p
Wjeżdżamy na teren parku. Co jakiś czas zatrzymujemy się, aby podziwiać widoki. Jesteśmy na wysokości 3000 m, ale jedziemy po zielonym płaskowyżu, porośniętym trawami z małymi drzewkami. Z brzegu płaskowyżu widać w dole niższe pasma górskie.
Park Narodowy Gór Simien
Zbocza płaskowyżu porastają zdrewniałe wrzośce
Na halach wypasane są owce, których stadka pilnują dzieci, ubrane w coraz bardziej dziurawe ubranka. Tu odzież nosi się do momentu, aż sama spadnie. Za to niektóre noszą ogromne, wełniane czapki.
Odpoczynek pod akacją
Park Narodowy chroni unikalny krajobraz gór Simien, jednego z głównych afrykańskich masywów oraz jego florę i faunę, której ponad 50 % jest endemitami. Symbolem parku jest kozica ibex. A najciekawszym chyba zwierzęciem, występującym tylko tutaj, są jedyne na świecie trawożerne małpy – gelady. Zatrzymujemy się od razu, gdy je dostrzegamy przy drodze, ale szybko odwracają się od nas.
Etiopskie endemity - gelady
W tym stadku jest sporo młodych z mamami
Po około godzinie jazdy zatrzymujemy się na lunch w przepięknym miejscu na brzegu kanionu. Pod nami, jakieś 1000 m niżej widać brązowo – zielone pasmo górskie, wyglądające stąd jak pagórki. Jak okiem sięgnąć – śladu cywilizacji. Nasz przewodnik mówi, że w Etiopii do wysokości 2500 m są niziny a góry liczą się dopiero od 3000 m. To zabawne – to tak, jakby Tatry zaliczyć do nizin.
Stoimy nad krawędzią niesamowitego płaskowyżu na wysokości 3000 m n.p.m.
Zajadamy kanapki i od razu pojawiają się kruki. Kręcą się nad nami licząc na darmową wyżerkę, cóż, skoro tu nie wolno dokarmiać zwierząt. Lecz one tym się nie przejmują, tylko latają coraz bliżej, siadają koło nas na trawie. Są niesamowicie fotogeniczne, więc zaraz kanapki zostają zastąpione przez aparaty fotograficzne. To kruki black thick raven. Jeden z nich przelatując nade mną o mało nie ląduje mi na głowie...
Skalisty brzeg kaniony zamieszkują kruki
Kruki wyglądają niesamowicie, gdy lądują...
całkiem jak ptaki z filmu Hitchkoka
Sjesta, lunch, czy fotograficzny plener?
Kruki ravena mają chrakterystyczne białe czapeczki
Wypatrywanie pożywienia
Po lunchu jedziemy dalej, aż do miejsca, gdzie napotykamy na olbrzymie stado małp. Jeśli weźmie się pod uwagę, że zanotowano ich w parku około 400 sztuk, to my widzimy chyba jedną czwartą liczebności całej populacji. Gelady łażą po łące, w ogóle się nami nie przejmując. Pozwalają podejść do siebie na odległość dwóch metrów i przyglądać się, jak pracowicie skubią trawę. Mają wspaniałe, długie, lśniące futra, zwłaszcza samce, które wyglądają jakby ubrały się w futrzane peleryny. Aż żal, że nie można ich pogłaskać...
Stado małp geled
Pożywieniem tych jedynym w swoim rodzaju małp jest trawa
Panowie galady mają fantastycznie plerezy z futra
Pan gelada elegancki i ... nonszalancki
Samice szczycą się posiadaniem czerwonych znamion na piersiach, dzięki którym galady baboon nazywane są też "małpami z krwawiącym sercem". Spokojna obserwacja tych pięknych, niegroźnych zwierząt jest wielką przyjemnością.
