Przez pryzmat lat

baner górny

Kocie historie

    Prążek - kot marzeń

Prążek i Łobuz

    Przyjechały do nas na wiosnę 2004 r. w wiklinowym koszyku o wiele za dużym, jak na takie dwa małe sześciotygodniowe kociaki. Asia, która je wiozła, trzymając koszyk na kolanach, popatrzyła na mnie bojaźliwie, jak zareaguję na jej zadrapane ręce – widocznie przerażone podróżą kotki wysuwały przez dziury w wiklinie ostre, cieniutkie pazurki. Nie zareagowałam nerwowo, usprawiedliwiając je: „To przecież przerażone maleństwa, oderwane od matki i więzione przez nieznanych im ludzi”. Asia odetchnęła z widoczną ulgą, ale była lekko zdziwiona moim zachowaniem - bardzo długo opierałam się pomysłowi wzięcia kota do domu, głównie ze względu na alergię dzieci, ale też ze względu na moje młodzieńcze przeżycia i doświadczenia z Kamą – niezależną kotką górską. Uważałam, że nie wolno zwierząt męczyć, trzymając je w zamkniętym domu, że powinny mieć możliwość życia na swobodzie. I dopiero, gdy zamieszkaliśmy w domku z ogródkiem, a u dzieci, po osiągnięciu pełnoletności, objawy alergiczne zmniejszyły się, zgodziłam się na wzięcie do domu kota. Tym samym wieloletnie marzenie Asi mogło się wreszcie spełnić.


Uwolniliśmy kotki z koszyka i dwa puchate, popielate kłębuszki zaczęły z zaciekawieniem penetrować nowe dla nich miejsce. Były prześliczne a małe, złociste oczka patrzyły na nas z zaciekawieniem. Bardzo podobne do siebie, różniły się tym, że jeden miał ciemniejsze prążki na łapkach i końcu ogonka (dlatego został nazwany Prążkiem) a drugi miał futerko przecudnej miękkości, jedwabiste i przechodzące w kierunku nasady włosa w jasną szarość, prawie do bieli. No i był bardzo rozbrykany, więc pasowało do niego imię Łobuz. Kotki były takie śliczne i nietypowe, gdyż ich mama Czarnulka była lśniąco – czarną koteczką a tata Popiołek kotem półkrwi Rosyjskim Niebieskim. Dostaliśmy je od przyjaciela syna, Piotrka. Prążek wybrał Asię sam, ładując się, przy pierwszym spotkaniu, na jej kolana i mrucząc. Moją uwagę przykuł Łobuz, który, jak szalony, latał za sznurkiem. „Jakie on ma milutkie futerko” - zachwyciłam się. Ale Asia od razy polubiła Prążka i wybrała jego.

Gdy kotki skończyły 6 tygodni, Asia z bratem pojechali po Prążka, a wtedy Łobuz tak spodobał się Stasiowi, że nabrali ochoty na zabranie ich obu. Już wcześniej dzieci robiły podchody, mówiąc, że dwa koty chowają się lepiej niż jeden. „Jak nie będzie nas długo w domu, jednemu kotu będzie się nudziło”. Nie musieli mnie długo urabiać. Stwierdziłam, że jak bierzemy jednego, to już drugi nie stanowi większej różnicy, i tak cały dom będzie postawiony na głowie. Asia dziwiła się mówiąc:
„A co może aż tak wpłynąć na nasze życie domowe? Przecież kot nie jest tak kłopotliwy, jak pies. Nie trzeba go wyprowadzać, wystarczy dać jeść i sprzątnąć kuwetę”. Wkrótce sama się przekonała, jak to jest naprawdę.

Zaraz po przyjeździe Prążek zwymiotował na podłogę jakieś wielkie kawały tłustego mięsa. Asia znowu zerknęła na mnie, a ja zawołałam: „Jaki biedny mały kotek! A kto cię nakarmił takim niestrawnym jedzeniem?” (Jak potem poznaliśmy żarłoczność Prążka, to prawdopodobnie sam się nakarmił posiłkiem przygotowanym dla jego rodziców).

Oczywiście od razu ustaliłam żelazne zasady, jakie mają obowiązywać nowych domowników i nas. Kotki mają spać w swoim pokoju na przygotowanych poduszkach i nie wchodzić do naszych sypialni. I już drugiego dnia sama tę zasadę złamałam. Kotki tak miauczały zamknięte same w pokoju, że zabraliśmy je do naszej sypialni. Tam ułożyły się spokojnie i zasnęły. A wkrótce potem wylądowały na łóżkach. I tak już zostało.

