Następny dzień zaczęliśmy od wizyty w sklepie z dywanami. Jest to standardowy punkt programu na wszystkich zorganizowanych wycieczkach do krajów arabskich, ale tu nowością dla mnie była ciekawa prelekcja na temat technologii produkcji jedwabników i pozyskiwania z nich przędzy. Potem poinformowano nas o rodzajach naturalnych farb i sposobach farbowania przędzy jedwabnej i wełnianej.
W fabryce dywanów
Wyczesywanie wełny
Farbowanie przędzy
Zbieranie przędzy z jedwabników
A na koniec zademonstrowano nam masę dywanów różnej wielkości o wzorach, przyprawiających o kolorystyczny zawrót głowy. Wełnianych, bawełnianych, jedwabnych. Ceny zawrotne (do spuszczania przy targowaniu, chociaż to sklep a nie bazar), oczywiście największe za wyroby jedwabne. Faktycznie - wyroby jedwabne to cuda techniki tkackiej: misterne, bogate wzory roślinne i geometryczne. Delikatne i lekkie, w dotyku miękkie stanowiły przedmiot pragnień wielu z nas, ale na szczęście w większości zwyciężył zdrowy rozsądek. Przecież to nie bułka, czy kiecka, tylko spory element wyposażenia wnętrza. Dywany kupili ci, co przyjechali tu już z celem ich nabycia. Wiedzieli czego poszukują, znali rozmiary i wybierali tylko wzory. No i oczywiście negocjowali cenę. Z tego, co potem opowiadali, udało im się uzyskać sporo upustu.
Dywan wełniany
Dywan jedwabny
Te kotek umilał nam czas czekania na dokonanie zakupów przez naszych wycieczkowych amatorów dywanów
Potem wzdłuż pasma gór Taurus przejechaliśmy do ostatniego punktu naszej wycieczki - słynnej na Tureckiej Riwierze Antalyi. Ku naszemu zaskoczeniu okazała się ona być wielkim miastem, które w ciągu ostatnich kilkunastu lat powiększyło liczbę mieszkańców do kilku milionów. Miasto rozrosło się nieprawdopodobnie za sprawą nowych (i ładnych) osiedli mieszkalnych. Turcy opuszczają wiejskie rejony, przeprowadzając się do miasta, gdzie mają lepsze możliwości urządzenia się i znalezienia pracy. Dlatego też kolejna atrakcja na naszej drodze – wodospad Karpuzkaldiran, który do niedawna znajdowały się za miastem, teraz jest częścią nadmorskich terenów zielonych jednego z nowoczesnych osiedli.
Góry Taurus
Nowa Antalya - nowoczesne miasto młodych ludzi
Starsze domki stanowią teraz enklawę w powodzi rosnący jak grzyby po deszczu nowych budowli
Antalya bardzo szybko się rozbudowuje
Ta rzeka płynie z gór Taurus...
aby u swego ujścia utworzyć wodospad Karpuzkaldiran
Po zakwaterowaniu w hotelu w Antalyi (niby ładny, ale z trudnym zejściem do morza, gdyż położony jest na wysokim klifie) odbyliśmy spacer pięknymi terenami nadmorskimi, podziwiając zarówno ciekawie zaprojektowane tereny zielone, jak i widoki na morze. Po kolacji zaalarmowała nas kocia muzyka. Podwórze hotelowe pełne było różnokolorowych futrzaków, które głośno domagały się jedzenia. Wyniosłam im trochę wędliny z kolacji a kociaki, zwłaszcza małe rzuciły się na nie, walcząc o każdy kęs. Obiecałam więc sobie i im, że następnego dnia kupię dla nich surowe mięsa w sklepie, gdyż mieliśmy spędzić w tym hotelu dwie noce. I dopiero dokonując tego zakupu w sklepie zorientowałam się, jak drogie jest mięso w Turcji.
Tereny zielone nad urwiskami są pięknie zagospodarowane
Klifowe wybrzeże
Hibiskusy
Wybrzeże klifowe umożliwia mały dostęp do wody
Sztucznie wybetonowane nabrzeże
Nasz hotel w Antalyi
Taras hotelowy
Ta hotelowa koteczka przyprowadziła do karmienia kilka malutkich dzieci
Wieczorem zorganizowano nam kolację regionalną, która głównie była ucztą dla ducha, gdyż oglądaliśmy tureckie tańce regionalne. Ogniste, pełne temperamentu pokazy w strojach tureckich bardzo przypadły nam do gustu, a w szczególności taniec brzucha, wykonany fantastycznie przez kobietę w tradycyjnym stroju, na który składała się zwiewna spódnica i biustonosz, ozdobiony błyszczącymi dżetami. A prawdziwą niespodzianką był występ mężczyzny, który bardzo ekspresyjnie uwodził obecne na sali panie, czarując je grą mięśni i fantastycznym strojem.