Samice mają gołą różową skórę wokół sutków, tworzącą kształ serca
I stąd mają nazwę galada baboon
Piękne małpy w pięknych górach - cudowny dar natury
Gdy już jesteśmy nasyceni spotkaniem z małpami, ruszamy na trekking. Samochody jadą z bagażami na camping, a my prowadzeni przez lokalnego przewodnika i osłaniani przez skautów wędrujemy halą wzdłuż krawędzi kanionu. Widoki w dół na dwutysięczne szczyty pod nami są fantastyczne. My jesteśmy na wysokości 3200 m i idziemy wolno, aby nikt się nie zasapał.
Samochód pozostaje na drodze - my idziemy skrajem płaskowyżu
Jest niewiarygodnie pięknie
Przysiadłam do zdjęcia
Zbocza gór porośnięte są drzewiastymi wrzoścami, które zastępują tu kosodrzewinę. Na ich gałęziach rozwieszają się wysuszone porosty, nadające dolnym konarom drzew wygląd capich bród.
Drzewiaste wrzośce na skraju zbocza dodają panoramie górskiej finezji
Wrzośce ozdobione porostami
Nasi skauci pilnują nas, mimo że droga jest łatwa i bezpieczna. Idą z boku i tyłu z karabinami na ramionach. Nie wiem na ile to konieczność, a na ile demonstracja własnej niezbędności. Wyglądają na starszych panów, więc zachodzimy w głowy, ile mogą mieć lat. Wreszcie jeden zdradza nam swój wiek. Okazuje się, że ma tyle lat co ja.
Zamykający naszą grupę skaut...
cały czas bacznie wszystko obserwował...
Dwaj strażnicy parku narodowego ;)
Idziemy w dalszym ciągu brzegiem tysiąc metrowej przepaści. Góry w dole są pasiaste, zielono – brązowe. Oblewające słońce bardzo plastycznie je uwypukla. Niesamowicie piękne są te góry!
Kolorowe góry w dole za Stasiem mają wysokość naszych Tatr
Staś i nasz górski przewodnik na skraju 1000 metrowej przepaści
Widoki zawdzięczamy skomplikowanej geologi tego terenu. Prekambryjskie skały wulkaniczne sprzed 60 mln lat pokryte zostały przez późniejsze formacje wynikłe z wielokrotnych zalewów morskich. Miękkie morskie sedymentacje poddawane były niszczycielskiej sile wiatru i deszczu. Kiedy w erze oligoceńskiej nastąpiło zderzenie wielkich płyt ziemskich,
wydźwignęło ono etiopski ląd, otwierając jednocześnie głębokie pęknięcia w krystalicznym podłożu, przez które wylała się lawa. Na tym terenie lawa osiągnęła grubość 3000 m, zanim się zestaliła.
Późniejsza erozja wulkanicznej skorupy wytworzyła spektakularne formy terenu, które możemy tu zaobserwować: głębokie przepaście i wąwozy, wysokie pinakle postrzępionych skał i przedziwne krajobrazy, które wyglądają, jakby bez ładu i składu horyzontalnie i wertykalnie przeorał je gigantyczny pług natury.
Niezwykły krajobraz gór Simien
Głębokie kaniony
Góry przeorane w różnych kierunkach
Dobrze widoczne warstwy geologiczne zerodowanych zboczy i potężne ostańce skalne
Robimy sobie przerwę na sesję zdjęciową, tym razem z naszym przewodnikiem górskim. Bardzo miły chłopak, Semma, dorabia jako przewodnik, aby dokończyć swoje studia nauczycielskie.
Po 2 godzinach spaceru dochodzimy do miejsca, gdzie pasma górskie, widoczne w dole przechodzą w wyraźnie oddzielone monumenty skalne a z drugiej strony na cyplu między dwoma kanionami widać drogę i domek z zielonym dachem – to schronisko górskie – cel naszej dzisiejszej wycieczki.
Góry Simien
Ja wśród wrzośców i akacji - chusta chroni moją głowę przed równikowym słońcem na wysokości 3000 metrów
Jeszcze tylko skok przez zagajnik i schodzimy do drogi, po drugiej stronie której można zajrzeć w głąb innego kanionu o charakterze doliny rzecznej.