Gdy kotki były małe, wszystko robiły wspólnie. Spały często razem, wtulone w siebie tak, że nie można było rozróżnić, która noga należy do którego kota, razem wychodziły do ogródka. Zatkałam wszystkie otwory pod płotem, aby maleństwa nie mogły opuścić naszego ogrodu. Tu odbywały się wspólne szaleństwa: bieganie po krzakach, mocowanie, wspinanie po drzewach, „polowanie” na ryby w oczku wodnym i zabawy witką – wtedy zauważyliśmy różnicę w zachowaniu kotów. Zabawa polegała na tym, że brałam do ręki giętką witkę i obracałam się z nią szybko w koło, ciągnąc ją po trawie, a koty na nią polowały. Łobuz latał za witką w kółko, okrążając mnie i próbując ją dogonić. Zmachał się przy tym setnie. A Prążek spokojnie stał w jednym miejscu i, gdy witka przelatywała koło niego, robił szybki wypad w jej kierunku – jeden ruch łapą – i dotykał końca patyka. Robił to z uwagą i ze stoickim spokojem. Łobuz kiedyś w końcu doganiał witkę i entuzjazmował się tym, ale do tego czasu Prążek osiągał to kilkakrotnie. No i nikt mi nie powie, że Prążek nie obserwował patyka, wyciągając z tego wnioski! Nie dawał się tylko ponieść instynktowi, jak było to w przypadku żywiołowego Łobuza. Odtąd zaczęłam mówić o Prążku, jako o kocim filozofie ;)

przytulone kotki   bracia śpiący razem
Łobuz i Prążek często spali razem, wtuleni w siebie

Prążek zwiedza ogródek
Prążek zwiedza ogródek

Prążutek    w wodzie
Prążek "łapie ryby"

w karmniku        Prążek
"To chyba postawiono specjalnie z myślą o mnie"

Łobuz Prążek tamaryszek   z tamaryszkiem
Ciekawe, kto silniejszy: kot czy tamaryszek?

Łobuz Prążek na ogródku   zwarcie
Potrenujemy?

Łobuz Prążek mocują się   zapasy
To nie walka, to braterskie zapasy

odpoczynek po zawodach   na kanapie
Który z nas zwyciężył?
Koniec walki, można pobawić się czymś innym

Łobuz  i Prążek z witką   zabawa witką
Zabawa witką

Łobuz  i Prążek z witką   z witką

Latem wyjechaliśmy na krótkie wakacje, zostawiając małe kotki pod opieką mojej siostry. Iwonka ma ogród z bezpośrednim wyjściem na dziki teren i bała się wypuszczać koty swobodnie na dwór, więc wyprowadzała je na smyczy, doświadczając emocji, gdy każdy z nich chciał w tym samym czasie wspinać się na inne drzewo. Kto nie chował dwóch małych, pełnych energii zwierzaków, ten nie wie, co to znaczy.

na kanapie   u Iwonki
Na kanapie u Iwonki - zabawa papierkami po cukierkach

młode kotki   słodkie kotki
Słodkie maleństwa

Koty szybko zawojowały nas. Wspólne zabawy w ogródku były częstym tematem naszych rozmów a nasi nowi członkowie rodziny wdzięcznymi obiektami fotograficznymi. Najbardziej lubił ich filmować syn. Wszystko, co wiązało się z kotkami było ekscytujące: pierwsze spotkanie z kotem sąsiadki, obwąchiwanie trzmiela, wspinanie się po ażurowych szufladach szafy, pierwszy wyjście na śnieg, wspólne mycie podłogi mopem (Prążek wsadzał łapki do wiaderka i dziwił się, że jest tam woda a Łobuz latał za mopem, ślizgając się po podłodze). Kotki nie sprawiały też większych kłopotów: od pierwszego dnia pobytu korzystały z kuwety, nie wspinały się po firankach, nie drapały mebli, może dlatego, że wychodziły do ogródka i miały siebie, więc się nie nudziły. W ogóle stwierdziliśmy, że lepiej jest posiadać dwa koty, niż jednego – radości było dwa razy więcej, ale kłopotów mniej. I wszystkim znajomym takie rozwiązanie polecaliśmy.

