W drugim tygodniu przenieśliśmy się na drugą stronę pasma górskiego do znanej miejscowości wypoczynkowej Crans Montana, zwiedzając po drodze średniowieczny zamek Oberhofen, malowniczo położony nad jeziorem Tunersee. Do podzamkowych piwnic można wpłynąć łodzią, co jest dodatkową atrakcją. Zamek wzniesiony w XIII w przez Habsburgów zawiera świetnie zachowane oryginalne sale z bogatą kolekcją mebli, obrazów i zabawek - widać, że rejon ten wojny omijały. Na szczycie zamku jest nawet urządzona turecka palarnia. Zamek posiada także ładny park z ciekawymi okazami drzew.
Średniowieczny zamek Oberhofen...
obmywają wody jeziora Tunersee
&;nbsp;
;
Park i turecka palarnia (Asia nie dała się skusić (; )
Do znanej miejscowości wypoczynkowej Crans Montana wjeżdża się z Doliny Renu serpentynami na górę, mijając do drodze winnice. Crans Montana położona jest na wysokości 1500 m, więc czuliśmy się, jakbyśmy mieszkali na Hali Gąsienicowej. Tyle tylko, że zamiast hali ze schroniskiem tu jest całkiem spore miasto z hotelami i dużym centrum sportowym, oferującym uprawianie wszystkich możliwych rodzajów aktywności z polem golfowym włącznie. Cóż – ta inna skala. Miasto składa się głównie z nowoczesnych hoteli, niewielkich apartamentowców i górskich penjonatów, do wyjątków należy spotkanie reliktów dawnego regionalnego budownictwa kantonu Wallis. My mieszkaliśmy w dwóch małych apartamentach w budynku położonym tuż nad jeziorem Moubra z widokiem na daleki Matterhorn i basenem, którego byliśmy jedynymi amatorami po powrocie z wycieczek górskich.
Widok spod naszego domu na jezioro i Materhorn w oddali
Centrum Crans Montany
Jeden z reliktów - regionalny dom
Dawne domy z rejony Wallis stały często na palach
A wycieczki były bardzo atrakcyjne. Po raz pierwszy chodziliśmy po lodowcu (Planie Morte), który leży tuż nad Crans Montaną na wysokości 3000 m. Zdobycie go nie było żadnym dużym osiągnięciem, jako że wjechaliśmy na niego kolejką. Ale chodzenie po śniegu w lecie było zabawne a syn zamiast chodzić, zjeżdżał na butach – na szczęście lodowiec ten jest niezbyt głęboki i nie posiada szczelin.
Alpy na wysokości 3000 m n.p.m.
Staś na lodowcu Planie Morte
Chodzimy w lecie po śniegu
Tata wygląda tu jak rasowy turysta,
który przycupnął nad lodowcem
Asia nawet założyła przyciemniane okulary
Najciekawsza nasza wycieczka prowadziła nad sztuczne jezioro Zuezier z tamą i stamtąd z powrotem wysokim trawersem nad kanionem rzecznym, poprowadzonym specjalną ścieżką, urozmaiconą ażurowymi, poprzerzucanymi nad przepaściami mostkami, z zapierającymi dech w piersi widokami na góry, zalew, przełom rzeczny i mijane często wodospady. Ta trasa na długo pozostanie w naszej pamięci, tym bardziej, że nasz rozbrykany syn skakał na tych mostkach, rozbujając je a ja tylko zastanawiałam się, kiedy się pod nim zarwą. Trasa była tak absorbująca ze względu na ekspozycje i atrakcyjna ze względu na mostki i galerie poprowadzone nad przepaściami, że, niestety, z emocji zapomnieliśmy o robieniu zdjęć.
Panorama Alp z rejonu Wallis - za Asią jezioro Zuezier z tamą
Tu jezioro coraz bliżej
I już jesteśmy nad jeziorem
Restauracja przy tamie
Druga przeurocza wycieczka prowadziła najpierw do nostalgicznej kotliny La Tieche, zwieńczonej spadającym z surowej skały wodospadem, aby później wzdłuż utworzonego z niego potoku, spływającego radosnymi kaskadami przez zieloną łąkę, dojść do drogi Bise du Zittoret. Ta - wiodąc nas najpierw przez prześwietlony las wzdłuż strumienia, kaskad i wodospadów zamieniała się w całkiem szeroki trakt z fantastycznymi, szerokimi widokami na Dolinę Rodanu i przeciwległe alpejskie pasmo z wybitnym, piramidalnym Matterhornem. Piękna, relaksująca wycieczka.
