Zostaliśmy w Limie zakwaterowani w średniej klasy hotelu, ale i tak mieliśmy tu spędzić tylko jedną noc. Kolacja ze względu na opóźnienie samolotu została nam podana już nocą – rozmieściliśmy się przy kilku stolikach koło punktu recepcyjnego. Za to hotel mieścił się bardzo blisko oceanu, toteż zaraz z rana polecieliśmy go zobaczyć. Udałyśmy się na spacer po terenach rekreacyjnych w Limie, które w ostatnich latach zaprojektowano na brzegu Oceanu Spokojnego. Ładne tereny zielone z boiskami sportowymi z jednej strony zamknięte są ciągiem nowoczesnych wieżowców a z drugiej opadają stromym klifem w kierunku oceanu. Czarne osuwiska klifu, tworzące pofałdowaną linię brzegową, to głębiej, to płycej wrzynającą się z ląd, przykryte są ochronną siatką, na której próbują się ukorzenić rośliny okrywowe.
Tereny rekreacyjne na wybrzeżu Oceanu Spokojnego w Limie
Powoje stopniowo zarastają klify
Ponieważ byłam stęskniona za ciepłem po tylu dniach spędzonych na dużej wysokości, z przyjemnością założyłam na siebie letnią sukienkę. Porobiłyśmy sobie kilka zdjęć z widokiem na ocean i podumałyśmy na widok paru spacerowiczów z psami. Te miejskie psy, rasowe i wypieszczone skojarzyły mi się z gromadami bezpańskich psów, które do tej pory widziałyśmy w Ameryce Południowej. Nie ma sprawiedliwości na świecie... Nie wszyscy mają szczęście urodzić się pod dobrą gwiazdą...
Wreszcie mieliśmy temperaturę jak w lecie, mogłam więc założyć sukienkę
Po wymeldowaniu z hotelu powieziono nas jeszcze dalej autokarem wzdłuż wybrzeża. W czasie postoju na zdjęcia dopadł mnie pech. Chcąc zrobić zdjęcie wybrzeża z innej pespektywy, zeszłam na brzeg i dopadła mnie jakaś większa fala. Uciekając przed nią do tyłu, zapadłam się w piasku, potknęłam na kamieniu i przewróciłam do wody. Przyspożyło to masę radości moim koleżankom i mnie samej, ale za chwilę nie było już mi do śmiechu. Woda morska zalała nie tylko sukienkę, ale również mój aparat fotograficzny i, jak się okazało po powrocie do autokaru, dostała się niestety do środka. Zaparowało mi szkiełko wewnątrz obiektywu. Rozkręciłam aparat, próbując go wysuszyć, ale zdjęć już więcej nie udało mi się zrobić. Wszystkie więc zdjęcia z Limy musiałam "pożyczyć" od koleżanek....
Tereny nad oceanem obsadzono palmami
oraz araukariami
Jak widać, u stóp klifu jest wąziutki kawałek plaży, ale szału nie ma
To tu wywróciłam się i zalała mnie fala. (Dlatego też pozostałe zdjęcia na tej stronie są autorstwa moich dwóch koleżanek: Asi O. i Wioli W.)
I bardzo tego żałowałam, gdyż Muzeum Sztuki Prekolumbijskiej (Museo Rafael Larco Herrera), które zwiedzaliśmy jako pierwsze, otaczają przepiękne egzotyczne ogrody. Girlandy kwiatów, okrywające ściany, malowniczo powyginane sukulenty – coś pięknego. I to w mieście, w którym deszcze padają rzadko, gdyż leży ono na pustynnym wybrzeżu. Na szczęście koleżanki zrobiły mi kilka fotek wśród tych cudów.
Muzeum Sztuki Prekolumbijskiej
Ogród przy muzeum przypomina fantastyczny kobierzec kwiatowy
Dziewczyny zrobiły mi kilka uroczych zdjęć
Samo muzeum robi bardzo duże wrażenie. Przede wszystkim oszałamia ilością ceramicznych eksponatów z różnych epok rozwoju kilku cywilizacji sprzed kolonizacji hiszpańskiej. To niesmowite, że tyle kruchych egzemplarzy zachowało się w tak dobrym stanie do dziś. Ceramika użytkowa wzbogacana była w różnym stopniu w poszczególnych epokach o elementy z figurkami zwierzęcymi i ludzkimi. Patrząc na figurki ludzkie można rozpoznać cechy indywidualne prezentowanych osób i ich profesje. Rzeźby w postaci głów ludzkich cywilizacji Mochica związane były z ceremoniałem pogrzebowym. Z postaci zwierzęcych szczególnie dużo było figurek węży, sów i, ku mojemu zachwytowi, kotów - w cywilizacji sprzed naszej ery zwierząta te uważane były za istoty posiadające największą moc.
