logo

Islandia - dzień VI

Połowę dnia przeznaczyliśmy na zwiedzanie największego miasta Islandii, czyli jej stolicy - Reykjavíku. Wystarczyło, aby przejść się spacerkiem po najważniejszych obiektach, gdyż miasto jest niewielkie. Najdalej położona na północy stolica świata liczy zaledwie 115 tys ludności i aż dziwnie sobie wyobrazić, że skupia prawie 40% mieszkańców całej wyspy. Za to stolica jest bardzo zadbana, posiadająca urok dawnych miasteczek i ponadprzeciętnie rozwinięta kulturalnie. Gdybyśmy chcieli skorzystać z bogatej oferty kulturalnej Reyklaviku (opera, światowej sławy orkiestra symfoniczna i narodowy balet, muzea, kilka teatrów i galerii sztuki), to zwiedzanie nie ograniczało by się do kilku godzin.

Zaczęliśmy poznawanie Reykjaviku właśnie od nowoczesnej bryły opery, dla mnie ciut zbyt kontrowersyjnej, chociaż robiącej wrażenie. Potem ruszyliśmy na Starówkę, która rzeczywiście ma swój klimat – sporo XIX -wiecznych domów zachowało swoją dawną formę, niektóre są jak dawniej drewniane lub kryte sidingiem. Najstarszy dom pochodzi z 1762 r.

panorama Reykjaviky
Panorama Reykjaviku widziana z zatoki Faxa

port z operą
Widok nabrzeża portowego i opery

Opera w Reykjaviku    wnętrze opery
Opera w Reykjaviku

Reykjavik
Jedna z ulic Reykjaviku

stylowa restauracja

domy z sidingiem
Dużo domów krytych jest sidingiem

Przy pomniku założyciela miasta Ingolfura Arnarsona wysłuchaliśmy historii jego „zdobycia” Islandii. Ingolfur był wikingiem i wyruszył z ojczystej Norwegii na poszukiwanie nowej ziemi celem jej kolonizacji. Zabrał ze sobą (poza rodziną i bydłem) także krzesło, które było symbolem jego statusu. Gdy zbliżał się do lądu, wyrzucił krzesło za burtę, aby osiąść tam, gdzie zgodnie z życzeniem bogów krzesło osiądzie na brzegu. Niewolnicy Ingolfura znaleźli je dopiero po 3 latach a on w 874 r założył domostwo tutaj, nadając osadzie imię Reykjavik, czyli Zatoka Dymu (chodziło o parę wydostającą się z gorących źródeł).

rzeźba Arnarsona

Przechodząc kilkoma ulicami miasta zobaczyliśmy niektóre budynki użyteczności publicznej: siedzibę premiera, czyli budynek rządu – jeden z najstarszych kamiennych budynków stolicy (z połowy XVII w.), stylowy uniwersytet oraz bazaltowy popielaty parlament – ten budynek wybudowany pod koniec XIX wieku wygląda dostatecznie nobliwie. Nowoczesny betonowy gmach ratusza, stojący na jeziorem jest już tylko ciekawym rozwiązaniem architektonicznym. W ratuszu odbywają się czasem bezpłatne koncerty i wystawy a my postudiowaliśmy bardzo interesującą mapę reliefową kraju. Stołeczne jeziorko jest pełne kaczek i na pewno w ładny dzień miło jest tu odpocząć. Na deptaku zaczepiają nas intrygujące rzeźby a naprzeciwko ratusza stoi śliczny kościółek kryty zielonym dachem. Niedaleko też znajduje się katedra z końca XVIII wieku.

parlament
Parlament

Uniwersytet
Uniwersytet

budynek Reykjavik

budynek rządu
Budynek rządu

ratusz
Nowoczesny gmach ratusza

jezioro
Jezioro w Reykjaviku, przyjemne miejsce rekreacji

zielony kościółek

katedra
Katedra z końca XVIII w

mewa             rzeźba

W historycznym centrum miasta mieliśmy trochę czasu wolnego, który przeznaczyłyśmy na wędrówkę w poszukiwaniu jakiś drobnych pamiątek. Wszystko jest takie drogie, że trudno było wybrać cokolwiek. Ja skończyłam na kupnie albumu z artystycznymi fotografiami islandzkiej przyrody i zakładek do książek – zawierały zdjęcia islandzkich cudów natury, w tym kolorowych maskonurów. Wstąpiłyśmy też z Bożenką do cukierni, aby skosztować jakiegoś islandzkiego deseru.