Na wieczorku regionalnym odwiedził nas sułtan...
Tancerze prezentują różne stroje ludowe
Tańcem brzucha zachwycili nas zarówno kobieta, jak i mężczyzna
Taniec brzucha
Turecki taniec ludowy
Stare miasto w Antalyi zwiedzaliśmy krótko. Po pierwszym rzucie okiem na malownicze dachy starówki, ograniczonej murami, z wybijającą się Wieżą Zegarową i niebieskawo - turkusowym minaretem z XIII wieku oraz rozległym widokiem na port i morze, zeszliśmy na dół, aby bliżej zetknąć się z zabytkowymi domami. Niektóre z nich były drewniane, niektóre pamiętały czasy osmańskie. Urokliwe wąskie uliczki z pensjonatami i sklepami były o tej porze roku ciche. Przed niektórymi sklepami wisiały rozłożone, godne sułtana, dywany.
Panorama Starego Miasta w Antalyi
Stare Miasto
Staś w Antalyi
Meczet i wieża zegarowa
Stare i nowe
Jeden z ciekawszych domów na starówce
Domy w charakterystycznym stylu: duże wykusze, drewniane okiennice
Zabytkowy kamienny dom i drewniany wykusz
Przyjemnie jest powłóczyć się nastrojowymi uliczkami starej Antalyi
i potropić różne ciekawe detale
Sklepiki na Starym Mieście oferują różnorodne wyroby regionalne
 
Dywany wypełzają wprost na ulicę
W Antalyi jest duży wybór słynnych tureckich dywanów
Więcej turystów pojawiło się tylko na bazarze, gdzie zaopatrzyliśmy się we wspaniałe tureckie słodycze na prezenty dla rodzinki i przyjaciół - rachatłukum, pismanije, kilka rodzajów chałw. Takimi słodyczami, jak również bakławą i lokmą (pączki w ksztacie pierścienia nasączone słodkim syropem) zajadaliśmy się w każdym hotelu. Staś dla równowagi (gdyż tureckie desery są pyszne, ale też niesamowicie słodkie) zjadał do każdej kolacji ayran – wspaniały słony jogurt.
Na starówce w Antalyi też oczywiście spotkaliśmy koty. Pierwszy, młody kotek, wyglądał na głodnego i był agresywny. Drugi był akrobatą
Po dokonaniu najważniejszych zakupów spożywczych, rozglądałam się jeszcze za T-shirtem dla syna z jakimś tureckim motywem. Piękne, tkane torebki w tureckie wzory dla córki i siebie kupiłam już wcześniej,
tak samo jak śliczne wzorzyste skarpetki dla synowej. Nie mogłam też przejść obojętnie koło kolorowej ceramiki, której sterty leżały na kilku stoiskach - pokupowałam prześliczne miseczki w takie same wzorki, ale o różnej kolorystyce z myślą o prezentach.
Po zakupach przespacerowaliśmy się wzdłuż portu i podeszliśmy na wzgórze dawnej cytadeli. Widok stamtąd na jachty i statki wycieczkowe, kołyszące się na lśniącej tafli wody, jest bardzo malowniczy.
Sklep z ceramiką
Panorama Antalyi ze starym portem widziana ze wzgórza cytadeli
Port i mury miejskie w Antalyi
Mury obronne cytadeli
Port w Antalyi
Statki wycieczkowe czekają na chętnych na wycieczkę morską
Malutka plaża przy porcie
Odpoczynek nad tureckim morzem
Stary żaglowiec wpływa do portu
Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na łażenie po starym mieście, gdyż musieliśmy odbyć dwie wizyty w sklepach (jak wspomniałam na wstępie, wycieczka była częściowo refundowana przez stronę turecką, ale w zamian byliśmy zobligowani do odwiedzenia trzech dużych magazynów, oferujących sztandarowe wyroby tureckie: tj. sklepów z dywanami, biżuterią i wyrobami skórzanymi).
O ile pierwszy z odwiedzanych sklepów w Antalyi, czyli sklep z biżuterią nie zaskoczył mnie niczym – uważam, że mamy też bardzo dobrych jubilerów, zwłaszcza tych wytwarzających biżuterię artystyczną, elegantszą od błyskotek, które widziałam w gablotach w Antalyi, a nawet pobyt w tym sklepie mnie trochę rozstroił, gdyż nie mogłam spędzić ani chwili na spokojnym oglądaniu wyrobów na wystawach, gdyż cały czas stała nade mną namolna sprzedawczyni, podsuwająca mi coraz to nowe propozycje kupna czegoś, mimo moich wielokrotnych deklaracji, że nic mi nie jest potrzebne. W końcu kupiłam delikatny złoty łańcuszek z nitką białego złota dla Asi, gdyż przypomniało mi się, że takiego jej brakuje, ale uczucie niesmaku pozostało, ty bardziej, że mimo utargowania przeze mnie ceny i tak pozostała ona wysoka.
