Następny dzień przyniósł nam całkiem owe doznania, chociaż też zwiedzaliśmy twierdzę. Wyruszyliśmy tym razem na wschód, do Sudaku. Miasto w czasie swojej historii przechodziło wiele razy z rąk do rąk: panowali tu Bizantyjczycy, Turcy, Rosjanie – miasto było bowiem łakomym kąskiem ze względu na potężną twierdzę, wznoszącą się na wzgórzu.
Obecne pozostałości twierdzy są w znacznej mierze rekonstrukcją. Mury obronne i baszty zajmują wieki obszar i rozprzestrzenione są po całym wzgórzu. Za murami skały spadają w dół głęboką przepaścią.
Twierdza w Sudaku
Za murami twierdzy otwiera się przepaść w kierunku morza
Twierdza zbudowana została przez konsulów genueńskich w XIV – XV wieku. Prowadzi do niej barbakan z bramą i dwiema basztami. Po przekroczeniu rozpościera się widok na cały obszar dawnej twierdzy, obecnie pusty, otoczony długim sznurem murów obronnych. Niegdyś były tu ulice, domy, kościoły. Zostało z nich niewiele, zaledwie kilka ruin: meczet, cerkiew, ruiny kościoła, cysterna. Ale prawdopodobnie, gdyby teren ten był zabudowany, nie robił takiego wrażenia, jak obecnie, gdyż dzięki tej pustej, skalistej przestrzeni w środku widać cały ogrom dawnej warowni. Mury mają długość 2 kilometrów i grubość 2 metrów. Aż chce się po tych murach polatać i podziwiać widoczne z nich miasto z jednej strony i niebieściutkie Morze Czarne z drugiej. Mury przetykane są kilkunastoma wieżami o wysokości 15 metrów.
Brama z basztami
Twierdza w Sudaku zajmuje bardzo rozległy teren
Brama wjazdowa widoczna z góry twierdzy
Mury obronne ciągną się przez dwa kilometry
Przeplata je kilkanaście wież zachowanych w różnym stanie
W takim miejscu przyjemnie się spaceruje
Ze szczytu twierdzy dobrze widać okalające Sudak góry...
i miasto
Z drugiej strony otwiera się piękny widok na Morze Czarne
Na szczycie wzgórza stał zamek, na który obecnie składa się cytadela, zamek konsula i 3 wieże. W pomieszczeniu muzealnym można oglądać ocalałe freski, nagrobek konsula, wykopane przez archeologów naczynia oraz ekspozycję zdjęć pokazujących etapy rekonstrukcji twierdzy.
Twierdza była siedzibą genueńskiego konsula
Zamek konsula
Sala muzealna
Z lewej nagrobek konsula
Spacerując po terenie ruin przyglądaliśmy się drzewkom udekorowanym kolorowymi skrawkami papieru i plastiku. Są to swoiste pamiątki przybywających tu Karaimów. Spotyka się je w paru miejscach na Krymie, gdzie Karaimi zwykli pielgrzymować.
Z najwyższego miejsca wzgórza zachwycił nas wspaniały widok na wysokie brzegi półwyspu i piękne zatoki miejsca, które nazwano Nowym Światem.
I wkrótce tam pojechaliśmy malowniczą trasą nadmorską.
Wspaniały Nowy Świat, do którego jedziemy...
po pożegnaniu twierdzy
Nowy Świat jest rezerwatem botanicznym, jako że rośnie tu wiele endemitów, w tym reliktowa sosna Stankiewicza. Miejsce ma ciepły mikroklimat dzięki trzem zatokom wcinającym się w morze o jakże trafnych nazwach: Zielona, Sina i Błękitna, okolonych wysokim półwyspem i górą Sokół. A przede wszystkim jest przepiękne i spacer Carską Ścieżką na koniec półwyspu dostarcza niezapomnianych widoków. Idzie się wśród kwitnących i pachnących stepowych połaci a z trzech stron okala je różnokolorowe morze, nad którym wiszą poszarpane klify. Coś pięknego!
Idziemy na spacer w rezerwacie Nowy Świat wzdłuż zatoki Sinej, nad którą dominuje góra Sokół
Góra Sokół
Z drugiej strony półwyspu błękitnieje zatoka Błękitna
Szlak ma sugestywną nazwę Carska Ścieżka
Przybrzeżny rezerwat botaniczny chroni wiele endemitów wśród porastającej go roślinności iglastej i stepowej
Wśród nich jest sosna Stankiewicza,...
i kolorowe kwiaty stepowe
Skalisty przylądek zamieszkują mewy
Zatoka Sina
Zatoka Błękitna
Po morzu pływają jachty z rozłożonym daszkiem, chroniącym przed słońcem...
oraz statki spacerowe, oferujące kąpiel w zatokach
Byliśmy zachwyceni tym miejscem
Staś na przylądku Nowy Świat
W oddali widać, rozłożony nad kolejną zatoką, Sudak
Ale zanim odbyliśmy ten wspaniały spacer, zatrzymaliśmy się w okolicznym miasteczku, słynącym z krymskiego szampana. Nad brzegiem Zatoki Zielonej znajduje się zakład produkujący wina musujące „Nowy Świat”, założony przez księcia Golicyna w II połowie XIX wieku. W Muzeum Winiarstwa można dokonać ich degustacji i nabyć je w pobliskim sklepie.