Prążek i Łobuz na kanapce   podgryzanie witki
Zabawa witką na kanapce

Prążek i Łobuz na kanapce   Prążek
Zabawa witką na kanapce

Asia z Prążkiem        Prążek
Prążek był kotem Asi

Prążek i Diuk   Prążek i Diuk
Prążek poznaje sąsiada Diuka

Prążek z mopem   przy kranie
Prążek pomaga myć podłogę; skąd ciecze woda?

Prążek z myszką   zabawa
Prążek bawi się myszką

Prążek wchodzi na szafę   Prążek w szufladzie   Prążek na szafie
Sesja fotograficzna z Prążkiem: zabawa na szafie (w II roku życia)

Szybko też okazało się, że koty, chociaż bracia , posiadają zupełnie różne temperamenty. Prążek był kotkiem spokojniejszym od brata i odważniejszym, ale też bardziej bystrym. Często spokojnie obserwował, co dzieje się wokół niego i szybko przyswajał sobie informacje o otoczeniu.Lubił asystować mi w kuchni podczas gotowania, leżąc na szafce i kontrolując każdy mój ruch. Bardzo lubił jeść i zawsze zjadał swoją porcję szybciej od brata,toteż dostawał zwykle więcej jedzenia, aby Łobuz miał czas na dokończenie swojej porcji. Toteż wyrósł Prążek na dużego kota, który samą swą postawą wzbudzał respekt wśród kociego towarzystwa. Ale tylko postawą, gdyż wyraz pyszczka miał łagodny a charakter stoicki, nastawiany pokojowo do przedstawicieli swego gatunku.

Prążek na blacie   Prążek w kuchni
Prążek asystował mi w czasie pracy w kuchni - wszystko było bardzo ciekawe.
>
Prążek i Staś   Prążek filozof
Koci filozof lubił też przesiadywać ze Stasiem

Nasza sielanka trwała do jesieni, gdy kotki podrosły na tyle, aby wspiąć się na płot. Od tego momentu zaczęły poznawać okolicę poza nasza posesją i straciliśmy kontrolę nad tym, gdzie chodzą. Na początku wychodziły na krótko – pół godziny – i wracały podekscytowane. Potem ich wycieczki były coraz dłuższe i dalsze – czasem Iwonka dzwoniła do mnie, że widzi je na swoim ogrodzie, a stamtąd był już tylko krok na dziki teren, obrośnięty malinami, głogiem i zagajnikiem.

Ponieważ rok wcześniej zaginęły w tajemniczych okolicznościach koty, które mieszkały na naszym osiedlu, obawiałam się tych wypraw w nieznane, ale co mogłam zrobić? Zadecydowaliśmy, że nasze koty będą żyły pełnią kociego życia, że będą swobodne. Podjęliśmy tę decyzję wspólnie, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństw, które na nie czyhają i znając statystyki, że koty wychodzące żyją średnio 2 – 3 lata. Dlatego każde ich wyjście kontrolowałam czasowo i, gdy nie pokazywały się zbyt długo, wołałam je. Moje „Łobuz, Prążek, kici, kici, kici” często było słyszane na osiedlu i szybko uzyskałam ugruntowaną opinię kociej mamy.

Na szczęście koty wracały na noc do domu. Ale czasem zdarzało się, że nadchodził zmrok a ich nie było – wtedy wychodziłam za nasze osiedle na dziki teren i tam je nawoływałam. Raz spotkałam pod krzakami Prążka – cały podekscytowany, drżący, podszedł do mnie, połasił się i wrócił pod krzak, skąd dobiegały jakieś szelesty. Pamiętam to wspaniałe wrażenie, gdy obserwowałam, jak Prążek jest w takiej chwili szczęśliwy.

Z uwagi na to, że baliśmy się o nasze koty, każdy ich powrót do domu wywoływał u nas wielką radość, na którą one reagowały podobnie. Witaliśmy się entuzjastycznie, koty łasiły się i mruczały i dopiero po powitaniu zabierały się za konsumpcję – Prążek zjadał wszystko błyskawicznie i szedł spać na fotel lub do piwnicy, gdzie miał spokój i ciszę.

Prążek Spi
Prążek śpi

Prążek śpi   sen

Prążek śpi na łosiu   sen na losiu
Czasem dobrze jest się do kogoś przytulić...

obudzony   sen
"No i czemu nas obudziliście?"