główna ulica Reykjaviku
Główna historyczna ulica Reykjaviku

ciekawy dom     nowy kościół
Stare i nowe

stary dom

Równocześnie czekaliśmy na rejs statkiem po zatoce Faxa. Zachęciłyśmy się do tego, a nuż coś zobaczymy… Poza tym lubię pływać po morzu. Sama obserwacja statków w porcie i oddalającego się nabrzeża z ponurym, futurystycznym gmachem była ciekawa. W panoramie miasta ze zdziwieniem odkryłam kilka wieżowców – nie było ich widać z historycznego centrum. Ale obserwacja morskich zwierząt nie udała nam się. Nie tylko nie widzieliśmy żadnego wieloryba, ale też delfiny zaledwie parę razy przeskoczyły na naszych oczach przez fale . Siedzieliśmy na rufie i nie było szans, aby dobić do tłumu okupującego dziób, a jak tylko pilot zauważał jakiegoś delfina płynącego za burtą statku z boku, to zaraz kapitan skręcał w jego kierunku i znowu nic nie widzieliśmy. Tylko mewy dotrzymywały nam towarzystwa.

w porcie
W porcie Reykjaviku

trawler
Zatoka Faxa

port
Port

port Reykjavik


statek wycieczkowy
Takimi ślicznymi stateczkami płynie się na fotograficzny połów wielorybów

latarnia
Wychodzimy z portu

ja na statku
Płyniemy

zatoka
Zatoka w stalowym kolorze - głównie to widzieliśmy

statek i delfin
Wypatrujemy delfinów

delfiny   delfiny w zatoce Faxa
i czasem je widzimy

Trochę na otarcie łez, a trochę z ciekawości (o głodzie nie wspomnę) przysiadłyśmy w morskiej knajpce, gdzie zafundowałam dziewczynom do wyboru szaszłyki z ryby oceanicznej lub hot dogi z baraniną, jako że następnego dnia miały być moje imieniny.

szaszałyk
Czemu Asia tak nieufnie przygląda się temu szaszłykowi?

Popołudnie spędziliśmy, jak dla mnie, bardzo udanie. Udaliśmy się na trekking całkiem blisko stolicy do kotliny z geotermalnymi źródłami. Po godzinnym podejściu i trawersie przez wzgórza zeszliśmy do kotliny osnutej dymami wydobywającymi się z ziemi kilku otworów. Przyjemnie było wędrować po brunatnych ścieżkach wśród zieleni traw i obserwować koronki wodospadu. Dnem kotliny płynie potok ciepłej wody. Aby dojść do miejsca, gdzie urządzono kąpielisko, trzeba jeszcze przedrzeć się przez pole geotermalne pełne bulgoczących i wrzących sinych bajorek – dosłownie przedrzeć się, gdyż smrodliwe opary unoszą się miejscami również nad ścieżką. A potem dochodzi się do zacisznej dolinki z poprowadzonymi wzdłuż potoku drewnianymi pomostami. Tu śmiałkowie ściągają z siebie odzież (teoretycznie mają w tym pomagać dwie „przebieralnie”, ale tylko teoretycznie, gdyż posiadają tylko dwie ściany, ani nie chronią więc przed wiatrem, ani przed wzrokiem ciekawskich) i wsuwają się do potoku. Woda ciepła i nasycona różnymi składnikami mineralnymi (siarką na pewno sądząc po zapachu) jest bardzo zdrowa, ale my nie mogłyśmy się przemóc, aby się rozebrać - taki zimny był wiatr. Zdecydowałyśmy się tylko na moczenie nóg a i tak zakładanie butów było potem niezbyt przyjemnym przeżyciem. Ale sama wyprawa i widoki - bardzo udane.

dolina geotermalna Islandia
Spacer do doliny geotermalnej

ja i Wiola
Jaki miły spacer...

wodospad   w zbliżeniu
Koronki wodospadów

strumyk


 bajorka
Wrzące bajorka i kłęby pary śmierdzącej siarką,...

para z siarką
które trzeba było pokonać

dolina geotermalna
Jesteśmy w dolinie geotermalnej, gdzie można kąpać się w gorącym strumieniu

pomasty
Dla ułatwienia zbudowano tu drewniane pomosty i niby przebieralnie

kąpiel
Przy zimnym wietrze, który wiał, jest to kąpiel dla odważnych...

 skała    Dzień VII

Powrót do strony głównej o podróżach

mail