Zbiory ceramiki w
Muzeum Sztuki Prekolumbijskiej (Muzeum Larco)
Naczynia do picia alkoholu z figurkami na lewej fotografii pochodzą z okresu 1250 lat p.n.e. do początków naszej ery. Figurki na naczyniach przedstawiały często profesję użytkownika, tu z lewej widać chyba... chirurga
Naczynie z ludzką głową z prawej strony pochodzi już z późniejszej epoki cywilizacji Mochica
W muzeum Larco bardzo dużo jest wystawionych naczyń z postaciami zwierzęcymi
Poza ceramiką wystawione są również słynne inkaskie kipu, czyli kolorowe sznurki, będące rodzajem nośnika pamięci z zaszyfrowanymi informacjami, dotyczącymi liczb (kolory oznaczały różne obiekty podlegające inwentaryzacji, n.p. lamy).
Inkaskie kipu było czymś w rodzaju zewnętrznego nośnika pamięci
W salach związanych z kulturą przedinkaską, zwaną Chimu (od 1300 r n.e. do 1470 r) przyciągały wzrok masywne, złote ozdoby, wyjęte z miejsca pochówku władców: korony, kolczyki, ozdoby nosa, maski, napierśniki. Największe wrażenie zrobiły jednak na mnie mumie indiańskie. Przed przylotem czytałam akurat artykuł o odkrytych niedawno wysoko w górach trzech nowych mumiach. To były dzieci, które przed śmiercią zostały napojone narkotykami i śpiące, owinięte w ozdobne szaty, zostały tam pozostawione w śnieżnych jamach jako ofiary. Twarze tych dzieci pozostały niezmienione do dziś. Coś niesamowitego...
Biżuteria pogrzebowa z czasów kultury Chimu
Rekonstrukcja mumii indiańskiej kultury Huari (800 r. n.e. - 1300 r.)
Muzeum zajmuje się konserwacją i restauracją dziedzictwa archeologicznego na terenie całego Peru. Posiada ponad 80- letnie doświadczenie, dzięki czemu stało się jednym z najbardziej prestiżowych instytucji w zakresie ochrony i konserwacji obiektów archeologicznych państwa. Muzeum mieści laboratoria ochrony tkanin, ceramiki i metali. Dla osób ciekawych eksponatów erotycznych intersującym miejscem będzie zapewne sala wystawiająca ceramikę o tej tematyce. Ja jej nie zwiedziłam, zamiast tego kupowałam przewodnik po muzeum, zafascynowana tym miejscem a potem zachwycałam się kwiatami. Po dwóch tygodniach spędzonych na pustyni i wysoko w górach była to cudowna odmiana.
W takim pięknym ogrodzie nie można było nie zrobić sobie pamiątkowych zdjęć
Lima została założona przez konkwistadora Pizarra w 1535 r. Miasto kilkakrotnie nawiedzały trzęsienia ziemi i rozwijało się w różnym tempie w poszczególnych okresach swojej historii. Ostatnim problemem był duży napływ ubogiej ludności z terenów wiejskich, która uciekała przed działaniami terrorystycznymi organizacji Świetlisty Szlak. Ludność ta zamieszkuje obecnie getta dookoła miasta.
Ale my tego nie widzieliśmy. Zawieziono nas do centrum starego miasta, gdzie spędziliśmy kilka godzin na zwiedzaniu zabytków.
Jeden z placów w Limie
Spacerkiem przeszliśmy od Placu św. Marcina na centralny plac miasta Plaza Major (Plaza de Armas) przez elegancki deptak Jiron de la Union, na którym żywą uwagę, nie tylko naszą, zwracali ludzie – posągi, przedstawiający jakieś postacie z fantastycznych krain. Na Starym Mieście w Warszawie i Krakowie też spotyka się takie osoby, stojące nieruchomo niczym postumenty, ale te tutaj biły rekordy kreatywności, jeśli chodzi o ich kostiumy. Ponieważ było ich sporo, odciągali trochę naszą uwagę od zabytkowych elewacji budynków. Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę przed wspaniałą, barokową, bogato rzeźbioną w granicie fasadą Kościoła Łaski ( Iglesia y Convento La Merced), chyba najstarszego kościoła w Limie. Ja zachwyciłam się też wielce oryginalną fasadą domu w stylu, który nazwałabym secesją.