Nocami Łobuz i Prążek zwykły sypiać na naszym małżeńskim łożu, Łobuz przytulony do mnie i przykryty kołdrą (czasem właził pod nią cały) a Prążek na kołdrze na środku łóżka, albo między nogami męża. Bywało, że obydwa rozwalały się na samym środku kołdry a my spaliśmy z mężem na brzegach łóżka, starając się jakoś okryć resztkami kołdry, a czasem trzeba było kotki delikatnie (aby nie budzić licha) przesuwać, gdy chcieliśmy zmienić pozycję snu. Prążek budził się, gdy wstawała Asia, czekał na nią pod łazienką i potem zamykali się na jakiś czas w jej pokoju na poranne pieszczotki. Wtedy zachwycony kot mruczał i łasił się. Asia i Prążek pasowali do siebie temperamentem i pokochali się – przecież Prążek był spełnieniem Asi marzenia o posiadaniu własnego zwierzaczka. I do tego był taki piękny i słodki... Wyrósł na wspaniałe zwierzę o popielatej, puchatej sierści i słodkim wyrazie pyszczka.

piękny Prążek   w Asi pokoju
Piękny i łagodny Prążek - tu w Asi pokoju

Prążek w łóżku
Sielanka - Prążek na Asi łóżku

Asia z Prążkiem
Prążek był wymarzonym kotem Asi

Prążek   Prążek   Prążek
Prążek wyrósł na dużego, pięknego i mądrego kota

Do mnie Prążek rzadko przychodził na pieszczoty, odkąd kilka razy spotkał obok mnie Łobuza. Pewnego razu Prążek z rozkosznym pomrukiem wskoczył na moje łóżko i zatrzymał się skonsternowany, gdy zobaczył tam przytulonego do mnie Łobuza. A raz położył się koło mnie na kołdrze, ucieszony, że znalazł się u mnie pierwszy a tu... spod kołdry wychodzi Łobuz. Za każdym razem Prążek wtedy odchodził, ustępując miejsca bratu. Gdy Prążek, już starszy, lubił udawać się na dzienny odpoczynek do piwnicy, schodziłam tam za nim, aby go przed spaniem wygłaskać i wynagrodzić mu to, że to Łobuz grał u mnie pierwsze skrzypce. Prążek patrzył na mnie mądrymi oczami, jakby chciał mi powiedzieć, że rozumie i nie ma do mnie żalu. Tak więc Prążek został zdecydowanie kotem Asi.

Z czasem koty podzieliły się i dyżurowały w domu na zmianę – gdy jeden wracał ze spaceru, drugi wychodził. Bracia nigdy nie rywalizowali ze sobą i nie znaczyli swego terenu w domu, mimo że byli niewysterylizowanymi samcami. Cały czas darzyli się miłością i przywiązaniem – gdy spotykali się w domu po swoich wędrówkach, obwąchiwali się i lizali po pyszczkach, choć trzeba przyznać, że emocjonalny Łobuz bardziej był wylewny niż stateczny Prążek. Za to Prążek robił czasem za ochroniarza. Gdy zdarzało się czasem, że na naszym ogródku pojawiał się intruz i Łobuz wdawał się z nim w utarczkę słowną, dołączał do brata Prążek, całkowicie spokojny, i to wystarczało. Z potężnej postawy Prążka biła „siła spokoju”, która działała lepiej, niż buńczuczne zachowanie Łobuza.

wyjście na spacer
Zmiana warty

siła spokoju
Prążek - siła spokoju

Ale spokojny Prążek też miewał czasem zaskakujące przygody. Gdy miał 1,5 roku zastaliśmy go raz na dachu domu sąsiadki. Było to we Wszystkich Świętych – wracaliśmy z cmentarzy, wysiedliśmy z samochodu i słyszymy rozpaczliwe miauczenie. Rozglądamy się i widzimy naszego kota na daszku nad wejściem do domu sąsiadki. Jak się tam dostał, nie mam pojęcia. Dom nie był obrośnięty bluszczem, drzewo rosło dość daleko od dachu, jedyne co przyszło mi na myśl, to przypuszczenie, że kot wszedł do domu sąsiadki i dostał się na daszek przez okno.
Dzwonię więc do drzwi sąsiadki – nie otwiera. Furtka od posesji też zamknięta. Jak dostać się do zwierzaka, który stoi na brzegu dachu i woła pomocy? Nie wiadomo, kiedy wróci sąsiadka, bo jest święto... Zagadałam do Prążka uspokajająco i skierowałam się do domu po drabinę. Jak tylko odwróciłam się od kota, ten, myśląc, że go opuszczam, zamiauczał jeszcze głośniej i przysunął na skraj dachu. Potem przymierzał się przez chwilę do skoku i dzielnie sfrunął z dachu. Z podniesionym ogonem oraz wyrazem urazy na pyszczku poszedł za mną do domu.