Kanion rzeczny U-kształtny
Mijamy ciekawą roślinę, którą miejscowi nazywają mydlanym pomidorem. Wśród kolczastych liści kryją się żółte owoce, wypisz wymaluj jak pomidory. Roślina jest trująca, ale mydli się, więc można ją używać do prania.
Przy samym schronisku na wzniesieniu wita nas antylopa – całkiem jakby tu właśnie na nas czekała... Jest to prawdopodobnie występująca tylko tutaj antylopa Menelika lub mniejszy od niej skoczek górski.
Camping nr 1 Sankaber jest pierwszym z pięciu dostępnych w tych górach. Można przejść od jednego do drugiego z nich w ciągu tygodnia.
Schroniska nie mają elektryczności i wody, ale są zabudowane toalety i betonowe budynki, wyposażone w turystyczne łóżka z pościelą i miejscami do spożywania posiłków.
Kamping Sankaber nie jest zbyt luksusowy
Jest też wydzielony budynek kuchenny, w którym nasi kucharze przygotowują kolację. My dostajemy w czajniku trochę podgrzanej wody do mycia i w krzakach rozkładamy punkt higieniczny.
Bacznie przyglądają nam się kruki. Gdy odchodzimy, jeden z nich błyskawicznie zlatuje z drzewa i porywa nasze mydło... Smacznego!
Bierzemy czołówki i wędrujemy na punkt widokowy, aby obserwować zachód słońca nad górami Simien. Nazywane Dachem Afryki mają wysokość od 2000 do 4500 m.
Znajduje się tu też najwyższy szczyt Etiopii oraz czwarty najwyższy szczyt Afryki, który można zdobyć, wędrując szlakiem między schroniskami.
Góry widziane w dole zachwycają kolorami i kształtami...
które zmieniają się wraz z wędrówką zachodzącego słońca
Góry Simien są niesamowicie piękne. Można na nie patrzeć godzinami. Zachodzące słońce wydobywa z nich niedostrzegalne wcześniej kształty, wyostrza przepastne zbocza.
Nad nami kołuje wielki orzeł (a może orłosęp, tutejszy endemit?)
Nagle dostrzegamy w dole dym i pojawiający się ogień. Bardzo szybko rozprzestrzenia się po zboczu, ale na szczęście równie szybko sam gaśnie.
Kolację zjadamy w naszym schronisku, a w zasadzie betonowym bunkrze przy świecach. Nasi kucharze przygotowali makaron i masę warzyw na wielkich tacach. Przez jakiś czas przyjemnie sobie rozmawiamy.
Niektórzy członkowie naszej wyprawy opowiadają o swoich poprzednich wycieczkach – mają już na swoim koncie kawał zwiedzonego świata. Najwięcej oczywiście ma do opowiadania Monika.
Po zachodzie słońca na wysokości ponad 3000 m robi się zimno, więc po sprawdzeniu przy świetle czołówki, czy żaden nie proszony wielonożny gość nie wlazł na moje łóżko i do śpiwora, sama pakuję się do niego bez rozbierania.
Nie mogę jednak zasnąć, ciągle przewracam się z boku na bok, bacząc, czy jakiś pająk nie włazi mi na twarz – bardzo ich nie lubię. Pocieszam się, że na skorpiony tu za zimno, no i łóżko jest bezpieczne o wysokich, metalowych nogach. Słyszę, że Staś też nie śpi – może to kwestia wysokości, na której się znajdujemy?
O 5.50 dzwoni budzik, więc w całkowitej ciemności ubieramy się ( oświetlając kontrolnie czołówką wnętrze butów) i otwierając ciężkie, blaszane drzwi wychodzimy na dwór.
Owiewa nas wspaniałe powietrze, otacza rozgwieżdżone niebo. Za ciemna sylwetką przewodnika idziemy na punkt widokowy oglądać wschód słońca.
Dzień VI - Góry Simien cd
Powrót do strony głównej o Etiopii
Powrót do strony głównej o podróżach