W porannych godzinach mieliśmy zaplanowany przelot lokalny do stolicy Boliwii, La Paz (drugą stolicą jest Sucre). Samolot pojawił się na lotnisku mocno spóźniony, ale godzinny lot do La Paz odbywał się już potem bez przeszkód.
Lotnisko znajduje się w miejscowości El Alto, będącej obrzeżami La Paz na wysokości 4080 m. My już byliśmy do tej wysokości trochę przyzwyczajeni (choć czasem jeszcze żułam liście koki na wszelki wypadek), ale ci co przyjeżdżają do La Paz z innych krajów, na ogół muszą aklimatyzować się dłużej w tej najwyżej położonej stolicy świata. Samo miasto rozpościera się na kilku zboczach stromych gór i w kotlinach na wysokości od 3200 – 4050. Z El Alto można zjechać do niego stromymi ulicami lub wykorzystując kolejkę linową, działa ona tu bowiem w postaci kilku linii, jak powietrzne metro.
Zjechaliśmy więc kolejką linową do stacji przesiadkowej, podziwiając panoramę miasta z kabiny kolejki – wspaniale położone na zboczach kolorowych gór i w wijącej się w dole kotlinie. Dowiedzieliśmy się, że biedniejsi mieszkańcy La Paz (czyli Indianie Aymara i Keczua) mieszkają wyżej, a bogatsi – w dzielnicach położonych niżej. I byłoby to całkiem zrozumiałe, biorąc pod uwagę różnicę wysokości, gdyby nie to, że w kotlinie panuje nieustający smog, o czym przekonaliśmy się przejeżdżając autokarem przez miasto po krętych i wąskich uliczkach. Miasto sprawiło na mnie dziwne wrażenie – z jednej strony spektakularne położenie w bardzo malowniczych górach a z drugiej niezbyt piękne efekty działalności człowieka – położone wyżej domy z czerwonej cegły na ogół nie są otynkowane (aby nie płacić podatków), pęki kabli w niżej położonym centrum wiszą nad ulicami (jak w Wietnamie) - dopiero najniżej w centrum wysokie wieżowce nadają temu miastu szlif metropolii. Jest to typowe dla Ameryki Południowej miasto - skupisko ludzi różnej narodowości i autoramentu. Niebezpiecznie chodzić po nim po zmroku. Podobno również niebezpiecznie jest poruszać się po nim taksówkami i to nie ze względu na mafię taksówkową, ale na przypadki podszywania się pod taksówkarzy zwykłych bandytów.
Jedziemy kolejką linową z lotniska w El Alto do La Paz
Panorama La Paz widziana z kabiny kolejki linowej
Większość domów, zamieszkiwanych przez Indian wysoko na zboczach, wybudowano z czerwonej cegły, którą pozostawiono nie otynkowaną
La Paz posiada wspaniałe, malownicze położenie wśród kolorowych gór...
o fantastycznych kształtach i przekroju geologicznym
W kotlinach u stóp tych malowniczych szczytów przycupnęły małe osiedla
Centrum La Paz - wąskie i strome ulice, stragany na skraju chodnika, pęki kabli
La Paz - miasto Południowej Ameryki - czasem niebezpieczne, trochę fascynujące
Zatrzymaliśmy się na godzinkę w Dolinie Księżycowej, znajdującej się na obrzeżach miasta. Jest to rezerwat przyrody, położony w wąwozie wyrzeźbionym przez rzekę Choqueyapu, otoczony górami osłaniającymi ostańce skalne stworzone z gliny ze żwirem – coś rzeczywiście wyjątkowego. Z przyjemnością przeszliśmy się po nim w dwóch kierunkach, posuwając się wąską ścieżką i schodkami między platformami widokowymi. Gdybyśmy mieli więcej czasu, moglibyśmy przejść całą pętlę 40-sto minutową.
Wejście do Doliny Księżyca
Rezerwat glinianych ostańców w La Paz
Ostańce, zbudowane z gliny i żwiru, stanowią fascynujący przykład erozji
Niektóre skały kojarzyły mi się z Kapadocją
Między skałami poprowadzono trasę turystyczną
Łazimy pomiędzy skałkami zachwycone
A Wiola kontempluje widoki z góry
Ja w Dolinie Księżyca w La Paz
Potem przejechaliśmy na punkt widokowy na wysokość 4000 m, skąd La Paz wygląda rzeczywiście wspaniale. Mogliśmy zaobserwować punkty charakterystyczne, jak olbrzymi stadion, starą katedrę i nowoczesne wieżowce. Szczególnie przykuł mój wzrok wielgachny wieżowiec rządowy budowany tuż za katedrą – nie sądzę, aby to był dobry pomysł, ale efekt będzie dopiero widoczny po jego ukończeniu. Boję się, że historyczne centrum o niskiej zabudowie po prostu wtedy zginie w gąszczu drapaczy chmur.