Druga przygoda zdarzyła się Prążkowi w czasie drugich wakacji, gdy zostawiliśmy nasze koty pod opieką Iwonki. Prążek nie wrócił na noc do domu, więc Iwonka następnego dnia czekała na niego w naszym domu rano i wieczorem do późnych godzin nocnych. Bez skutku. Trzeciego dni widziała go na ulicy. Prążek szedł niedaleko domu a Łobuz leciał za nim galopem miaucząc tęsknie. Prążek odwrócił się, popatrzył na brata, ale poszedł dalej. Tak było cztery dni i już chciałam wracać z Sudetów, stopowana trochę przez moją rodzinę na zasadzie „Co się martwisz. Żyje? Żyje. Iwona go widziała. No więc kiedyś wróci”.
I nagle piątego dnia rano budzi mnie sms:
„Postanowiłem wziąć sprawę w swoje łapki, bo jakoś nie mogliśmy się spotkać z Iwonką. Obudzilem więc ją o 4 rano, miaucząc pod jej oknem. Teraz zajadam kiełbasę. Dobrze jest wrócić do domu, wszyscy są dla mnie tacy mili. Nie wiem tylko, czemu Iwonka płacze, przecież chyba powinna się cieszyć. Prążutek podróżnik”.
Zadzwoniłam więc do siostry po dokładniejszą relację a ona do mnie:
„Ty wiesz co ja przyżyłam?! O 4 rano obudziło mnie głośne miauczenie kota. Wyglądam przez okno i widzę Łobuza, którego przecież zamknęłam na noc w waszym domu. Wpuściłam go więc, nasypałam mu jedzenia do miski i biegiem do waszego domu. Jedno co mi przyszło do głowy to to, że ktoś się do was włamał i wystraszył kota, który przyleciał do mnie. Przychodzę do was, drzwi zamknięte, a z góry schodzi zaspany Łobuz. Dopiero wtedy zrozumiałam, że to Prążek. Poleciałam więc do siebie, wygłaskałam go, a on tak się łasił i miauczał, że aż babcia się obudziła i teraz mu podgrzewa mleczko. Schudł strasznie przez te cztery dni i dlatego myślałam, że to Łobuz. Ale jaki to mądry kot, usadowił się prosto pod moim oknem. Skąd on wiedział, które to jest okno od mojej sypialni?”
No cóż, Prążek był naprawdę mądrym kotem.

Prążek na ogródku   Prążek pod kanapką
Prążek na ogródku w II-gim roku życia

Spokojny, zrównoważony i łagodny Prążek kilkakrotnie dawał dowody swojej inteligencji. Pisałam już o jego zachowaniu, gdy Łobuz nie zagrzebał swoich odchodów w kuwecie. Prążek stał obok i czekał na niego. Łobuz grzebnął niedbale w żwirku, tak że ten nie doleciał do kupy, podrapał parę razy ścianę koło kuwety, wyszedł z pojemnika, zamiótł łapą podłogę i odszedł, nie oglądając się za siebie. Kupa pozostała niezakryta. A Prążek patrzył na miotającego się Łobuza z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia w oczach i jakby politowania: „Co robi ten mój brat, niedojda?”. I wszedł do kuwety i dwoma celnymi pociągnięciami łapy zagrzebał odchody swego gapowatego brata. Tego wyrazu oczu Prążka i jego natychmiastowej reakcji nie zapomnę.

Innym przykładem inteligencji Prążka była zabawa w wiązanie i rozwiązywanie wstążeczki, którą mocowałyśmy w kuchni na gałkach od szafek. Koty stawały słupka, raz Łobuz, raz Prążek i dotąd pociągały zębami lub pazurkami za wstążeczkę, aż spadała na ziemię. Wtedy spokojnie czekały, aż powiesimy sznurek znowu, patrząc uważnie i zabawa zaczynała się od początku. Dalszym, trudniejszym etapem zabawy było wiązanie wstążeczki na gałce na supełek. Łobuz ciągnął tylko za wstążeczkę i, gdy była mocno zawiązana, długo nie mógł jej ściągnąć, gdyż supełek przesuwał się wolno w kierunku jednego końca - gdy kotek złapał czasem za drugi koniec, psuł sobie robotę. Na jego korzyść należy zaliczyć to, że nigdy nie tracił cierpliwości i zawsze osiągał wreszcie, że sznurek spadał. A co robił w tej sytuacji Prążek? Prążek wtedy wsadzał pazurek w węzełek i tak nim manipulował, że węzeł się rozluźniał. Wówczas kot pociągał za niego łapką lub zębami, węzeł się rozsupływał i sznurek spadał sam, bez dodatkowego szarpania. I nikt tego Prążka nie uczył – sam to wykombinował, patrząc, jak wiążemy sznurek na gałce.