To nie imperator z "Gwiezdnych Wojen" - to Staś - na początku troszkę mżyło
Potem zrobiło się ciepło i słonecznie - za Asią fantastyczne widoki
Humory jak widać dopisywały
Cały czas szliśmy wzdłuż potoku przepiękną trasą
Za nami Alpy z Materhornem
Po tych dwóch wyprawach zdobycie naszego najwyższego szczytu Grand Bonvin ( 2995 m n.p.m. ) nie stanowiło dla nas jakiejś wielkiej atrakcji, choć oczywiście widoki na Alpy były wspaniałe.
Staś na Grand Bonvin - w tle Alpy z Materhornem (niestety trochę przysłoniętym chmurą)
Tu za drugim Stasiem widok z Grand Bonvin na północ
Młody kamerzysta
Jeden dzień (wypoczynkowy) poświęciliśmy na wycieczkę samochodową w Dolinę Rodanu, zahaczając o zabytkowe miasto Brig, które chlubi się granitowym zamkiem Stockalper, bedącym niegdyś największą rezydencją prywatną w Szwajcarii.
&nbs;p
Zamek w Brigu
Głównym celem naszej wyprawy był jednak największy alpejski lodowiec Aletsch. Aby go zobaczyć, wjeżdża się kolejką linową w Kuhboden a potem wspina kawałek na szczyt Eggishorn, skąd rozciąga się fantastyczny widok na wijący się poniżej lodowiec ze świetnie widocznymi morenami bocznymi i środkowymi, jak również na lśniący szczyt Jungfrau i kotły lodowe, z których wielka rzeka lodu wylewa się w dół. Wspaniały, jakże widowiskowy spektakl cudu natury! Z miejsc w pobliżu stacji kolejki linowej można z kolei zachwycić się panoramą Doliny Rodanu.
Staś i panorama Alp południowego rejonu Jungfrau
Za Asią lodowiec Aletsch, spływający z kilku kotłów, aby połączyć się w jedną wielką rzekę lodu
Tu świetnie widać moreny - środkowa powstała w wyniku połączenia dwóch jezorów lodu; na drugim zdjęciu za mną - kocioł lodowy oraz dobrze widoczne szczeliny lodowca
Staś z panoramą Doliny Rodanu
Pobyt w Szwajcarii był bardzo udany, mimo częściowo niesprzyjającej pogody. Wypieszczone ukwiecone miejscowości, wspaniałe idylliczne widoki (dużo piękniejsze niż w Alpach Austriackich), mili ludzie, witający się na szlakach pozdrowieniem "Gris Gott", spokój na górskich szlakach - całkiem blisko wioski Grindelwald w okolicach Schwarzhorn i przełęczy Grosse Scheidegg można było przez długi czas obserwować świstaki i stada kozic, nie niepokojone przez nikogo. Jedno co nas szokowało, to fakt, że nikt tu w lasach nie zbierał olbrzymich grzybów. Moglibyśmy je zbierać kosą, gdyby nie to, że nie mieliśmy możliwości, aby je ususzyć przy tej wilgotnej pogodzie.
Alpejskie kwiaty
Po lewej dzikie kwiaty górskie, po prawej ogrodowe
Nie zabrakło też koni - Asia mogłaby pojeździć na nich, tylko obawiała się, ze nie zna francuskich komend
Jedno z moich ulubionych zdjęć Asi
W czasie naszego pobytu w Szwajcarii miało miejsce drugie wydarzenie, świadczące o naszym farcie w trakcie naszych wędrówek po świecie.
W dniu, w którym rano opuściliśmy Grindelwald, spadła w nim lawina błotna, niszcząc część posiadłości i powodując śmierć kilku turystów na szlaku.
Dowiedzieliśmy się o tym wieczorem po przyjeździe do Crans Montany od mojej siostry, która dzwoniła z Polski zaniepokojona, czy żyjemy.
Doprawdy mieliśmy szczęście, bo kilkanaście godzin wcześniej chodziliśmy po tych szlakach... I rzeczywiście dzień wcześniej zrezygnowaliśmy z końcowego podejścia na ciekawy szczyt Schwarzhorn (ciekawy - bo miał ubezpieczenia) ze względu na to, że nie podobało mi się podłoże – uginało się pod nami, jak nasączona gąbka.
Od kilku tygodni codziennie padało, a tamtejsze Alpy zbudowane są z łupków na podkładzie granitowym, jak nasz Karpaty.
Stąd niebezpieczeństwo osuwisk skalno-błotnych, co właśnie wtedy miało miejsce...
Powrót do strony głównej o podróżach