela...
Sucha Bela - najpierw brodzenie w potoku, potem przechodzenie po kładkach...
w końcu wspinanie się po ekscytujących drabinkach - to tu skutecznie pozbyłam się nabytego w dzieciństwie lęku przed wchodzeniem na drabinę
Na szczycie niektórych drabinek - niespodzianki - skalne bramki
oraz dłuższą - przełomem rzeki Hornad, gdzie można było poczuć dreszczyk emocji w trakcie przechodzenia po wystających ze skał ażurowych pomostach nad spieniona wodą
Przełom Hornadu
Najdłuższą trasą, którą wykonaliśmy, był Mały Sokół, równie emocjonujący jak poprzednie. A w czasie powrotów z tych wycieczek do domu humor nam zwykle dopisywał
 
Przejście Małym Sokołem
Drabiny na Małym Sokole były naprawdę imponujące!
Podczas powrotów też dobrze się bawiliśmy...
Powrót do strony głównej o podróżach
Odnośnik:
Barokowy pałac Schönbrunn był letnią rezydencją Habsburgów od XVII w. Cesarzowa Maria Teresa nadała mu w XVIII w. wystrój rokokowy, kapiący od złoceń i fresków oraz otoczyła go pięknym ogrodem w stylu francuskim z fontanną Neptuna i uroczym pawilonem wypoczynkowym Gloriettą. Jej małżonek założył obok pierwszy na świecie ogród zoologiczny. W pałacu jest dużo pamiątek po innej cesarzowej, żonie Franciszka Józefa, pięknej księżnej Sussi, która nie była raczej szczęśliwa – jej syn popełnił tutaj samobójstwo.
z powrotem
121669