Łuk triumfalny na punkcie widokowym
Panorama La Paz
Stolica Bolowii - La Paz
Góry, otaczające La Paz, w dużym przybliżeniu
Budowany wieżowiec rządowy tuż za katedrą
Spacer przez historyczne Stare Miasto ukazał nam La Paz od ładniejszej strony. Domy z XVI wieku, niektóre w stylu andaluzyjskim, wąskie uliczki, drewniane balkony. Przeszliśmy uliczką z teatrem i kilkoma muzeami. Na chwilę wpadliśmy do Galerii Mamani – najbardziej znanego i wziętego boliwijskiego artysty, który maluje miedzy innymi murale i projektuje elewacje nowych domów w El Alto, mające w zamierzeniach zmienić obraz tego ubogiego przedmieścia stolicy. Z prawdziwym zainteresowanie obejrzeliśmy bajecznie kolorowe obrazy i charakterystyczną dla tego artysty biżuterię. Zakupiłam 3 wisiorki na prezenty, bo jest to coś unikalnego.
Łazimy po wąskich, zabytkowych uliczkach La Paz
Przy ulicy Casa de La Crus Verde (Zielonego Krzyża) mieści się oficjalny sklep słynnego artysty Mamani
Bajeczne, kolorowe obrazy Mamani
Dalszy spacer ulicami La Paz ukazał nam różne oblicza zabytkowego centrum. Obok wąskich uliczek z domami w stylu kolonialnym charakterystycznym dla hiszpańskiego dziedzictwa z drewnianymi balkonami, mijaliśmy eleganckie budynki w stylu klasycystycznym lub eklektycznym. Trochę już głodni udaliśmy się na tradycyjny boliwijski obiad do restauracji i okazał się on być całkiem smacznym: zupa z komosy ryżowej, sałatka, potrawka z ziemniaków.
Zabytkowy dom kolonialny z pięknym balkonem
Osiemnastowieczny, neogotycki kościół pojezuicki Templo Compañía de Jesús
Niektóre zabytkowe kamienice wymagają odnowienia
A niektóre są w dobrym stanie, jak te eklektyczne domy
Teatr muzyczny
Iglesia Santo Domingo, czyli barokowy kościół św. Dominika z początku XVII w
Tu zjedliśmy obiad
Przechodząc dalej ulicami centrum La Paz, trafiliśmy na protest lekarzy, którzy walczą o większe zarobki, mimo że służba zdrowia w Boliwii jest płatna i droga – konsekwencją tego jest ciągle powszechne tu ziołolecznictwo i medycyna naturalna (to akurat dobrze ). Lekarze i inni pracownicy służby zdrowia zajmowali całe ulice, leżąc na nich w śpiworach, czasami widać było funkcjonariuszy porządkowych oraz kuchenki polowe. Z tego też względu zamknięty został plac główny miasta i odgradzał go od protestujących kordon policji.
Turystów na szczęście przepuszczano dalej, więc mogliśmy wejść na pusty główny plac miasta Plaza Murillo, nazwany tak ku czci Pedro Murillo, jednego z przywódców rewolucji antyhiszpańskiej, powieszonego na tym placu po upadku rewolucji. Zwiedziliśmy neoklasycystyczną katedrę Matki Bożej Królowej Pokoju, która ze względu na brak środków, była bardzo długo budowana - ostatnią wieżę skończono przed przyjazdem Jana Pawła II. Zza niej wychyla się już budowany właśnie wieżowiec, który ma być w przyszłości centrum rządowym.
Ten piękny dom stoi na rogu Plaza Murillo
Neoklasycystyczna katedra w La Paz
Drzwi i portal do katedry
Katedra, obecny budynek rządowy a z tyłu budowany nowy - nikt mi nie powie, że to dobrze wygląda...
Obok katedry stoi zgrabny pałac prezydencki z wiszącymi na fasadzie trzema flagami: boliwijską w środku, z lewej - ludów indiańskich Ameryki Południowej, z prawej - wybrzeża boliwijskiego, które Boliwia utraciła w wojnie z Chile, ale ciągle nie może tego przeboleć – mocno to podkopało możliwości transportowe Brazylii, powiązane z przemysłem wydobywczym.
