Upał był 40-stopniowy, ale na szczęście poruszaliśmy się małym, świetnie klimatyzowanym minibusem. Pierwszym etapem był szaleńczy przejazd przez Macedonię (ach, ci greccy kierowcy - jak oni jeżdżą!) i zwiedzanie Salonik - stolicy Macedonii i drugiego co do wielości miasta w Grecji. Saloniki, założone w IV w p.n.e., a od IV w n.e. wchodzące w skład Cesarstwa Bizantyjskiego, są ładnie rozplanowanym i zabudowanym miastem o ciekawej architekturze z wyraźnymi orientalnymi wpływami, znaczącym portem i ładną nadmorską promenadą.
Nadmorska promenada w Salonikach
Plac Arystotelesa
Słyną ze starych bizantyjskich kościółków, nawet z III – V w n.e. Oglądaliśmy jeden z takich malutkich zabytków, zagłębiony kilka metrów poniżej poziomu dzisiejszej ulicy.
Zwiedzaliśmy także największy grecki kościół Agios Dimitrios, odbudowany po pożarze z 1917 r. , w wyniku którego zniszczeniu uległa połowa budynków starego miasta. Najstarsza zachowana część kościoła pochodzi z III w. i była pierwotnie łaźnią rzymską, w której został zamęczony patron Salonik, św. Dymitr. Podziwialiśmy tradycyjny wystrój świątyni obrządku prawosławnego z ikonami, mozaikami i misternymi srebrnymi świecznikami - wyższe z nich poświęcone są zmarłym a niższe służą do wkładania świec proszalnych. W kościołach prawosławnych wszystko ma swoją symbolikę. Postać Chrystusa Pantokratora (Chrystysa - władcy świata i sędziego) na mozaice na ołtarzu ma charakterystyczne ułożenie dłoni z trzema złączonymi palcami. Ikona Matki Boskiej Hodegetrii (przewodniczki) przedstawia św. Marię, wskazującą prawą ręką błogosławiącego Jezusa.
/
Kościół Agios Dimitrios
Chrystus Pantokrator;
świeczniki;
Matka Boska Hodegetria
Prawie pięćsetletnia (od 1430 do 1912 r.) okupacja turecka pozostawiła dużo śladów w mieście, jak np. tureckie łaźnie - do jednej z nich, czternastowiecznej, mogliśmy wejść do środka, nawet do części przeznaczonej dawniej dla mężczyzn.
Łaźnia turecka
Turecka forteca i widok z niej na Saloniki
Zaćmienie słońca
Przy fortecznych murach
Zwiedzanie Salonik zakończyliśmy na Muzeum Archeologicznym. Posiada ono bardzo ciekawe zbiory z różnych obszarów Macedonii i różnych okresów, począwszy od czasów prehistorycznych, przez okres klasyczny i rzymski do czasów hellenistycznych. Są tu zarówno rzymskie mozaiki z domów w Salonikach jak i klasyczne marmurowe posągi bogów pochodzenia egipskiego, odnalezione w sanktuarium w Salonikach. Są skarby z królewskich grobów w Verginie (korony i uzbrojenie Filipa II Macedońskiego, ojca Aleksandra Wielkiego oraz złota skrzynka - urna ze szczątkami króla). Duże wrażenie robi kolekcja starożytnego macedońskiego złota, w tym misternie wykonanej biżuterii oraz bogato zdobione wielkie naczynie z brązu tzw. krater, którego dekoracja bardzo sugestywnie przedstawia menady tańczące z satyrem.
Element krateru i złota biżuteria
Następnego dnia udaliśmy się wzdłuż wybrzeża i masywu Olimpu, przełomem przez góry Pindos (piękne widoki) i centralną Grecję do Delf, wreszcie na spotkanie ze starożytną Grecją
Ośrodek religijny w Delfach został wybudowany w miejscu, gdzie, jak wierzyli starożytni Grecy, Zeus wyznaczył przy pomocy Omfalosa pępek świata. Centralnym miejscem sanktuarium była od IV w. n.e. świątynia Apollina, gdzie urzędowała wyrocznia pytyjska. Od agory (placu targowego) prowadziła do niej święta droga, wyznaczona między 300 posągami i innymi świątyniami wotywnymi.
Delfy - ruiny świątyni Apollina
Rozległe ruiny sanktuarium Apollina pobudzają wyobraźnię, zwłaszcza, że przewodniczka pokazuje nam ilustracje odtwarzające domniemany pierwotny wygląd tego miejsca. Kroczymy świętą drogą dawnych pielgrzymów, którzy przybywali tu do słynnej wyroczni, ale też na uroczystości ku czci Apolla. Mijamy agorę i pobudowane wzdłuż drogi skarbce poszczególnych miast greckich, służące do przechowywania wotów ofiarnych. Myślimy, jak to miejsce kiedyś tętniło życiem – teraz tchnie spokojem i powagą, tym bardziej, że 42 stopniowy upał przetrzebił turystów i jesteśmy tu sami. Zatrzymujemy się na chwilę przy kopi Omfalosa, czyli jajowatego głazu, wyznaczającego według starożytnych pępek świata (nad nim wg. mitologii spotkały się orły Zeusa).