zabawa ze wstążką   Prążek łapie wstążkę   Łobuz obserwuje
Prążek łapie wstążeczkę a Łobuz obserwuje zabawę

Prążek kombinuje   ze sznurkiem   co z tym zrobić
Prążek kombinuje co zrobić

Prążek ciągnie   uciekła mi   ja ją ściągnę!
Prążek ściąga wstążeczkę, zawiązaną na gałce

Gdy koty zaczęły drugi rok życia, ich spacery zajmowały coraz więcej czasu. Bałam się o nie, więc postanowiłam oznaczyć je obróżkami. Kupiłam aksamitne, szafirowe obróżki i wyhaftowałam na nich nasze dane adresowe. Obróżki posiadały gumki, aby zwierzęta mogły się od nich uwolnić, gdy zahaczą o jakąś gałąź. W pierwszej obróżce kotki chodziły około dwóch tygodni, a po zgubieniu trzeciej poddałam się. Po prostu obróżki się kotów nie trzymały.

na spacer
W drugim roku życia Prążek z bratem rzadko przebywali na naszym ogródku - pociągały je atrakcje dalszego świata

Na wiosnę Łobuz dwukrotnie wrócił ze spaceru z drutem owiniętym wkoło nóżki, a raz przyszedł z pętlą na szyjce. Był to cienki, miedziany drucik, który kotek widocznie sam przegryzł, aby uwolnić się z pułapki. Nie uznałam tego za zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Staś też stwierdził, że te wnyki nie wyglądają na groźne. Wiedziałam, że za naszym osiedlem ktoś zakłada wnyki na bażanty, które mieszkały tam w malinowym chruśniaku. Ale drucik był kruchy i łatwo łamał się przy poruszaniu. W lecie Łobuz już nie przychodził z resztkami wnyków, więc uznałam, że nauczył się je rozpoznawać i omijać.

Przyszła jesień, zima, spadł śnieg, a koty dłużej spały w domu, więc odetchnęłam trochę. W grudniu obchodziliśmy z mężem 25-tą rocznicę ślubu. Nasi przyjaciele, znając już nasze szaleństwo na punkcie kotów, kupili nam kilka prezentów, związanych z naszą pasją: drewniane rzeźbione koty, obraz z dwoma kotami. Było to bardzo miłe. A koty wąchały rzeźbę kota podejrzliwie...

koty z kotem  Prążek z rzeźbą
"Czy to nasz nowy koci kolega? Nie, to jakieś oszustwo"

Ale trzy dni przed Wigilią Łobuz nie wrócił do domu na noc. Postanowiłam poczekać na niego w salonie, gdyż był mróz i nie chciałam, aby spędził noc poza domem. Prążek też wrócił wtedy do domu późno i zasnął na fotelu, ale spał niespokojnie. Drzemałam, budząc się co jakiś czas, aby sprawdzić, czy Łobuz nie stoi pod drzwiami i zaobserwowałam coś dziwnego: Prążek stękał przez sen a nawet pomiaukiwał, jakby śniło mu się coś przykrego. Wtedy byłam już pewna, że z Łobuzkiem coś się stało i miałam wrażenie, że Prążek ma jakich kontakt mentalny z bratem i przeżywa coś razem z nim.

Przed świtem musiałam pójść do pracy, na szczęście tylko na pięć godzin. Prowadziłam lekcje, ale cały czas myślałam o Łobuzku i nie mogłam się doczekać końca zajęć. Wreszcie wróciłam z pracy i od razu skierowałam się na dziki teren za naszym osiedlem. Nawoływałam Łobuza i znalazłam go. Stał przy płocie sąsiada Iwonki, przytrzymywany przez linkę, która owinęła się dookoła jego szyi, na szczęście na tyle luźno, że kot mógł stać i leżeć. Ale nie mógł odejść od pułapki. Linka była tym razem nylonowa, dlatego zwierzę nie mogło jej przegryźć. Łobuz patrzy na mnie z popłochem i nawet zafuczał na mnie, jakby chciał mnie postraszyć. Ale gdy podeszłam do niego pomalutku, poznał mnie i zamiauczał żałośnie. Uwolniłam go z wnyków, podniosłam i przytuliłam do siebie. Trudno nawet wyrazić, jak byłam szczęśliwa, że znalazłam go żywego. Gdy przyjrzałam się miejscu, gdzie kotek spędził noc, zauważyłam spory dołek przy płocie. Łobuz widocznie próbował się przekopać pod płotem, myśląc chyba, że to ogrodzenie go uwięziło. I całe szczęście, bo gdyby nie zajął się ryciem zmrożonej ziemi, to może szarpałby się i pętla by się zacisnęła na jego szyjce.