Plac św. Marcina z pomnikiem generała Jose de San Martin, argentyńskiego wyzwoliciela Peru
Deptak Jiron de la Union
Zabytkowe, odnowione kamienice przy Jiron de la Union
Piękny, barokowy portal kościoła Łaski ( Iglesia y Convento La Merced)
i kamienica secesyjna, to są obiekty zwracające uwagę przy pasażu
Ludzkie rzeźby na deptaku Jiron de la Union
Na środku centralnego placu Limy stoi XVII-wieczna fontanna, zwieńczona wykonaną z brązu rzeźbą Aniołem Sławy. Plac otaczają okazałe budynki w kolorze żółto- pomarańczowym – to bezpieczna barwa, ze względu na osiadający wszędzie pustynny pył. Uwagę na elewacjach zwracają głównie wspaniałe drewniane balkony w stylu kolonialnym.
Plaza Major
Fontanna z Aniołem Sławy stoi na środku Plaza Major, który otaczają budynki wybudowane w stylu kolonialnym jakieś 100 lat temu.
Kolor ich elewacji został dobrany tak, aby nie rzucał się w oczy pustynny pył, osadzający się stale na murach
Wiele elewacji domów posiada wspaniałe, drewniane hiszpańskie balkony
W wyniku rozpropagowywanej przez władze w Limie akcji "adopcji balkonu", bardzo wiele tych zabytków zostało w ostatnich latach odrestaurowanych
Dominującym budynkiem na placu Major (Plaza de Armas) w Limie jest katedra, będącej miejscem pochówku Pizarra. Wielokrotnie przebudowywana w stylach renesansowo – barokowym na skutek zniszczeń przez trzęsienia ziemi, jest obecnie zrekonstruowaną budowlą trójnawową z dwoma wieżami po bokach a w jej środku zachwycają (podobno – bo nie wchodziliśmy do środka) drewniane stalle chóru. Z jej lewej strony stoi Pałac Arcybiskupi z imponującymi, bogato zdobionymi balkonami drewnianymi w kolorze palisandru, zbudowany około 100 lat temu w stylu kolonialnym.
Katedra w Limie
Pałac arcybiskupi
Balkon w stylu kolonialnym na pałacu arcybiskupim
Zachodnią stronę placu tworzą charakterystyczne żółte budynki z podcieniami i drewnianymi loggiami (jeden z nich jest ratuszem) a po wschodniej stronie przyciąga wzrok zbudowany w przededniu II wojny światowej w stylu baroku hiszpańskiego, bogato zdobiony Pałac Prezydencki, w którym urzęduje prezydent Pedro Pablo Kuczynski. Jego ojciec pochodził z Wielkopolski... Peruwiańczycy bardzo go chwalą za to, że jest świetnym ekonomistą i człowiekiem o wszechstronnych zainteresowaniach.
Zachodnia pierzeja placu Major
Ratusz
Plac Major (Plaza de Armas) w Limie - w tle widać Pałac Prezydencki
W pobliżu ratusza, w podcieniach, mieści się kawiarnia, w której zjadłyśmy smaczne lody
Nie jest to jedyny polski akcent w Peru. Jak się dowiadujemy, wszystkie reprezentacyjne budynki na tym placu zaprojektował Polak Ryszard Jaxa-Małachowski - główny architekt Limy. Proszę, jaka hiszpańska dusza drzemała w naszym architekcie!
Polskie akcenty w historii Peru pojawiły się już w drugiej połowie XIX w. Pierwszym był inżynier Ernest Malinowski, sprowadzony w celu budowy dróg, mostów, linii kolejowych. Wybudowana przez niego linia kolejowa (do niedawna najwyższa na świecie) łączy bogate w minerały Andy Środkowe z portem Callao. Peruwiańczycy uważają Malinowskiego za swego bohaterem narodowego, obrońcę Callao przed Hiszpanami. Następny Polak, Edward Habich, założył w Limie pierwszą na kontynencie Politechnikę (UNI). Dołączyli do niego inni naukowcy i inżynierowie angażowali się w liczne projekty na terenie Peru. Ich nazwiska noszą nazwy ulic i poświęcony jest im pomnik w parku Polonia. A tablicę pamiątkową, poświęconą Malinowskiemu, oglądać można na dawnej stacji linii kolejowej.