Delfy - święta droga;
ruiny skarbca;
kopia Omfalosa
Dochodzimy do ruin świątyni Apollina (IV w. p.n.e.), która wznosiła się malowniczo na tle Parnasu. Asia robi sobie zdjęcie w miejscu, gdzie wróżyła Pytia, odurzona oparami ze szczeliny skalnej. Nie spieszymy się, więc możemy oddać się kontemplacji, oglądaniu zabytków i wspaniałych widoków na całą dolinę Delf w miarę, jak wspinamy się coraz wyżej ku szczytowi góry, na zboczu której rozrosło się to imponujące sanktuarium.
Asia jako Pytia w świątyni Apollina
Wspaniała panorama doliny Delf
Staś wciela się w rolę aktora na placu Orchestry w świetnie zachowanym amfiteatrze (który mógł pomieścić 5000 widzów), sprawdzając jego wspaniałą akustykę. Najwyżej położony jest stadion, gdzie odbywały się igrzyska pytyjskie, z zachowanymi nawet blokami startowymi.
Staś w amfiteatrze
Tak sprawdzaliśmy akustykę teatru antycznego
Na starożytnym stadionie
Widok ze szczytu góry na całe sanktuarium Apollina oraz leżące w dole kotliny stanowiska archeologiczne Gimnazjonu i świątynię Ateny jest niesamowity.
Następnym naszym punktem programu są Ateny, po drodze do których pokonujemy promem Zatokę Koryncką, przejeżdżamy Peloponez i mamy możliwość przyjrzenia się z bliska Kanałowi Korynckiemu.
Wieczór spędzamy już w stolicy Grecji. Mimo godziny dziewiątej jest jeszcze 40 stopni Celsjusza, toteż w letnich strojach aż do północy włóczymy się po uliczkach u stóp bajkowo wyglądającego w sztucznym oświetleniu Akropolu . Pomimo klimatyzacji w hotelu i tak nie dałoby się zasnąć.
Od wczesnego ranka - zwiedzanie. Zaczynamy od zmiany warty pod Parlamentem. Gwardziści przebrani w ludowe stroje wykonują w zwolnionym tempie kroki jakiegoś ludowego tańca greckiego. Trwa to bardzo długo i wielu turystów podziwia ich wytrzymałość i poczucie równowagi.
Ateny - parlament i Gwardia Narodowa
Przedziwne kroki gwardzistów
Ze wzgórza Akropolu, na którym stoi symbol Aten i starożytnej Grecji, widać znaczną część miasta. Z tła współczesnych budynków wyróżniają się zabytkowe perełki: ciekawy pomnik rzymskiego konsula Gajusza Filopapposa na wzgórzu jego imienia, z płaskorzeźbami, umieszczonymi w niszach wklęsłej fasady i bizantyjski kościół Agios Dimitrios.
W tle pomnik rzymskiego konsula;
kościół Agios Dimitrios
Wchodzimy na teren najsłynniejszego w Atenach zabytku - Akropolu. W miejscu, gdzie Atena podarowała królowi Aten drzewko oliwne, symbolizujące dobrobyt płynący z pracy i handlu oraz pokój, zbudowano w V wieku z inicjatywy Peryklesa zespół architektoniczny, będący najwybitniejszym wzorcem harmonii, doskonałości proporcji oraz piękna i prostoty stylu klasycznego. Partenon, najważniejsza świątynia poświęcona Atenie, mieściła dwunastometrowy posąg Ateny Partenos Fidiasza, który zaprojektował też joński fryz, przedstawiający procesję ateńczyków w czasie świąt oraz rzeźby zdobiące metopy. Aby przy obserwacji świątyni z daleka zapobiec optycznym zniekształceniom, wynikającym z praw perspektywy, zastosowano różne triki: trzony doryckich kolumn na 1/3 wysokości są lekko wybrzuszone, tak samo jak podstawa świątyni i schody zewnętrzne w połowie szerokości a kolumny zewnętrzne są lekko nachylone ku środkowi. Z inicjatywy Peryklesa zbudowano następnie monumentalne, eleganckie wejście do Akropolu, czyli Propyleje, a później świątynię ku czci Posejdona i Ateny, czyli Erechtejon - wzór idealnego porządku jońskiego, w którym częściowo funkcje kolumn spełniają rzeźby kobiet (kariatydy).