Przeznaczony na odpoczynek czas wolny przeznaczyliśmy na spacer wybrzeżem zatoki, urozmaicony moczeniem nóg w wodzie i obserwacją krabów.
Zatoka Zielona Nowego Światu
Po południu czekała nas jeszcze jedna atrakcja - wieczór regionalny w tatarskim domu. W miejscowości Stary Krym, pierwszej stolicy Chanatu Krymskiego, gdzie mieszka duża część Tatarów, którzy zdecydowali się na powrót na Ojczyzny łono, ugoszczono nas w domu czym chata bogata: tradycyjną tatarską zupą, daniem mięsnym, bardzo słodkim deserem, surówkami i owocami. Mogliśmy też zdegustować domowego wina – chociaż Koran zabrania muzułmanom picia alkoholu, a wszyscy Tatarzy deklarują taka wiarę, nie rezygnują z pędzenia własnych napojów o niewielkiej ilości alkoholu. Niestety nawet mały procent alkoholu pity na litry daje negatywne skutki, co mogliśmy zaobserwować u pewnego pana, który dał nam się już poznać w samolocie. Być może, że siłę alkoholu wzmocniły jeszcze silne męskie hormony, w każdym razie pan poczuł się jak turecki basza w haremie i czynił nieco nachalne awanse umilającym nasz obiad paniom.
Gospodyni uraczyła nas nie tylko kulinarną ucztą, ale również opowiedziała nam w skrócie o ostatnich dziejach krymskich Tatarów i ich problemach z odnalezieniem się po powrocie do dawnych miejsc rodzinnych. Mówiła o tragedii przesiedlenia i jej skutkach w postaci wynarodowienia. I o tym, że jest grupka Tatarów, którzy chcą uchronić od zapomnienia dawną tatarską kulturę i obyczajowość. Założyli stowarzyszenie i starają się odtworzyć zapomniane dawne rodzaje sztuki, jak muzykę i taniec oraz tradycyjne stroje. Przy okazji wspomnę, że to co okazało się najtrwalsze, to tatarskie słownictwo, które funkcjonuje do dziś jako nazwy własne gór, terenów stepowych i wielu miejscowości na Krymie.
Jej siostra grała na fortepianie melodie tatarskie, ale również ukraińskie i polskie. Przywitała nas tradycyjną pieśnią „Dobrze, żeście przyszli”. Rozśpiewała nas wszystkich rosyjską „Kalinką”, ukraińską dumką „Hej sokoły”, krakowiakiem i „Góralem”, co to mu żal. Od razu poczuliśmy internacjonalistyczną więź, dużo bardziej niż za socjalistycznych czasów przymusowej przyjaźni między „bratnimi narodami”. Chwilę nostalgii przeżyliśmy słuchając wierszy tatarskich poetów.
Ale prawdziwym majstersztykiem był popis taneczny. Pani domu wystąpiła we wspaniałych, haftowanych aksamitnych sukniach z fezem na włosach. Zademonstrowała nam kilka tańców tatarskich z repertuaru dojrzałej kobiety, w których zachwycała pełną powagi i godności postawą, czarującym wyrazem twarzy i finezyjnymi ruchami rąk - każdy ich gest ma określony kod znaczeniowy.
A potem zjawiły się młode hurysy... Naprawdę! Jakby żywcem wzięte z haremu. Dwie dziewczyny zatańczyły tańce, wykonywane przez niewolnice z haremu z taką werwą i profesjonalizmem, że niech się schowa pani artystka, która wykonywała taniec brzucha w renomowanej restauracji w Maroku. Co to znaczy młodość i uroda – są niezastąpione!
Jedna z nich, około dwudziestoletnia studentka, odziana w złoty staniczek i czerwoną muślinową spódnicę, przyozdobione dźwięczącymi monetami, zatańczyła taniec pełen gestów i ukrytych treści a po zmianie stroju na czarny i osłonięciu twarzy tajemniczo czarczafem wykonała taniec kusicielki, jakim branka starała się rozkochać chana. Wykonała - to za mało powiedziane. Ona go roztoczyła przed naszymi zmysłami i oczyma, jakby nas czarowała. Takiej kwintesencji powabu i zmysłowości, ale czystej, bez żadnej obsceniczności, nie widziałam nigdy. Najlepszy dowód, że zachwyceni byli nie tylko panowie, ale też i panie. Bez żadnej zawiści, może jedynie z lekkim żalem, że one tak nie potrafią ;)
Druga dziewczynka, zaledwie czternastoletnia, ubrana w szafirowy kaftanik i szarawary, też ozdobione pasem z monetami, porwała nas tańcem brzucha, wytańczonym z takim „czadem”, że ręce same składały się do oklasków.
Pytałam panie po zakończeniu występu, czy zgadzają się, abym ich zdjęcia zamieściła na mojej stronie internetowej. Zgodziły się. Młode dziewczyny pochwalone przeze mnie za taniec stwierdziły skromnie, że one się dopiero uczą. No to co będzie, gdy już osiągną profesjonalizm?
Tancerki tatarskie
No i Staś dał się oczarować!
Dzień VI - Wielki Kanion i Aj Petri
Powrót do strony o Krymie
Powrót do strony głównej o podróżach