W tle tej uliczki stoi dworzec kolei, którą wybudował Ernest Malinowski
Ze stacji przeszliśmy deptakiem do kościoła i klasztoru Franciszkanów. Zbudowany w połowie XVII wieku ma charakterystyczną architekturę z czasów kolonialnych z dwoma symetrycznymi wieżami po bokach i rzeźbionym, barokowym portalem wejściowym. W środku z zainteresowaniem obejrzeliśmy wiele bogatych sal, w tym wspaniałą bibliotekę, oryginalną kopułę i krużganki, pokryte panamskim cedrem, rzeźbionym w stylu mudejar, obrazy ze szkoły Rubensa oraz oryginalne hiszpańskie azulejos a na koniec przeżyliśmy dreszczyk emocji w podziemiach, gdzie pochowanych jest około 100 tys. ofiar różnych chorób.
Kościół i klasztor Franciszkanów w Limie
Przed kościołem jest zawsze dużo gołębi
Barokowy portal zapowiada, jak wspaniałym zabytkiem jest kościół
Po niezbyt długim wolnym czasie, poświeconym na krótki spacer po okolicznych uliczkach oraz na zjedzeniu małego co nieco i lodów, wyjechaliśmy na lotnisko. Bez problemu odprawiliśmy się na samolot Air France. Czas w oczekiwaniu na odlot spędziłam jeszcze na oglądaniu różnych pamiątek w sklepach na lotnisku. Zastanawiałam się nad kupnem drewnianej rzeźby andyjskiego zwierzaka, wykończonej srebrem. Widziałam takie na niektórych straganach, ale obawiałam się, że srebro może być w nich oszukane a w sklepie jubilerskim miałam gwarancję jego właściwej próby. W końcu poddałam się i uznałam, że skoro już mam kolekcję drewnianych rzeźb z różnych zakątków świata, to czemu mam jej nie powiększyć o taką statuetkę z Ameryki Południowej? W końcu jestem tu po raz pierwszy i nie wiadomo, czy nie ostatni.... Kupiłam więc sobie zgrabną alpakę ze srebrnymi obręczami i zamierzam podłożyć ją sobie pod choinkę :)
Moje pamiątkowe zdjęcie w Limie
Przed odlotem przebrałyśmy się w ciepłe ciuchy, wygodne do spania i przystosowane do długiego lotu, wieczorem odleciałyśmy do Europy. Podróż minęła zaskakująco szybko. Zjedliśmy dużą kolację, wkrótce zgaszono nam światła i korzystając z wygodnych miejsc i sporej przestrzeni na nogi spałam aż do ósmej rano, kiedy to nastąpiła pobudka, szybkie śniadanie i już zniżaliśmy się do lądowania w Paryżu. Dwanaście godzin lotu minęło nie wiadomo kiedy. No, tak to ja mogę podróżować!
Wylądowaliśmy na lotnisku w Paryżu, który powitał nas deszczową aurą. Jeszcze w Limie planowałyśmy, że w ciągu kilku godzin oczekiwania na samolot do Polski zrealizujemy jakąś wycieczkę do centrum, ale w tej sytuacji nie chciało nam się jechać do miasta i spędziłyśmy ten czas na czytaniu i rozwiązywaniu krzyżówek. Moje koleżanki wpadły w jakiś trans i rozwalały Jolki jedną za drugą przez większość podróży... Oddałam im swój egzemplarz Jolek, bo przez dwa tygodnie podróży po Ameryce Południowej ja już się nimi nasyciłam ;)
Gdy wieczorem wylądowałyśmy w Warszawie po całodobowej podróży i zaspokoiłam już pierwszą ciekawość mojego męża i córki krótką relacją z pobytu na półkuli południowej, najprzyjemniej było rozciągnąć się we własnym łóżku. Uwielbiam zwiedzać, ale powroty do domu są takie przyjemne...
Powrót do strony głównej o Ameryce Południowej
Powrót do strony głównej o podróżach