Akropol
Mimo rannej godziny jest już duży upał, więc szukamy każdego skrawka cienia. To, i spora liczba turystów sprawia, że Akropol nie wydaje się nam takim magicznym miejscem jak Delfy.
Ale oczywiście
Odeon Herodosa Atticusa (dawniej kryty rzymski teatr, czynny do dziś), który oglądamy z góry, z dobrze zachowaną półkolistą orchestrą...
Odeon
Orchestra
Propyleje (brama wejściowa z potężnymi jońskimi kolumnami) i znajdująca się za nią Pinakoteka - pierwsza znana na świecie galeria obrazów...
Propyleje i Pinakoteka
Partenon (główna, wzorcowa wręcz, świątynia Ateny) z zachowanymi z jednej strony metopami z tryglifami oraz resztkami tympanonu...
Partenon
oraz Erechtejon (świątynia Posejdona i Ateny z kopiami słynnych kariatyd - oryginały znajdują się z Muzeum Akropolu) robią na nas duże wrażenie. Mnie dodatkowo zaskakuje fakt, że obiekty te były za czasów Peryklesa kolorowe - tak bardzo w mojej świadomości utkwił widok białych antycznych świątyń, znany ze zdjęć.
Erechtejon
Kariatydy
Smuci nas los tych wspaniałych zabytków, będących przecież podstawowym elementem tworzącym naszą europejską kulturę, niedościgłym wzorcem doskonałości i inspiracją dla przyszłych pokoleń. Oburza to, że niszczały przez tysiąclecia na skutek zaniedbań, okupacji tureckiej (Turcy w czasie wojny urządzili tu skład amunicji, więc część bezcennych budowli wyleciała w powietrze), a to co ocalało zostało częściowo zagrabione przez Anglików ( w Muzeum Narodowym w Londynie jest wiele okazów starożytnej sztuki greckiej, m. in. rzeźby z Partenonu wywiezione przez brytyjskiego lorda za zgodą okupacyjnych wojsk tureckich). Poświadcza to zresztą nasza wizyta w Muzeum Akropolu (gdzie można oglądać polichromowane rzeźby i posągi, fragmenty fryzów z Partenonu i Erechtejon oraz oryginały kariatyd) i Muzeum Archeologicznym w Atenach. To zastanawiające, że do dzisiejszego dnia greckiemu rządowi nie udało się odzyskać swojego dziedzictwa narodowego od, było nie było, współpartnerów w Unii Europejskiej, mimo, że niepodległość uzyskali Grecy już dosyć dawno i trudno teraz uzasadniać konieczność pozostawania tych dzieł w zagranicznych muzeach względami bezpieczeństwa.
Pełni wrażeń i refleksji udaliśmy się z powrotem do Salonik na lotnisko, zatrzymując się po drodze w Termopilach, gdzie bohatersko poległo 300 Spartan z królem Leonidasem na czele, broniąc najeźdźcom dostępu do swojego kraju. Miejsce to wygląda obecnie zupełnie inaczej: nie ma gór, wąwozu, tylko szosa, oddzielająca płaskowyż od szerokiej, niższej płaszczyzny – pełne zaskoczenie – nie tak sobie to wyobrażaliśmy. Wszystko dlatego, że przez tysiąclecia morze cofnęło się dalej o kilkadziesiąt kilometrów. Tylko słynna tablica z tekstem ”Przechodniu, powiedz Sparcie, że polegliśmy wierni jej prawom” świadczy o autentyczności tego wydarzenia, które przeszło do historii jako symbol bezwarunkowego poświęcenia się nadrzędnemu celowi obrony ojczyzny.
Pomnik w Termopilach
Wielkie upały, które wtedy panowały przyczyniły się do wzniecania samoistnych pożarów makii, więc wzdłuż naszej drogi powrotnej do Salonik często snuły się dymy i pędziły na sygnale wozy straży pożarnych.
Wylecieliśmy do Polski wioząc w bagażach pamiątki: ikony, komplecik kobaltowo-złotej greckiej ceramiki, ateński wachlarz do Asi kolekcji oraz talerz w kształcie ryby, który odtąd służy mi do podawana karpia w galarecie na wigilię.
Pierwsze z serii dziwnych zdarzeń w miejscach, które niedawno opuściliśmy a które pozwala nam cieszyć się naszym domniemanym szczęściem, zaistniało właśnie w Grecji.
Kilka dni po opuszczeniu przez nas Aten miało w nich miejsce trzęsienie ziemi, które co prawda nie wyrządziło wielu szkód, ale było zjawiskiem na tyle mocnym i przerażającym, że wielu ateńczyków spędziło kilka następnych nocy pod gołym niebem, bojąc się wracać do swoich domów.
Powrót do strony głównej o podróżach