O tyle pobyt w sklepie z wyrobami skórzanymi firmy Dream of Alice Leather okazał się wielką przyjemnością. Zaczął się od profesjonalnego pokazu mody w specjalnie oświetlonej sali w wybiegiem dla modelek. Rozdano nam karteczki z ołówkami, abyśmy mogli zanotować ewentualnie numery ubrań, które nas zainteresują, usadzono i zgaszono światło. W rytm muzyki pojawiały się przed nam modelki i modele w różnorodnych kreacjach, również przeznaczonych dla osób o obfitszych kształtach a spiker (po polsku) omawiał je. Zarówno sama forma prezentacji kurtek, płaszczy czy marynarek, jak i wyroby zrobiły na nas duże wrażenie. Po pokazie zostaliśmy zaproszeni do sklepu, gdzie każdemu przydzielono doradcę, ale dużo bardziej kulturalnego, niż to miało miejsce u jubilera. Nasz okazał się sympatycznym, wesołym grubaskiem, który wcale nic w nas nie wmuszał, tylko powiedział, że jeśli nas coś zaciekawiło, to przyniesie nam odpowiedni rozmiar ubrania, a jeśli nic, to możemy sobie po prostu połazić po sklepie. I to rozumiem. Ten sposób podejścia do klienta zaowocował naszym zupełnie odwrotnym nastawieniem. Ja co prawda od razu zapowiedziałam, że mam wystarczającą ilość skórzanych okryć, ale Staś, którego niezwykle ciężko jest namówić na kupno jakiegokolwiek ubrania poza sportowym, teraz olśniony pokazem mody zaskoczył mnie nagle stwierdzeniem: „A może ja bym sobie kupił jakąś elegancką kurtkę?” Można zatem zrozumieć, dlaczego od razu zapałałam entuzjazmem do tego projektu i poprosiliśmy przydzielonego nam pana o pomoc. Pan przyniósł kilka propozycji na męża rozmiar, droższych i tańszych, z czego od razu wiedzieliśmy, która nam się najbardziej podoba (oczywiście ta najdroższa), ale żeby ustawić sobie lepsze pole do pertraktacji, kręciliśmy na nią nosami i prosiliśmy o pokazanie kilku innych, na zasadzie: „No tak, mąż nawet dobrze w niej wygląda, ale ona jest zdecydowanie dla nas za droga, poprosimy coś tańszego, podobny model, może inne zapięcie, inny kolor...”
To co nas przede wszystkim ujęło, to materiał, z którego ta kurtka została uszyta – specjalnie wyprawiana skóra z wykorzystaniem nanotechnologii. W czasie pokazu opisywano nam jej zalety: miękka, delikatna w dotyku, ale wytrzymała, dająca się złożyć do wielkości małej paczuszki (np. do torebki czy walizki) a jednocześnie niegniotąca się. A do tego idealna dla Stasia i po prostu piękna. No, ideał kurtki.
Pobawiliśmy się trochę z panem sprzedawcą, w wyniku czego dwukrotnie dawał nam upust i w końcu nabyliśmy tę kurtkę dla Stasia. Byliśmy tak zadowoleni, że nasz doradca „kując żelazo póki gorące” zaprowadził mnie do działu damskiego i tam pokazał mi piękny płaszczyk z takiej samej skórki o rozkloszowanym fasonie z fantazyjnym szalem. No, cudeńko. I aby skruszyć mnie zupełnie oraz zastopować moje asertywne uwagi typu: „nic mi nowego nie potrzeba”, pan sprzedawca od razu zjechał z ceny, która podana była na metce. I tak uległam pokusie, oczarowana zupełnie i kupiłam coś, czego w ogóle nie miałam w planach. Ale zachwycona byłam obydwoma zakupami – i o to przecież chodzi!
W dodatku z perspektywy czasu (teraz gdy piszę ten tekst mija dokładnie dwa lata od naszego pobytu w Turcji) mogę stwierdzić, że oba okrycia warte były każdych pieniędzy, gdyż mimo codziennego używania przez dwa lata nic się nie zniszczyły, nie ubrudziły, nie przetarły, nie zmieniły fasonu i ciągle wyglądają jak nowe.
Pożegnanie z Turcją
Wyjeżdżaliśmy z Turcji syci wrażeń i z walizką pełną pamiątek i tureckich smakołyków.
Powrót do strony o Turcji
Powrót do strony głównej o podróżach