Łobuz na śniegu
Łobuz na śniegu

Wygłaskałam Łobuza, aby się uspokoił i wpuściłam go do ogrodu sąsiada, a sama uskrzydlona radością wróciłam do domu drogą naokoło parkanu. W domu stwierdziłam, że w wolnej chwili muszę przeszukać teren, aby usunąć wnyki, bo teraz już kot nie ma szans, aby się sam uwolnić. Ale nie miałam czasu, gdyż wkrótce miały być święta: przede mną było sprzątanie, pieczenie itp. Jeszcze miałam wypadek z okularami, które rozgniotłam, robiąc na drutach sweter dla Asi „od Mikołaja” (okulary spadły na podłogę i zakryły je kawałki swetra a ja tego w pośpiechu nie zauważyłam) i straciłam kilka godzin na jazdę do optyka w celu ich naprawienia. W rezultacie nie zdążyłam przed świętami obejść całego dużego terenu za osiedlem, tylko wróciłam z nożyczkami w miejsce, gdzie był uwięziony Łobuz, aby zlikwidować nylonową żyłkę. Zauważyłam jeszcze jedną niedaleko i tyle. Gdybym wiedziała, co się stanie, nie szykowałabym świąt, tylko przeczołgała się przez cały porośnięty głogami i malinami teren! Ale przecież Łobuz przeżył całą noc z linką na szyi i nic mu się nie stało!

W wigilijny wieczór koty poszły na spacer i długo nie wracały. Akurat przeszła odwilż i nie dziwiłam się, że wybrały się na dłuższy spacer. Ale Łobuz wrócił wieczorem a po wyjściu gości zrobiło się tak jakoś dziwnie. Czekałyśmy z Asią na Prążka, siedząc same w pokoju i coraz bardziej się niepokoiłyśmy. W pewnym momencie Asia powiedziała:
„Jak mi smutno, tak jakoś strasznie...”
Było to przeczucie, że z jej ukochanym zwierzątkiem stało się coś złego. Gdybym wtedy poszła go poszukać... Czekaliśmy do 12-tej, w końcu postanowiliśmy iść spać, ale Asia jeszcze spytała:
„Chcesz iść go szukać, mogę dać Ci czołówkę”.
Ale nie zdecydowałam się. Myślałam, jaką mam małą szansę na znalezienia czarnego kota w czarną noc w zagajniku. Potem zastanawiałam się, czy wtedy mogłam jeszcze go ocalić...

Ale poczekałam do rana. Gdy około piątej zaczął padać deszcz, sprawdziłam, czy Prążka nie ma na tarasie. I już wtedy byłam pewna, że złapał się we wnyki. Jak tylko rozwidniło się, poszłam za osiedle. Jeszcze przed wyjściem syn spytał mnie radośnie:
„- I co koty mówiły w Wigilię?”.
„- Prążek nie wrócił. Idę go szukać”.

Najpierw sprawdziłam miejsce, gdzie uwięziony był Łobuz. Przeszłam wzdłuż całego płotu osiedla, wołając Prążka. Potem weszłam w głąb zagajnika. Im bardziej oddalałam się od płotu, tym więcej wnyków znajdywałam. Z przerażeniem obserwowałam, że są w miejscach, gdzie w śniegu zaznaczone były ślady kocich łapek. Koty zimą mają swoje ścieżki wydeptane w śniegu...

Ktoś polował na koty! Doszłam do parkanu magazynu budowlanego i tam pod siatką też uwiązane były wnyki.

W końcu zauważyłam Prążka. Wisiał wyciągnięty do tyłu na naprężonej żyłce, trzymającej go na uwięzi. Przednie łapki miał w powietrzu. Widać, że z całej siły ciągnął do tyłu, aby uwolnić się z linki, która złapała go za szyję. Skąd miał wiedzieć, że to nie sznureczek do zabawy, który rozwiąże się, gdy pociągnie za niego mocniej...