Pałac prezydencki
Na drugiej pierzei rynku stoi, zbudowany w stylu kolonialnym, gmach parlamentu a środek placu zajmuje pomnik Murilla i… masa gołębi. Kłębią się na ziemi, siadają ludziom na ramionach, przelatują jak bombowce tuż nad głową. Zdają się dominować na tym placu – może właśnie taki jest bezpośredni skutek protestu lekarzy i odcięcia tej części miasta od reszty miasta.
Parlament w La Paz
Plac Murillo z pomnikiem poświęconym bohaterom wojennym
Stada gołębi zamieszkują Plaza Murillo w stolicy Boliwii
Przejazd autokarem do naszego hotelu uświadomił nam, jak duży smog panuje zwykle w tym mieście. Ciasne uliczki, ciągnące się pod górę, zatrzmują spaliny między gęsto zabudowanymi budynkami. Stare samochody, bo takie głównie tu jeżdżą, ledwo posuwają się, wypuszczają kłęby dymu prosto w twarze siedzących na trotuarze kobiety, sprzedających produkty prosto z ulicy. Niektóre, z małymi dziećmi, stoją całe dnie przy swoich straganach. Nasz autobus nie mógł podjechać pod górę i opuściliśmy go, aby na piechotę podejść do hotelu i okazało się to niezbyt miłym doświadczeniem
Strome uliczki, po których jeżdżą stare samochody, obsiadły stragany
Taki ładny autobus mieliśmy a nie mógł podjachać pod górkę
Typowa ulica La Paz
Po krótkim odpoczynku w hotelu ruszyliśmy znowu na poznawanie miasta na piechotę. Przewodniczka zaprowadziła nas na „ulicę czarownic” Calle de las Brujas, która na szczęście była w pobliżu. Krótką boczną uliczkę, wypełnioną sklepikami z różnorodnym towarem, skierowanym nie tylko do turystów, nazywa się tak ze względu na możliwość nabycia tu ziół i indiańskich amuletów. Sprzedawane są tu m.in. zasuszone embriony lamy, które podobno posiadają wielką moc i gwarantują szczęście i pieniądze...
Ulica czarownic w La Paz
Sklep z indiańskimi amuletami i ziołami
Najbardziej poruszające są tu mumie embrionów lam, które mają gwarantować szczęście i pomyślność. Przy nich herbatki i cukierki z koki to coś tu całkiem zwyczajnego
Oczywiście spenetrowaliśmy kilka takich sklepików, zwracając najpierw uwagę na folklorystyczną stronę ekspozycji a później ruszyłyśmy w bój, t.j. poddałyśmy się szaleństwu zakupów.
Calle de las Brujas - sklep z amuletami
Stragany, poza poszukiwanymi tutaj herbatą i cukierkami z koką, wypełnione były regionalnymi pamiątkami z kolorowymi swetrami, ponczami, szalikami i czapkami na czele. Trafił się też sklep firmowy z wyrobami z alpaki. Ja skoncentrowałam się na kupnie bardzo tanich T-shirtów, czapeczki dla wnuczka Jureczka (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że szykuje mi się nowy wnuczek, a teraz wygląda na to, że będzie to raczej czapeczka dla Krzysia), szalików z alpaki i jakiś innych drobiazgów.
Sklepy oferują kolorowe ubrania, głównie swetry, poncza, szaliki, czapki...
ciepłe i milutkie narzuty i kilimy
tradycyjne i bardziej współczesne
śliczne ubranka dla dzieci i regionalne lalki
W przerwie miedzy kolejnymi zakupami wpadłyśmy na chwilę na plac, przy którym mieści się najstarszy zabytek tego miasta - bazylika św. Franciszka z XVIII wieku Jej wspaniale udekorowana różnymi kamiennym płaskorzeźbami fasada robi wrażenie. Tłum, stojący na placu trochę nas powstrzymał przed dalszym zwiedzaniem, gdyż nasza przewodniczka ostrzegała, aby uważać na złodziei i na wszelki wypadek nie chodzić po mieście samodzielnie, gdyż bywa tu niebezpiecznie dla turystów. My nie spotkałyśmy się z żadnymi przykrymi sytuacjami, za to udało nam się zdobyć kilka fotek boliwijskich chilitas w tradycyjnych strojach.
Bazylika św. Franciszka
Klasztor
Bogato zdobiony kamiennymi rzeźbami portal bazyliki
Tradycyjnie ubrane chilitas
Chilitas na Plaza Murillo
Tiahuanaco - największe w Ameryce Południowej stanowisko archeologiczne
Powrót do strony głównej o Ameryce Południowej
Powrót do strony głównej o podróżach