Złapałam go i położyłam przed sobą. Czy krew na wargach sugerowała, że kotek próbował linkę przegryźć? Był sztywny, ale ja próbowałam jeszcze coś zrobić. Zdjęłam pętlę, położyłam kota i poruszałam przednimi łapkami, aby naciskać na klatkę piersiową. Błagałam: „Prążek oddychaj!”. Ale wiedziałam, że jest już martwy. Siedziałam tak na ziemi z kotem na kolanach, wkładając go pod płaszcz i czekając na cud. Że może ogrzeje się i odżyje. Futerko miał całe mokre po tym porannym deszczu i był wychłodzony. Może ogrzeje się i da znak życia... Może mi się tylko wydaje, że nie oddycha... Ale kotek nie ruszał się. Ach, Prążku, gdybym tylko poszła szukać cię wczoraj... Gdyby nie Wigilia i goście... Gdyby nie te przygotowania świąteczne.... Gdyby nie ten bydlak, który urządził zasadzki na koty... Gdyby nie to, że Łobuz przeżył z pętlą na szyi, ty byś pewno żył. Kochany Prążku, przepraszam, przepraszam...

W końcu musiałam się ruszyć. Wzięłam mokrego kota na ręce i wróciłam do domu.
„- Znalazłaś go? Żywy czy martwy?” - spytał Staś, który otworzył mi drzwi, ale spojrzał na kota i zawołał do dzieci:
„- Dzieci, mamy już jednego kota”
i jakby nigdy nic zaordynował wyjazd na mszę. Był przecież dzień Bożego Narodzenia.
„- Nie, ja nie jadę, nie zostawię przecież Łobuza z Prążkiem... takim...” Mignęła mi ściągnięta twarz Asi. Wyglądała jak zamarła.

Zostałam w domu sama z kotami. Wysuszyłam Prążkowi futerko a Łobuz podszedł do niego ostrożnie z nastroszonym ogonem i podejrzliwie powąchał go. Nie wiedział, co się dzieje. Czy to mój brat? Dlaczego się nie rusza? Ale Prążek, nawet po ogrzaniu, nie ożył... Po powrocie rodziny włożyliśmy Prążka do wymoszczonego ręcznikiem pudełka i pojechaliśmy do lasu. Tam Asia pogłaskała go ostatni raz i pochowaliśmy go, zakopując głęboko. Córka trzymała się, zgodnie z danym mi kiedyś przyrzeczniem, że nie będzie płakać po kotach. Wymogłam to na niej, wredna matka, gdy prosiła o zgodę na wzięcie zwierzątka do domu. „Zwierzęta umierają wcześniej od ludzi, a zwłaszcza koty, które mogą chodzić swobodnie, tak, jak chcemy chować te nasze. Więc żebyś mi potem po nich nie płakała”. I przy nas Asia nie płakała. Ja tak, a Asia nie...

Tylko przez kilka następnych dni słyszałam, jak Asia cichutko szlocha, gdy nikt jej nie widział, leżąc rano w łóżku. Udawałam, że tego nie zauważyłam – to było jej intymne pożegnanie z ukochanym, wymarzonym kotem.

A ja nie mogłam się uspokoić i uwierzyć w to, co się stało. Może jednak Prążek był tylko nieprzytomny, może jeszcze żyje. I w drugi dzień świąt, nie mówiąc nic nikomu z rodziny (bo rozum mówił mi, że zachowuję się, jak idiotka), pojechałam autobusem do lasu, gdzie pochowaliśmy kota. Było to blisko domu naszych przyjaciół, więc poprosiłam ich o pożyczenie łopaty. Piotrek, jak przystało na prawdziwego przyjaciela, powiedział, że pójdzie ze mną, mimo że na pewno wiedział, że nie ma to sensu. Ale poszedł i odkopał pudełko z kotem. Prążek leżał tak, jak go położyliśmy... Wtedy ostatni raz spojrzałam na naszego kotka. Moja nadzieja okazała się tak złudna, jak szalona. Prążek, ucieleśnienie marzenia Asi, odszedł do krainy wspomnień.

Prążek wychodzi   Prążek wraca
Ostatnie zdjęcia Prążka, wykonane na tydzień przed jego śmiercią. Gdyby żył do dziś, miałby 10 lat.

Prążek patrzy       Prążek

Prążek - kot marzeń
Prążek - kot marzeń

Łobuz - mój najukochańszy                              do góry

Warszawa czerwiec 2014 r.

mail